- Robiąc założenia budżetowe na ten sezon, liczyliśmy na siedem, góra osiem tysięcy widzów na mecz - mówi nam Michał Świącik, prezes forBET Włókniarza Częstochowa. - Tak mało, bo lepiej się pozytywnie zaskoczyć niż rozczarować - dodaje działacz.
Średnia 14250 na mecz nie tylko dobrze wygląda w telewizji, ale i oznacza wymierne korzyści dla klubu. Wiadomo, że dzięki o wiele lepszej frekwencji niż zakładano (lepszej o 7 tysięcy), klub ma większe wpływy do budżetu. O ile? Tego prezes nie zdradza, ale wiadomo, że sytuacja finansowa Włókniarza jest stabilna. - Już rok temu byliśmy na frekwencyjnym plusie - przypomina Świącik. - Zakładaliśmy średnią sześć i pół tysiąca, a już pierwsze spotkania w sezonie oglądało ponad siedem tysięcy. Z każdym meczem było coraz lepiej, choć aż cztery nasze spotkania zostały przełożone na inny termin.
- Gdy idzie o kibiców, to ratuje nas dobra opinia o naszych torze - komentuje prezes Włókniarza. - Już wielcy mistrzowie Tony Rickardsson i Jason Crump mówili, że w Częstochowie jest najlepszy tor do ścigania na świecie. Rok temu znalazło to potwierdzenie w liczbach, bo średnia mijanek na naszych domowych meczach wyniosła siedemnaście i pół na spotkanie. Na niektórych obiektach było tylko trzy i pół, więc nic dziwnego, że kibice chodzili i chodzą tłumnie na nasze mecze.
Jak tak dalej pójdzie, to kasa Włókniarza chyba pęknie z nadmiaru gotówki. Z drugiej strony w klubie żużlowym zawsze jest mnóstwo wydatków. Częstochowianie, mając nadwyżkę, będą mogli pomyśleć o zwiększeniu kwoty na szkolenie. Mogą też przeznaczyć nadwyżkę (o ile prawo spółek na to pozwala) na przyszłoroczne kontrakty. Zatrzymanie Fredrika Lindgrena łatwe przecież nie będzie.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Emocjonalne wystąpienie Błaszczykowskiego. "Miał łzy w oczach"