Wojciech Stępniewski: Nie ma żadnego spisku antyrybnickiego. Mam dość tej opery mydlanej (wywiad)

- W sprawie Grigorija Łaguty wszyscy jak na razie przyznali rację Ekstralidze. O żadnym spisku antyrybnickim, którzy niektórzy próbują lansować, nie ma mowy - mówi w wywiadzie z naszym portalem prezes Wojciech Stępniewski.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Wojciech Stępniewski wręcza medal Matejowi Zagarowi WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Wojciech Stępniewski wręcza medal Matejowi Zagarowi

Jarosław Galewski: Prezes Krzysztof Mrozek powiedział ostatnio, że jest mu żal Wojciecha Stępniewskiego. A jak jest z panem? Też panu żal szefa ROW-u?

Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi: Mam już naprawdę dość tej opery mydlanej i serialu medialnego związanego z dopingiem Grigorija Łaguty. Nie chcemy w tym uczestniczyć. Martwi mnie tylko fakt, że w świadomości kibiców lansuje się jakiś wydumany spisek antyrybnicki. Jak na razie Trybunał PZM, panel dyscyplinarny przy Poladzie w dwóch instancjach, Trybunał Arbitrażowy przy PKOL, Sąd Apelacyjny w Gdańsku przyznały rację Ekstralidze Żużlowej. Czy pan myśli, ze te instytucje też uczestniczyły w spisku przeciwko klubowi z Rybnika? Raz jeszcze na koniec powtarzam: Grigorij Łaguta został złapany na dopingu a jego punkty musiały zostać odjęte, tak jak były sumowane w przypadku wyniku drużyny, kiedy Łaguta uczestniczył w zawodach.

Jednak uchwała, że w PGE Ekstralidze nie mogą jeździć kluby, które podniosą na nią rękę, jest mocno kontrowersyjna.

Jest pan w błędzie. Można być w sporze z Ekstraligą Żużlową, ale w oparciu o przepisy o sądzie polubownym, które przewidują regulaminy PZM. Mamy sąd polubowny w postaci Trybunału PZM, który obowiązuje obie strony potencjalnego konfliktu. Nie jest zatem prawdą, że nie można "kłócić się" z Ekstraligą i w niej jeździć. To, o czym mówię, wynika również wprost z regulaminu licencyjnego, który kluby świadomie akceptują. Konflikt musi się jednak toczyć w Trybunale PZM, a nie Sądzie Najwyższym. Tak samo jest zresztą w innych dyscyplinach sportu. Federacje piłkarskie zrzeszone w FIFA funkcjonują na takich samych zasadach.

A co z Grigorijem Łagutą? Będzie mógł wrócić do PGE Ekstraligi? Pojawiały się już przecież opinie, że może dostać dożywotni zakaz.

Żadnych drastycznych ruchów nie będzie. Każdy ma prawo, żeby wrócić na właściwą drogę. Uznajemy kodeks antydopingowy WADA. Związek może mieć jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy w zakresie sportowym, czyli dotyczącym przykładowo odbierania punktów. Poza tym, respektujemy wyroki POLADA. Skoro Łaguta został zawieszony na dwa lata, to po tym terminie może wrócić i udowodnić, że teraz już jeździ czysto.

Swoją drogą, sezon żużlowy na półmetku, a dyskusja o regulaminie trwa w najlepsze. Jest pan zaskoczony?

O regulaminie nie mówi się ani więcej, ani mniej niż w poprzednich latach. To zawsze ciekawy temat, kiedy nie ma za bardzo nic do powiedzenia. Niech pan weźmie do ręki Tygodnik Żużlowy z lat 90. Nie ma żadnej różnicy. Dyskusja jest tak samo intensywna a nawet mniejsza.

Wielu prezesów mówi, że rezerwowy pod numerami 8 i 16 to bubel regulaminowy. Mają rację?

Ale dlaczego bubel? Moim zdaniem przepis się sprawdził.

Jakie ma pan argumenty?

Daleko ich szukać nie muszę. Pierwszy mecz torunian w Gorzowie. Wypadek Jasona Doyle'a, którego zastępował jadący z numerem ósmym Jack Holder. Tak w ogóle, to nie rozumiem tych narzekań, bo rezerwowy nie jest obowiązkowy. Jeśli komuś ten przepis nie pasuje, to nie musi go po prostu stosować.

A omijanie regulaminu? Miało być dwóch polskich seniorów pod numerami od 1-5, a niektórzy są tylko obecni podczas prezentacji.

Mamy tylko dwie takie sytuacje na osiem klubów.

Ale mamy i może trzeba z tym skończyć?

Nie jestem zdania, że trzeba z tym skończyć. Pierwszy przykład to Toruń, gdzie takiego zamysłu w ogóle nie było. Wymusiła go słabsza postawa Pawła Przedpełskiego. Od początku jasne założenie z Damianem Dróżdżem było w Betard Sparcie. Niektórzy zapominają jednak, że brak rezerwowego niewiele by w jego przypadku zmienił. Gdyby nie było tego przepisu, to zastępowałby go minimum dwa razy Maksym Drabik. Nic takiego się nie stało.

Czyli zmian nie będzie?

Dajmy sobie czas i oceńmy to po upływie minimum trzech lat. Przypominam również, że ten zapis został wprowadzony z premedytacją i po konsultacjach z klubami. Koronny argument był taki, że musimy dbać nie tylko o własne podwórko, ale również o światowy żużel. Potrzebujemy napływu nowych zawodników. Woffinden, Sajfutdinow, Ward, Holder, Lindren to żużlowcy, którzy zaczynali kariery również w oparciu o fakt, że w Polsce jeździli jako juniorzy zagraniczni. Mieli dostęp do najsilniejszej żużlowej ligi świata z odpowiednimi budżetami. To z tego powodu ich kariery nabrały tempa. Nie mówię, że stali się świetnymi zawodnikami tylko dzięki polskiej lidze, ale na pewno miało to olbrzymi wpływ. Bez pieniędzy naszych klubów nie znaczyliby na świecie nic. Przepis o rezerwowym to nic innego jak furtka dla takich jeźdźców jak Max Fricke, Jack Holder czy Brady Kurtz. Za lat pięć mogą być fundamentami PGE Ekstraligi. Jeśli ktoś myśli, że będziemy jeździć wyłącznie Polakami, to jest w błędzie. Nie uciekamy od dyskusji w gronie klubów i PZM.

Na kolejnej stronie dalsza część rozmowy. Wojciech Stępniewski opowiada w niej między innymi o kwestiach sportowych czy powrocie KSM.

Czy uważasz, że przepis o rezerwowym pod numerami 8 i 16 w obecnej formule jest dobrym rozwiązaniem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×