- W niektóre dni nie byłem nawet w stanie podnieść się z łóżka. Miałem depresję i było mi bardzo ciężko - opowiadał naszemu serwisowi w sierpniu 2013 roku Leon Madsen, wówczas zawodnik tarnowskich Jaskółek. To był trudny czas w jego życiu. Choroba spędzała mu sen z powiek, choć to właśnie dzięki długiemu spaniu starał się regenerować. Łatwo nie było, przytył sześć kilogramów, a jazda na żużlu nie sprawiała mu przyjemności.
Od tego czasu minęło 5 lat. Choć z chorobą poradził sobie już jakiś czas temu i mało kto o niej pamięta, dopiero od zeszłego sezonu, gdy trafił do częstochowskiego Włókniarza, stał się jedną z gwiazd PGE Ekstraligi. Ten rok jak na razie jest jeszcze lepszy od poprzedniego, co tylko potwierdza, że zeszłoroczne rozgrywki nie były w jego wykonaniu jednorazowym wyskokiem. - Chciałem i robiłem wszystko, żeby stał się takim zawodnikiem, jakim jest obecnie - mówi nam Michał Świącik, prezes forBET Włókniarza Częstochowa. Postawił na Madsena przed poprzednim sezonem, a ten odwdzięczył się świetnymi wynikami. - Wielu zawodników mówiło nam o nim, że to dobry żużlowiec, gość, który punktuje, ale nie był postrzegany jako gwiazda - uzupełnia prezes Lwów. Teraz Duńczyk to lider pełną gębą.
Czas rozwoju i życiowych wyborów
Leon Madsen po raz pierwszy w polskiej lidze pojawił się w 2006 roku. Miał wtedy 18 lat i został zakontraktowany przez grudziądzki GTŻ. Odegrał epizodyczną rolę, bowiem wystartował w tylko 2 meczach. Nad Wisłę wrócił dwa lata później, już jako zawodnik ekstraligowego klubu z Wrocławia. Na dobre w Polsce zaczął się jednak ścigać dopiero w 2009 roku. Potencjał w nim dostrzegł Marek Cieślak. Madsen w stolicy Dolnego Śląska spędził trzy lata, po czym trafił do Tarnowa. Tam znów spotkał się z Cieślakiem i zaczął rozwijać skrzydła.
Lata 2012 - 2013 to okres hossy dla tarnowian (mistrzostwo Polski i brązowy medal). Duńczyk jeździł dobrze, ale pozostawał nieco w cieniu takich gwiazd jak Greg Hancock, Janusz Kołodziej, Maciej Janowski czy Artiom Łaguta. To byli zawodnicy, którzy ciągnęli wynik Jaskółek, zaś Madsen stanowił dla nich znakomite uzupełnienie. Do tego doszła wspomniana na początku choroba.
Rok później przeniósł się do Gdańska. Choć przez kłopoty finansowe klubu wystąpił w tylko 8 meczach, był to ważny czas w jego życiu, gdyż to właśnie tam poznał Magdę Bradtke, z którą do dziś tworzy szczęśliwy związek. Mieszkają razem w Wejherowie, dzielą wspólne pasje. Jedną z nich jest zdrowy tryb życia. Wspólnie trenują, stosują odpowiednią dietę. Madsen, który pięć lat temu w związku z kłopotami zdrowotnymi miał kłopoty z wagą, teraz jest jednym z najlżejszych i najzwinniejszych zawodników. Z jego social mediów można wywnioskować, że każdą wolną chwilę poświęca na różnego rodzaju treningi. Na każdym kroku pilnuje tez odpowiedniego odżywiania.
Dumny kapitan
Po nieudanej w aspekcie sportowym przygodzie z gdańskim Wybrzeżem, wrócił do Tarnowa. 2015 rok to był zwiastun tego, że Duńczyka stać na zostanie jedną z wyróżniających się postaci w najsilniejszej lidze świata. W 16 meczach w barwach Unii wykręcił średnią 2,206, lecz w kolejnym sezonie obniżył loty (1,864). Co więcej, tarnowianie spadli, na co główny wpływ miała tragiczna śmierć utalentowanego 18-latka Krystiana Rempały.
Madsen, choć miał za sobą pięć sezonów w barwach Jaskółek, postanowił, że nie chce ścigać się na zapleczu PGE Ekstraligi. Decyzje pomógł mu podjąć Marek Cieślak, jeszcze wtedy trener zielonogórskiego Falubazu. Duńczyk związał się z Włókniarzem i zaczął się jego marsz po status gwiazdy.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po częstochowsku
Wespół z Rune Holtą wyczyniali cuda, a apogeum nastąpiło w meczu biało-zielonych w Toruniu. To tam Madsen pokazał, jak bardzo dojrzałym i profesjonalnym zawodnikiem się stał. Gdy próbowano wytrącić go z równowagi poddając pod wątpliwość jego gaźnik, odpowiedział w najlepszy możliwy sposób, czyli wygrywając kolejne wyścigi. A wcześniej zdarzało mu się nie panować nad emocjami, jak w 2016 roku, gdy doszło pomiędzy nim a Kacprem Gomólskim do przepychanki na torze.
Po odejściu Holty, przejął po nim rolę kapitana. Choć już w 2017 roku bardzo przejmował się drużyną. Lech Kędziora, ówczesny szkoleniowiec Włókniarza, był w szoku. - Jego podejście jest dla mnie największym zaskoczeniem. Przyznam, że trochę już pracuję w żużlu, ale Duńczyka o takich cechach charakteru, o takim zaangażowaniu jeszcze nie widziałem. Robi w tym zespole niesamowity klimat, a poza tym jedzie świetnie. Bardzo pozytywna niespodzianka - opowiadał naszemu serwisowi (całość tutaj ->> Włókniarz ma dwóch kapitanów. Trener mówi, że takiego Duńczyka jeszcze nie widział).
Oficjalna nominacja na kapitana w tym roku dodatkowo go zbudowała. - Był bardzo zadowolony i bardzo dziękował za kredyt zaufania, jakim został obdarzony w momencie namaszczenia go na kapitana drużyny. Bardzo często powtarza gest, kiedy to pokazuje na lwa na klatce piersiowej. W mojej opinii wskazuje, że jest Lwom oddany. Oczywiście, wiadomo, że zawodnicy doceniają kluby w których jeżdżą, ale trzeba powiedzieć jasno, że Leon przywiązał się do Włókniarza Częstochowa. Mówi, że jazda dla tego klubu sprawia mu przyjemność i radość - przekonuje Michał Świącik.
I choć przed bieżącym sezonem chciał poznać oferty od innych klubów, finalnie parafował dwuletnią umowę w Częstochowie. - Cieszymy się, bo kiedy mamy do czynienia z aspektem nie tylko czysto biznesowym, to zawodnicy zaczynają jeździć dobrze, oddają drużynie serce. W przypadku Leona ewidentnie to widać. Cieszy nas to tym bardziej, że mówimy o zawodniku, z którym mamy wieloletni kontrakt - komentuje prezes Włókniarza.
Wkrótce obywatel Polski?
Niedawno w mediach gruchnęła informacja, że Leon Madsen stara się o polskie obywatelstwo. Prezesa Lwów taka sytuacja by nie zdziwiła. - Leon mieszka w Polsce wiele lat, ma polską partnerkę, ma tutaj firmę, płaci wysokie podatki do naszych urzędów, ale ważne jest też to, że zarobione pieniądze inwestuje w Polsce. W związku z tym one nigdzie nie wyjeżdżają, tylko zostają u nas w kraju - twierdzi.
Co więcej, być może z Duńczykiem wkrótce będzie można porozumiewać się w polskim języku. Po jednym z tegorocznych meczów w Częstochowie, jeden z dziennikarzy zażartował do niego, aby mówił po polsku. Madsen tylko się uśmiechnął, ale potem w klubie opowiadał, że na konferencji domagano się, by posługiwał się językiem polskim. - Rzeczywiście, uczy się naszego języka, coś już zaczyna po polsku mówić i bardzo dużo rozumie - potwierdza Michał Świącik.
- Leon przyjeżdża na mecze ze swoją partnerką, podróżuje z nią także na wyjazdy. Co więcej, coraz częściej u nas na stadionie pojawia się jego rodzina z Danii. Zaaklimatyzował się bardzo mocno w Częstochowie i w Polsce. Dlatego biorąc to wszystko pod uwagę uważam, że jak mało kto zasługuje na polskie obywatelstwo. Jeżeli tylko będzie się o to starać, to według mnie należy temu tylko przyklasnąć - dodaje prezes Lwów. Jemu i Włókniarzowi oczywiście byłoby takie rozwiązanie na rękę, bo Madsen startujący jako Polak umożliwiałby angaż kolejnego solidnego obcokrajowca. W klubie z Częstochowy na razie jednak w takich kategoriach nie myślą.
Leon Madsen z kolei teraz pewnie swoje myśli skupia na niedzielnych PGE Indywidualnych Międzynarodowych Mistrzostwach Ekstraligi, które odbędą się w Gdańsku. Rok temu wygrał. - I według mnie udowodnił, że jest najlepszy - uważa Świącik. - Z kolei ostatnio we Wrocławiu w meczu ligowym w 15. biegu pokazał, że stać go na wiele. Udowodnił, że potrafi udźwignąć ciężar odpowiedzialności za wynik, nawet mając za rywali znakomitych przeciwników - uzupełnia.
Duńczykowi do pełni szczęścia brakuje kolejnych indywidualnych sukcesów. Nie ukrywa, że jednym z celów jest awans do Grand Prix. Póki co rywalizuje w Tauron SEC, czyli mistrzostwach Starego Kontynentu. Po dwóch rundach zajmuje 2. miejsce, tracąc 3 punkty do Jarosława Hampela.