Oj działo się w Zielonej Górze. Wszyscy ostrzyli sobie apetyty na mecz o utrzymanie pomiędzy Falubazem a Grupą Azoty Unią Tarnów. I nie zawiedli się. Beniaminek przystępował do tego spotkania z wielkimi nadziejami. Artur Mroczka zapowiadał żużlową wojnę, choć jego jazda bardziej przypominała partyzantkę. Przed meczem motywowali go nawet Sergiusz Ryczel i Robert Wardzała. - Mówimy o tobie dobrze i masz dobrze jechać - rzucili w stronę zawodnika tarnowskiej Unii, kiedy ten przyglądał się dyskusji w przedmeczowym studio. - Chcieliśmy go natchnąć dobrym duchem - skwitował Wardzała, który po meczu miał nietęgą minę z powodu porażki Jaskółek.
W parku maszyn obecny był Kacper Gomólski. Żużlowiec Falubazu rywalizacji przyglądał się z boku, bo zabrakło dla niego miejsca w składzie. Na treningach próbował przekonać do siebie Adama Skórnickiego, ale niewiele to dało. - W piątek na trening przywiozłem silnik, który leżał dwa tygodnie w kartonie. Pierwszy raz mogę powiedzieć, że byłem zadowolony z próbnych jazd na miejscowym torze - opowiadał. Ostatecznie menadżer zielonogórzan swoich decyzji pewnie nie żałował, bo drużyna uniknęła bezpośredniej degradacji. - Czekam na mały, świąteczny rock and roll - snuł jeszcze przed meczem plany na świętowanie ewentualnego sukcesu.
Z kolei komentatorzy byli mocno zdziwieni, kiedy w biegu dwunastym Patryk Rolnicki pojechał z Nickim Pedersenem do samej bandy. - Ależ tam wielkie oczy na drugim wirażu musiał mieć Duńczyk - nie mogli się nadziwić. Ostatecznie były mistrz świata chwilę się pogniewał na kolegę z pary, ale szybko mu przeszło. Kiedy okazało się, że wygrali ten wyścig 5:1, nie obyło się bez wspólnej radości i wymiany uprzejmości.
A co ciekawego działo się w Lesznie? W parku maszyn humorem tryskał Dominik Kubera, który dochodzi do siebie po kontuzji stopy. W jej wyniku amputowano mu środkowy palec. - Jestem mega pozytywnie nastawiony. Można powiedzieć, że swoją energią zarażam kolegów z drużyny - stwierdził junior Fogo Unii Leszno. Komentujący mecz Paweł Ruszkiewicz przestrzegał jednak, że zawodnik nie powinien bagatelizować utraty palca. - Każda amputacja to przecież nic dobrego - odpowiedział.
Na torze w Lesznie cuda wyprawiał Janusz Kołodziej, określany mianem człowieka z Nowodworza (jedna z podtarnowskich miejscowości). Lider Unii skutecznie rywalizował m.in. z Maciejem Janowskim, który raz jeszcze musiał tłumaczyć się ze swojego zachowania podczas Grand Prix Polski w Gorzowie, kiedy pokazał środkowy palec Nickiemu Pedersenowi. - Jeżdżę z nim już 10 lat. Kiedyś ta bańka musiała pęknąć. Szkoda, że to się stało akurat teraz - skwitował wyraźnie poirytowany reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO Tak wygląda nowy stadion w Łodzi
Niech nikt w to nie wierzy!