Pierwszy mecz półfinałowy nie ułożył się po myśli Betard Sparty Wrocław. Drużyna ze stolicy Dolnego Śląska nie wykorzystała atutu własnego toru i przegrała z Fogo Unią Leszno 42:48. To stawia ją w bardzo trudnej sytuacji przed rewanżem.
Miejscowym nie pomogły nawet taktyczne szachy. Przed zawodami menedżer Rafał Dobrucki zmienił bowiem układ par i pod numerem dziesiątym znalazł się Max Fricke.
- Max pojechał dobre spotkanie. W końcu nam odpalił. To są play-offy i musieliśmy mieć komfort od początku zawodów. Mieć jeden czy drugi plan na ten mecz. To była kosmetyczna zmiana. Para Woffinden-Fricke miała być docelowa, ale od początku sezonu ciągle coś się działo. Dopiero teraz udało się ją sformułować - bronił swojej decyzji Dobrucki.
Zmiany w ustawieniach par były podyktowane faktem, że w minionym tygodniu treningi po kontuzji wznowił Gleb Czugunow. Rosjanin z pozycji rezerwowego mógłby zastępować gorzej dysponowanych kolegów, ale ból w jego nodze okazał się na tyle silny, że powrót do ligowego ścigania okazał się niemożliwy. - Była taka szansa, że pojedzie. Jednak to nie jest tak, że zestawiłem Woffindena i Fricke'a w jednej parze, bo Gleb wrócił na tor. Ten plan był nam znany dużo wcześniej. Jest jednak szansa, że Gleb wróci na rewanż w Lesznie - dodał menedżer Betard Sparty.
ZOBACZ WIDEO Start wyścigu żużlowego. Leszek Demski wyjaśnia, kiedy bieg powinien być przerwany
Opiekuna wrocławskiej drużyny zawiódł za to Vaclav Milik. Czech zdobył tylko 3 punkty i to jego można w głównej mierze winić za porażkę Betard Sparty. - Milik dostał duży kredyt zaufania. Bardzo duży, ale go nie spłacił. Mieliśmy kilka znaków zapytania przed tym meczem. Fricke rozwiał wątpliwości, Milik nie - przyznał Dobrucki.
Menedżer Betard Sparty ma świadomość, że sytuacja jego drużyny przed rewanżem nie należy do najłatwiejszych. - To są play-offy i trzema zawodnikami się dwumeczu nie wygra. My przecież nie chcieliśmy tylko zwyciężyć ten mecz, ale zdobyć też jak najwięcej punktów i zaliczkę przed rewanżem - ocenił Dobrucki.