Finał PGE Ekstraligi w cieniu brudnych pieluch. Przedpełski pakuje manatki (magazyn)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Cały skład kapituły Gali PGE Ekstraligi
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Cały skład kapituły Gali PGE Ekstraligi

Niedzielny magazyn PGE Ekstraligi był napakowany jak kabanos. Prowadzący Marcin Majewski stwierdził, że po raz pierwszy przy stole zasiadło tak wielu gości. Czuliśmy się trochę jakbyśmy zostali zabrani na dobrą biesiadę. Zabrakło tylko wódki.

Panowie udowodnili nam jednak, że bez alkoholu też się można świetnie bawić. Temat pierwszego meczu finałowego Cash Broker Stali Gorzów z Fogo Unią Leszno tak jak szybko zaczęli, tak skończyli. Nasz redakcyjny mentor Dariusz Ostafiński doskonale zobrazował zawody jednym zdaniem. - Tor zaskoczył in minus. Gospodarze przekombinowali z przygotowaniem nawierzchni. Dominował schemat start-krawężnik - komentował.

Później wjechaliśmy z butami do domu państwa Woźniaków, gdzie głowa rodziny - Szymon - więcej emocji niż na torze doświadcza w domu przy przewijaniu dzieci. - Czasami jest tam niezła "gripa". Wtedy proszę o pomoc żonę i ona na szczęście jest na tyle uczynna, że nie stawia oporów - tłumaczył. Z wielką dozą odpowiedzialności możemy napisać, że wraz z otwarciem pieluchy, po nozdrzach nie "ładuje" zapach spalonego metanolu. Za chwilę do dyskusji podłączył się Michał Łopaciński z nc+, który przyznał się, że najbardziej kłopotliwe było dla niego rozpinanie guzików w body swojego szkraba.

Po małym żużlowym hyde parku z udziałem Szymona, narzeczonej Karoliny i uroczych bliźniaczek - Uli i Gabrysi, przyszedł czas na omówienie absolutnego hitu jakim nieoczekiwanie stała się potyczka o brązowy medal pomiędzy Betard Spartą Wrocław, a forBET Włókniarzem Częstochowa. Okazało się bowiem, że to spotkanie pozostawiło finał w głębokim cieniu. Od emocji aż kipiało nie tylko na torze.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: Widziałem w piątce Sajfutdinowa, zamiast Woffindena

Trener gości Marek Cieślak złościł się na arbitra, że podejmował decyzje krzywdzące jego zespół. Szkoleniowiec doczepił się o wykluczenie Fredrika Lindgrena i dopuszczenie do powtórki w jednym z biegów Gleba Czugunowa. - Marek wypowiada się w typowy sposób dla szkoleniowca, który stara się bronić swojej drużyny, nawet nie mając racji. Trochę to nie przystoi selekcjonerowi reprezentacji - strofował go szef sędziów Leszek Demski.

Dwanaście punktów będzie w rewanżu niezwykle trudno odrobić, ale według obserwatorów częstochowianie zgotowali sobie taki los na własne życzenie, wiele razy w całym meczu obierając nieodpowiednie ścieżki. - Jeździli od Sasa do lasa - wyczerpał temat redaktor Ostafiński.

Na sam koniec, w ogień pytań wpadł główny bohater niedzielnego magazynu - Paweł Przedpełski, który choć sam nie chciał tego przyznać wprost, raczej na pewno pożegna się po trwającym jeszcze sezonie z Toruniem i ekipą Get Well. - Skłamałbym jeśli powiedziałbym, że nadal będę reprezentował dotychczasowy klub. Szanse na pozostanie oceniam pól na pół - zakomunikował.

To trochę jak w tym żarcie, którym można żonglować według uznania:- Paweł jak oceniasz swoje szanse na jazdę w Toruniu? - Na 50 proc. Ja chcę, oni mnie nie.

Podczas gdy szef żużla w stacji nc+ cisnął dalej biednego Pawła jak cytrynę, w roli opiekuńczego wujka "Dobra Rada" wystąpił Dariusz Ostafiński. - Pakuj manatki! - nawoływał. - Paweł potrzebuje zmiany. Własny zawodnik przeważnie jest traktowany po macoszemu. Dopiero później kiedy nie mu już go w klubie, docenia się stratę. Nieodzowny jest tu przykład Adriana Miedzińskiego - zaznaczał.

Przedpełski zwrócił również uwagę na aspekt, który jest szalenie ważny przy kompletowaniu drużyny, a na który niewątpliwie będą także patrzeć miejscowi fani. - Gdybym odszedł, w klubie nie będzie prawdopodobnie żadnego wychowanka - mówił.

Żużlowiec ma podjąć decyzje co do swojej przyszłości w Toruniu w ciągu dwóch tygodni. Po gestach i formie wypowiadanych słów, zakłopotaniu w jakie wpadał po pytaniach prowadzącego, łatwo się domyślić, że zawodnikowi nie jest po drodze z Jackiem Frątczakiem. Choć on sam deklarował, że nie widzi przeszkód, aby kontynuować współpracę ze skaczącym po bandach menedżerem.

Wiele mówiło się o tym, że po ewentualnym odejściu z Torunia Przedpełski będzie chciał odbudować swoją formę w Nice 1 Lidze Żużlowej. Tymczasem zawodnik rozwiał te wątpliwości w kilku żołnierskich słowach. - W ogóle nie myślę o zejściu ligę niżej. Czuję się zawodnikiem ekstraligowym - oświadczył.

Przedpełski nie krygował się z tym, że z lekkim zdziwieniem przyjął fakt, że to Daniel Kaczmarek, a nie on otrzymał dziką kartę na ostatnie w tym sezonie Grand Prix w Toruniu. Sam nie zaakceptował proponowanej mu w tym turnieju roli rezerwowego.

Na koniec mieliśmy łączenie z Barceloną i menedżerem Patryka Dudka - Krystianem Plechem, który wyjaśnił nam, że szanse na powrót do startów przez "Duzersa" jeszcze w tym sezonie są praktycznie zerowe. To duży cios dla sympatyków Falubazu Zielona Góra, którzy bardzo liczyli, że ich lider wspomoże zespół w potyczkach barażowych o pozostanie w PGE Ekstralidze. Drugi z rzędu medal Grand Prix też przeszedł koło nosa.

Źródło artykułu: