Podczas finału IMEJ Dominik Kubera był jednym z faworytów do zwycięstwa w całych zawodach. Wychowanek Unii Leszno zdobył 14 punktów i został najlepszym juniorem w Europie. Na drugim stopniu podium stanął uznawany za bardzo duży talent Wiktor Lampart. Zawodnik Speed Car Motoru Lublin zdobył jeden punkt mniej od Kubery. Menedżer 17-latka - Rafał Trojanowski - uważa, że zajęcie drugiego miejsca nie było wstydem.
- To był bardzo duży sukces. Przegrać z Kuberą to nie wstyd. Aczkolwiek po każdych zawodach muszę analizować i wyciągać wnioski, bo chcemy dążyć do perfekcji. Zdaje sobie sprawę, że można było nawet zrobić więcej, bo z korzystniejszym numerem startowym byłaby duża szansa na zwycięstwo. Zarówno Wiktor, jak i ja byliśmy na tym torze pierwszy raz. Tamtejszy tor jest twardy, czarny, bardzo długi i podobny do tego w Krośnie, choć dużo węższy. Liczył się tam głównie start i nie było możliwości wyprzedzania - powiedział w rozmowie z mediami klubowymi z Lublina.
Dzień po zawodach w Niemczech cały team Lamparta udał się na ligowe spotkanie do Rybnika. Do pokonania mieli ponad 1000 km, co dało w kość samemu zawodnikowi. 17-latek zdobył trzy punkty.
- Praktycznie przez 14 godzin byliśmy na stadionie. Zawody były dopiero o godz. 19 i kończyły się około 22. Do pokonania mieliśmy 1000 kilometrów. Około północy przekroczyliśmy polską granicę i mieliśmy do pokonania jeszcze 700 kilometrów. To była długa podróż przez całą noc, choć wiadomo, że przespaliśmy się trochę w busie. W takich mecze jak ten w Rybniku często decyduje kwestia dyspozycji dnia. Akurat tym razem nie poukładało się to za dobrze, dlatego ten wynik jest jaki jest. Jednak walka się jeszcze nie skończyła - zakończył Rafał Trojanowski.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: trofeum przechodnie