Plusy i minusy weekendu. Unia Tarnów ma talent czystej wody. Woryna nie zasłużył na lincz (komentarz)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Kacper Woryna
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Kacper Woryna

Ostatni weekend miał trzech bohaterów. Na słowa uznania zasłużył Tai Woffinden, który w wielkim stylu sięgnął po tytuł mistrza świata. Furorę w Ostrowie zrobił Mateusz Cierniak, a w Rybniku gwiazdą barażu był niespodziewanie Mateusz Szczepaniak.

Rozdawanie plusów za ostatni weekend rozpoczynamy od sobotniej rundy Grand Prix na Motoarenie. W tym przypadku warto pochwalić zarówno Taia Woffindena, który bronił przewagi, jak i atakującego go Bartosza Zmarzlika. Dzięki obu zawodnikom przez długi czas mieliśmy wielkie emocje. W pewnym momencie przewaga Brytyjczyka stopniała zaledwie do pięciu punktów i wydawało się, że wszystko będzie jeszcze możliwe. Tai w porę opanował jednak sytuację. Wytrzymał próbę nerwów i sięgnął po trzeci w karierze tytuł. Mistrz pokazał klasę nie tylko na torze. Swój sukces zadedykował Tomaszowi Jędrzejakowi. Nazwisko swojego kolegi z toru powtórzył bardzo wyraźnie kilka razy. Niektórym na pewno zakręciła się wtedy łezka w oku.

Drugim bohaterem weekendu był bezsprzecznie Mateusz Cierniak. Tarnowianin wziął udział w rewanżowym spotkaniu barażowym pomiędzy MDM Komputery TŻ Ostrovią a Euro Finannce Polonią Piła. To był debiut marzenie. 16-latek pojawił się na torze cztery razy i zakończył rywalizację z płatnym kompletem punktów. Za jego plecami linię mety mijali tacy rutyniarze jak Tomasz Gapiński i Rafał Okoniewski. Jeden i drugi mógłby być spokojnie ojcem Mateusza. W niedzielę różnicy w doświadczeniu nie było jednak widać w ogóle. To tylko pokazuje, że Grupa Azoty Unia Tarnów ma u siebie talent czystej wody. Kolejka po młodego zawodnika ustawiła się już dawno. Prezes Łukasz Sady musi zrobić wszystko, żeby go zatrzymać. Nie mam wątpliwości, że za takim wychowankiem pójdą tłumy kibiców. To fundament, na którym należy budować.

Dwie niespodzianki mieliśmy w Rybniku. Nie był nią wygrany przez Falubaz Zielona Góra dwumecz, bo taki scenariusz przewidywała większość obserwatorów. Wszystkich zadziwił jednak Mateusz Szczepaniak. Zawodnik, który w tym sezonie zmagał się z wieloma problemami, w najważniejszym momencie okazał się liderem swojego zespołu. Jego plecy musiały oglądać największe gwiazdy zielonogórskiej drużyny. Bezradni byli Piotr Protasiewicz, Michael Jepsen Jensen czy Grzegorz Zengota. Szczepaniak zrobił sobie świetną reklamę przed okresem transferowym. W PGE Ekstralidze mamy przecież kilka klubów, które potrzebują polskiego seniora. Kto wie, czy któryś z nich nie skupi swojej uwagi na młodszym z braci Szczepaniaków.

Drugą, ale negatywną niespodzianką w Rybniku była postawa Kacpra Woryny. Dla lidera ROW-u minus, bo zawiódł w najważniejszych momentach sezonu. Dalecy jednak jesteśmy od linczowania Woryny. Bez niego rybniczan nie byłoby w ogóle w finałach ani w barażach. Sugerowanie mu, że odpuścił ostatnie spotkania, bo jest już dogadany z innym klubem, jest naszym zdaniem nie na miejscu. Jesteśmy pewni, że wychowankowi w niedzielę zależało jak mało komu. Słabe mecze barażowe nie oznaczają również, że Woryna nie nadaje się jeszcze na PGE Ekstraligę. Jest na nią jak najbardziej gotowy. Pytanie tylko, czy wybierze już teraz taki kierunek.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: finał Fogo Unia Leszno - Cash Broker Stal Gorzów

Minus również dla Euro Finannce Polonii Piła. Nie chodzi jednak o przegrany baraż z Ostrovią, ale o całokształt. To wręcz niewiarygodne, że klub, który dysponował takimi zawodnikami jak Okoniewski, Gapiński, Jonasson czy Cyfer nie zdołał obronić pierwszej ligi. Za drużyną ciągnęło się wiele problemów natury organizacyjnej, które w ostatecznym rozrachunku doprowadziły do upadku. Pilanie muszą zacząć od drugiej ligi. Mamy nadzieję, że w mieście znajdą się ludzie, którzy będą mieć determinację i postanowią budować od nowa. Oby nie popełnili błędów swoich poprzedników.

Na koniec gratulacje dla MDM Kompotery TŻ Ostrovii, a zwłaszcza Radosława Strzelczyka i Mariusza Staszewskiego. Przy takich ludziach światło w Ostrowie raczej nigdy nie zgaśnie. Prezesa należy pochwalić za to, że od początku mierzy siły na zamiary. Ostrovia pod jego wodzą skończyła z łatką klubu, który "lubi" skandale. Zamiast tego powstała ciekawa wizja, której jednym z fundamentów jest rozwój szkółki żużlowej. Jeśli chodzi o Staszewskiego, to plus nie tylko za dobre prowadzenie pierwszej drużyny, ale również za fantastyczną pracę z młodzieżą. Ostrowianie awansowali w niedzielę do pierwszej ligi, ale jeśli chodzi o szkolenie to już ekstraligowa czołówka. W Ostrowie dawno nie było tak dobrze jak teraz.

Źródło artykułu: