Szymon Woźniak: Rodzina dodaje mi skrzydeł. Jestem gotowy na rolę prowadzącego parę w Stali (wywiad)

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Szymon Woźniak w meczu Włókniarz - Stal.
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Szymon Woźniak w meczu Włókniarz - Stal.

- Chcę zdobyć tytuł mistrza świata. Taki cel mi przyświeca. Jak przestanie, to skończę z jazdą na żużlu. Dopóki człowiek myśli o tym, żeby wejść na szczyt, to sport ma sens - mówi żużlowiec Stali Szymon Woźniak.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Rok temu przenosił się pan ze Sparty do Stali z określonymi nadziejami. Tor, który pan lubi miał pomóc w rozwoju. Transfer spełnił oczekiwania?

Szymon Woźniak, żużlowiec Cash Broker Stali Gorzów: Miniony sezon nie był jakiś fantastyczny w moim wykonaniu i ja sobie zdaję z tego sprawę. Nie było tak dobrze, jak sam zakładałem. Kibice też pewnie liczyli na więcej. Media również. Mimo wszystko, jak na pierwszy sezon, choć wiele osób przestrzegało mnie, że łatwo nie będzie, to uważam, że się wybroniłem. Po kontuzji Martina Vaculika, kiedy dostałem jego numer startowy i zostałem prowadzącym parę, to wypełniałem skutecznie zadania powierzone mi przez trenera.

Potem była kontuzja.

A po niej wróciłem do roli doparowego i wyniki znowu były ciut gorsze. Tyle że ciężko jednoznacznie stwierdzić, jaki był tego powód. Być może był to efekt tego, że wypadłem na półtora miesiąca. Mogło też jednak chodzić o to, że dostałem gorszy numer startowy. Zawsze byłem ostatni do tłumaczenia kiepskiej jazdy numerem, bo dobry żużlowiec w każdych okolicznościach powinien sobie poradzić. Jednak zawodnikowi drugiej linii trudniej jest punktować, ma to przełożenie na końcowy wynik.

Pańska średnia, w porównaniu z poprzednim sezonem, podskoczyła nieznacznie.

Tyle że ja nie podchodzę do tego w taki sposób. Mówiąc, że przejście do Stali ma mi pomóc w rozwoju nie miałem na myśli pierwszego sezonu. Nie szukam klubu na rok czy dwa. Pewnie, że człowiek nie na wszystko ma wpływ, że czasami rozstaje się z kimś po roku, ale przenosząc się do Gorzowa, miałem na myśli perspektywę kilku sezonów. Powtórzę raz jeszcze, że przestrzegano mnie, iż przy domowym torze w Gorzowie lekko mi nie będzie, ale moim zdaniem się obroniłem.

ZOBACZ WIDEO Najpiękniejsza strona żużla. Miss Startu zakochała się w speedwayu

Jakiś czas temu słyszałem w jednym z klubów Ekstraligi, bodaj w Get Well, że mieli pana pytać o to, czy chciałby pan z nimi rozmawiać po sezonie o transferze. Miał pan odmówić. To by potwierdzało, że faktycznie myślał pan w dłuższej perspektywie.

Nie chciałbym tego komentować, bo mnie z nikim nie wolno było dotąd rozmawiać. Zresztą, tak jak powiedziałem, wybrałem rok temu Stal jako opcję długofalową.

Jest pan gotowy na awans. Po odejściu Martina Vaculika to pan może być trzecim, obok Bartosza Zmarzlika i Krzysztofa Kasprzaka, prowadzącym parę.

Ja niczego nie zakładam ani się nie spodziewam. Zwłaszcza gdy idzie o sport. Takie szykowanie się na konkretne rozwiązania jest często złudne. Potem można się mocno rozczarować. Ja chcę być gotowy na odgrywanie każdej roli w Stali, chcę być solidnym punktem tej drużyny. A jeśli trener Chomski zdecyduje, że powinienem prowadzić parę, to nawet się nie zająknę. Powiem, że super i podejdę do tego tak, jak powinienem. Teraz jednak niczego nie zakładam, na nic się nie nastawiam.

Jeśli jednak wiemy, że Vaculika nie będzie, a dojść mają Kildemand i Thomsen, to pana awans na prowadzącego parę wydaje się oczywisty. Pan powiedział, że się nie zająknie, więc rozumiem, że jest pan gotowy na to wyzwanie.

Czuję się sportowo bardziej dojrzały niż przed rokiem. Jestem gotowy, żeby pełnić bardziej odpowiedzialną funkcję. Wszystko w moich rękach. Jeśli będę dobrze przygotowany, to podołam. Na pewno, jak zawsze, będę mógł liczyć na wsparcie rodziny i teamu. Na nich nigdy się nie zawiodłem, a ewentualna decyzja o awansie da mi tylko więcej wiatru w żagle.

Jaka będzie Stal po zmianach? Jak pan sądzi?

Nic nie sądzę. Klub buduje się tak, jasno o tym się mówi, żeby kibicom zagwarantować osiemnaście meczów w sezonie. Tego się trzymamy. Wrócę do historii z kontuzją Martina. Kiedy wypadł, to wszyscy łapali się za głowę, że Stal w tarapatach, że będą porażki, a stało się wręcz przeciwnie. Nie zawsze nazwiska świadczą o sile drużyny. Wielu było już outsiderów, co bili się o medale. Stal na swoim torze, z trenerem Chomskim i całym sztabem, jest w stanie zaskoczyć nawet, jak będzie słabiej wyglądać na papierze.

Proszę powiedzieć, jakie przełożenie na pana formę miało pojawienie się córek. To poważna życiowa zmiana.

Mieliśmy jednak z narzeczoną wszystko tak poukładane, że o nic nie musiałem się martwić. Nikt przez moją pracę nie ucierpiał. A ja, dzięki narodzinom córek, dostałem nowej energii. To było pozytywne wydarzenie, piękny moment, który dodał mi takiej siły, jakiej nigdy dotąd nie miałem. Początki były trudne, ale dziewczynki już są troszkę starsze, trochę podrosły, więc jest nam zdecydowanie łatwiej.

Mówi się, że zawodnik musi mieć porządek w domu, bo w innym razie nie osiągnie sukcesu. Bałagan to kłopoty.

Też tak to widzę. Uważam, że dzięki temu, iż zostałem ojcem, stałem się też lepszym zawodnikiem. Rozwój mojej rodziny przełożył się na mój rozwój.

W tym roku stracił pan jednak tytuł mistrza Polski. Od razu jednak dodam, że przez kontuzję, żeby nie było, że szukam dziury w całym.

Walczyłem z czasem, żeby na finał wrócić i w ogóle pojechać. Udało się, ale forma była nie ta. Będę jednak walczył o to, żeby czapka Kadyrowa, główne trofeum dla mistrza Polski, wróciło do mojego domu. Była w nim przez rok, teraz jej nie ma, ale postaram się, żeby znalazła się w nim ponownie.

Jakieś inne cele. Poza tymi klubowymi oczywiście.

Chcę zdobyć tytuł mistrza świata. Taki cel mi przyświeca. Jak przestanie, to skończę z jazdą na żużlu. Dopóki człowiek myśli o tym, żeby wejść na szczyt, to sport ma sens. Pewnie, że w tym roku zdobycie tytułu jest niemożliwe, ale może uda się wykonać jakiś krok. Będę walczył o awans do Grand Prix.

Źródło artykułu: