Dariusz Ostafiński: 10 tysięcy za punkt. Nie było takiej oferty dla Pedersena (komentarz)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Nicki Pedersen i Bartosz Zmarzlik dziękują sobie za walkę na torze.
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Nicki Pedersen i Bartosz Zmarzlik dziękują sobie za walkę na torze.

W kuluarach ciąg dalszy nagonki na Motor. Efekt jest taki, że potem czytamy informacje, jakoby beniaminek oferował 10 tysięcy za punkt Nickiemu Pedersenowi. Tyle tylko, że lublinianie nie rozmawiali z Duńczykiem o warunkach finansowych.

[tag=51337]

Speed Car Motor Lublin[/tag] najpewniej okaże się największym przegranym transferowej giełdy. Na dokładkę działacze beniaminka już mają przyklejoną etykietę desperatów, którzy w obliczu trudnej sytuacji na rynku zawodniczym (nikogo sensownego nie potrafią ściągnąć) stracili głowę.

Wszyscy lubią sobie wycierać gębę Motorem. Niedawno mogliśmy przeczytać, że to właśnie ten klub oferował Nickiemu Pedersenowi 10 tysięcy za punkt. Pewnie niejeden popukał się w głowę. Problem w tym, tak wynika z naszych ustaleń, takiej propozycji w ogóle nie było. Nie przebił więc beniaminek pani Marty Półtorak, która 8 lat temu zaoferowała 8 tysięcy za punkt Jasonowi Crumpowi.

Motor oczywiście bardzo chciał Pedersena, ale Nicki już praktycznie na "dzień dobry" oświadczył, że jego ta oferta nie interesuje. Miał powiedzieć, że jest dogadany z Falubazem Zielona Góra i do rozmowy o pieniądzach, w tej sytuacji, w ogóle nie doszło. W świat jednak poszło, że w Lublinie zwariowali. I żeby było jasne, to nie winię autora tekstu, lecz środowisko, które puszcza w eter tego rodzaju kwiatki. Jedni robią to dla odwrócenia uwagi od siebie, inni z zemsty, a jeszcze inni po to, żeby pokazać, że są gorsi od nich.

Dlaczego użyłem stwierdzenia zemsta? O ile bowiem sytuacja z Pedersenem jest mocno przestrzelona, o tyle Motor nadepnął kilku ludziom na odcisk. Pamiętajmy, że Włókniarz musiał pewnie zapłacić parę groszy więcej za Mateja Zagara, a takich sytuacji mogło być więcej. Musiało być, bo nie tylko w Częstochowie skarżą się na działania dyrektora Jakuba Kępy.

Swoją drogą, to co dzieje się na transferowym rynku, także w obliczu wyciekających informacji na temat Motoru, pokazuje, że kluby mają kasę, ale i też problem z kupieniem takich zawodników, jakich by chcieli. Prezes doskonale zorientowany w realiach powiedział mi, że to się skończy czymś spektakularnym. Jeśli nawet nie teraz, to w maju przyszłego roku. Wtedy na tor ma wrócić Grigorij Łaguta.

Rosjanin po dopingowej karencji ma zasilić ROW. W środowisku mówi się, że podpisał nawet jakieś zobowiązanie. Kluby sondujące temat mówią, że Rosjanin będzie jednak do wzięcia, jeśli ktoś przeleje pół miliona złotych na konto rybnickiego klubu. Nie wiem, czy ta informacja jest w 100 procentach prawdziwa, ale temat Łaguty żyje, bo rynek jest niesamowicie ubogi. Jest tak źle, że prezesi wyrywają sobie zawodników z rąk i szukają sposobu na wzmocnienie, gdzie tylko się da. Z tego rodzą się mniejsze lub większe wojny.

ZOBACZ WIDEO Bilety na SGP w Warszawie - jak i gdzie kupić?

Źródło artykułu: