Gorzowianie chcą, żeby w sezonie 2019 ich tor umożliwiał ściganie od startu do mety. To duża zmiana, bo w minionym sezonie bywało z tym różnie. - Byłem w Gorzowie bardzo często i porównanie do lat wcześniejszych rzeczywiście nie wypada najlepiej - przyznaje były menedżer Unibaksu Toruń i ekspert nSport+ Sławomir Kryjom.
- W erze Tomasza Golloba i Nickiego Pedersena ścigania było więcej. W swoim żużlowym życiu widziałem kilkadziesiąt świetnych wyścigów na torze w Gorzowie. To pokazuje, że można - dodaje ekspert.
Wszystko wskazuje na to, że gorzowianie będą chcieli wrócić do tego, co było kiedyś. Pytanie tylko, czy ich koncepcja okaże się słuszna. - Można robić wszystko z nastawieniem na wynik i kosztem widowiska. Moim zdaniem jedno i drugie da się jednak też połączyć. Najlepszym dowodem jest tegoroczny finał PGE Ekstraligi czy mecze Unibaksu Toruń w latach 2011 - 2014 - wspomina Kryjom.
Nasz ekspert chwali gorzowian, bo uważa, że ich pomysł to reakcja na przeprowadzone transfery. Przypomnijmy, że Cash Broker Stal rozstała się z Martinem Vaculikiem, a zakontraktowała Andersa Thomsena i Petera Kildemanda. - Thomsen i Kildemand atomowych startów nigdy nie mieli, więc zmiana powinna im pomóc. Wygląda na to, że polityka Stali jest bardzo spójna. Transfery i sposób przygotowania toru składają się w jedną logiczną całość. Zmarzlik i Kasprzak też na tym nie ucierpią, bo oni lubią się ścigać przez cztery okrążenia - podkreśla.
Kryjom widzi jednak także jeden poważny problem. - Uważam, że taka koncepcja składu może odbić się negatywnie przy okazji meczów wyjazdowych. Thomsen i Kildemand będą musieli najczęściej odbierać rywalom pozycje na dystansie. Na obcych torach to będzie trudniejsze - podsumowuje.
ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji