[b]KOMENTARZ
[/b]
Nie będę owijał w bawełnę. Śmierć Tomasza Jędrzejaka, z którą do dzisiaj nie mogę się pogodzić, była dla mnie ogromnym wstrząsem. Znaliśmy się ponad 20 lat. Zaczynaliśmy w podobnym czasie. On pierwsze ślizgi na torze, a ja pierwsze teksty. Nasze losy przeplatały się raz po raz. Na pewno nie ma drugiego żużlowca w tym kraju, do którego wykonałem tyle telefonów i z pewnością nikt inny z zawodników nie dzwonił do mnie tak często. Pewnie, że były momenty półrocznego milczenia. Tomek nie lubił rozgłosu. Nie przepadał za mediami i wywiadami. Był nieufny. Nawet w stosunku do mnie. Znaliśmy się, ale i tak autoryzował prawie każdy dłuższy wywiad. Dla niego liczyło się czasami pojedyncze słowo. Lubiłem go i szanowałem. Często powtarzałem, że w mojej prywatnej hierarchii był pierwszy po Tomaszu Gollobie. Był dla mnie lokalnym bohaterem, człowiekiem z Ostrowa, który przerósł swoimi umiejętnościami miejscowy żużel. Spokojnie jednak mógł skończyć karierę sportową w Ostrowie, mógł tutaj dalej pracować przy żużlu czy obok speedwaya, ale na pewno przy sporcie. Tomek był bowiem sportowcem z krwi i kości. Pisząc o Nim wspomnienie 14 sierpnia, będąc zszokowany jego śmiercią, przypominałem sobie kolejne obrazki i zdarzenia. Było ich tak wiele, że w jednym tekście się nie pomieściły. Obiecałem Mu kiedyś, że usiądziemy i napiszemy książkę. Teraz już bez Tomka, będzie mi ją trudniej zrealizować. Pozostały jednak wywiady, wspomnienia nie tylko moje, ale wielu osób, które na swojej drodze spotkały Jędrzejaka. Warto je przelać na papier…
[b]
BOHATER
[/b]
Wciąż jeden i ten sam. Tomasz Gollob. Kiedyś pokonywałem za nim setki tysięcy kilometrów przez ponad 20 lat startów w Grand Prix. Zjeździłem Europę wzdłuż i wszerz. Nie dotarłem tylko na Antypody. Kibicowałem mu wtedy, gdy w 1999 roku wyprzedzał na Stadionie Olimpijskim Jimmy'ego Nilsena. Byłem wstrząśnięty, gdy kilka miesięcy później na tym samym obiekcie przelatywał przez płot podczas koszmarnego karambolu w Złotym Kasku. Łudziłem się tydzień później, że w Vojens wydarzy się cud. Nie wydarzył się. Warto było jednak czekać do 25 września 2010 roku w Terenzano, by na włoskiej ziemi przeżyć najpiękniejsze chwile w dziennikarskiej przygodzie. I te słowa do kibiców - przepraszam, że musieliście czekać na to tak długo. Mistrzu, Tomaszu, tak jak walczyłeś o upragniony tytuł indywidualnego mistrza świata, tak walcz o swoje zdrowie! Wierzę, że nigdy się nie poddasz i któregoś pięknego dnia staniesz na nogi. Radość będzie wówczas jeszcze większa niż pamiętnego 25 września 2010 roku. Nomen omen sprawiłeś mi wtedy piękny urodzinowy prezent, którego nie zapomnę do końca życia.
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Kołodziejczyk o przejęciu Wisły. "To wszystko jest szyte grubymi nićmi"
KONTROWERSJA
Ireneusz Nawrocki. Tutaj wiele nie trzeba pisać. Wystarczy imię i nazwisko. Gość pojawił się znikąd. Naobiecywał złote, o przepraszam diamentowe góry żużlowcom. Wielu się nabrało. Jeśli ktoś przyszedł do żużla i uważa, że na tym sporcie można się dorobić, to albo jest fantastą albo Nikodemem Dyzmą. Stal Rzeszów minimalnie w finale pokonała TŻ Ostrovię. Pamiętam tę ich radość w Ostrowie po zwycięstwie 46:44, które okazało się kluczowe w kontekście rewanżu. Zespół Mariusza Staszewskiego awans wywalczył nieco później w barażach. W Nice 1. LŻ w sezonie 2019 pojedzie. Stali Rzeszów tam nie będzie. Sprawdziło się stare porzekadło, ten się cieszy, kto się cieszy ostatni. W Ostrowie przełykaliśmy podobną gorycz po sezonie 2015. Banicja trwała rok. Rzeszowianom życzę szybkiego powrotu do ligi już bez wizjonerów z rzekomymi milionami na koncie.
AKCJA ROKU
Pewnie, że można się zachwycać akcją Leona Madsena, który dał awans Włókniarzowi do play-off. Cenię to bardzo i z meczów PGE Ekstraligi zapamiętałem to pewnie najbardziej. W pamięci zapadł mi jednak ligowy debiut Mateusza Cierniaka w barażu w barwach TŻ Ostrovia. Chłopak już w pierwszym wyścigu do kreski walczył o dwa punkty z bonusem, w kolejnym starcie rozstawiał po kątach doświadczonych żużlowców, którzy mogliby być jego ojcami. Wielkie brawa. Trzymam kciuki za Mateusza, bo widać, że to talent czystej wody. Oby omijały go kontuzje i dopisało szczęście, a wtedy nie tylko tarnowski, ale cały polski żużel będzie miał z niego wielką pociechę.
CYTAT
Koledzy redakcyjni wspominali wiele cytatów z tego roku. Mi przypadł do gustu jeden z ostatnich dni. Tuż przed wigilią, gdy TŻ Ostrovia przedstawiała drugiego sponsora tytularnego, Krzysztof Malesa, właściciel rodzinnej firmy Malesa wypalił, że w dalekiej przeszłości zdarzało mu się skakać przez płot na zawody żużlowe, a teraz jako sponsor spłaca "dług" z przeszłości. Prezes Radosław Strzelczyk wykazał się refleksem i poczuciem humoru, apelując od razu: Mam nadzieję, że śladem Krzysztofa Malesy, ujawnią się wszyscy, którzy w dawnych czasach skakali przez płot na żużel. Teraz chętnie przyjmiemy ich do grona naszych sponsorów.
LICZBA
2 - trochę tych dwójek w 2018 roku się nazbierało. Dwoma punktami TŻ Ostrovia przegrała finał play-off 2. LŻ ze Stalą Rzeszów, by później w drugim podejściu pokonać dwukrotnie w barażu Polonię Piła. Drugi w rywalizacji o tytuł indywidualnego mistrza świata był w tym roku Bartosz Zmarzlik. Czekam, by w 2019 roku zamienił to na jedynkę, czego mu szczerze życzę.