W Częstochowie rozkwita moda na Włókniarz. Klub uzależniony od miasta (wady i zalety)

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: mecz Włókniarza ze Spartą w 2018 roku (49:41) obserwował komplet publiczności
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: mecz Włókniarza ze Spartą w 2018 roku (49:41) obserwował komplet publiczności

Widząc wypełnione po brzegi trybuny, entuzjastycznie reagującą publikę i widowisko powodujące gęsią skórkę, robi się cieplej na sercu. Włókniarz to ma, ale też musi pamiętać, że bez wsparcia miasta może się zrobić problem.

Na spotkania przy Olsztyńskiej z niecierpliwością wyczekują nie tylko kibice Włókniarza, ale fani żużla w całym kraju. Całkowicie zrozumiale chwali się tym prezes Michał Świącik, który przypomina dane pokazujące, że drużyna Lwów jest najchętniej oglądaną w telewizji. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się właśnie domowe mecze biało-zielonych. Dlaczego? Bo tam tor zawsze jest perfekcyjnie przygotowany do ścigania. Możliwości wykonania skutecznych akcji jest bez liku. - Jest sporo linii do jazdy. Nie zawsze jest to wygodne dla zawodnika, który wyskoczy ze startu pierwszy. Musi wówczas uciekać do przodu, bo momentalnie ktoś się pojawia po prawej czy lewej stronie - mówił nam niedawno Paweł Przedpełski, nowy żużlowiec częstochowskiej drużyny.

Frekwencja najwyższa w lidze. Tysiące częstochowian jest po prostu zakochanych we Włókniarzu. Pokonują za zespołem setki kilometrów, by dopingować swoich ulubieńców w najodleglejszych zakątkach kraju. Gorzej jest natomiast, jeśli idzie o pozaligowe turnieje organizowane w Częstochowie i tu subtelnie przechodzimy do wskazania wady. Wówczas z publiką z reguły jest na bakier. W klubie już dawno się zorientowali, że częstochowianie kochają Włókniarz, nie tyle sam żużel. Próby z przeszłości ściągnięcia szerokiej widowni na zawody wysokiej rangi (np. 4. finał SEC, półfinał DPŚ), okazywały się frekwencyjną klapą. Ten trend być może odwróciłby turniej Grand Prix, ale do tego daleka droga.

Z pewnością zawody z mistrzowskiego cyklu byłyby przednim widowiskiem, o ile znający owal SGP Areny Częstochowa od podszewki miejscowi toromistrzowie, Andrzej Puczyński i Damian Leszczyniak, mieliby coś do powiedzenia w kwestii przygotowania toru. Wówczas na pewno obejrzelibyśmy jeden z najbardziej niezapomnianych turniejów w historii GP. Oczami wyobraźni widzimy szarżującego po zewnętrznej Bartosza Zmarzlika, w pogoni za nim Taia Woffindena, nieco za nimi przyczajonego i próbującego swoich zabójczych nożyc miejscowego matadora Leona Madsena czy orbitującego Fredrika Lindgrena.

Wszystko to na torze w Częstochowie, w nieco ponad minutę, jest w stanie wydarzyć się w ciągu jednego wyścigu. Owal przy Olsztyńskiej to jednocześnie zaleta i... wada. Specyfikę częstochowskiego toru nie jest trudno rywalom rozgryźć. Włókniarz nie stworzy z własnego podwórka twierdzy, jaką jeszcze niedawno uczynił MRGARDEN GKM przy Hallera w Grudziądzu. Mógłby, ale zabijając widowisko, spadnie frekwencja i zainteresowanie mediów, co przełoży się na wysokość zysków.

ZOBACZ WIDEO Wielcy żużlowi mistrzowie ślą życzenia dla Tomasza Golloba

Mimo że przeciwnicy z reguły od początku zawodów wiedzą, jak radzić sobie na owalu Lwów, gospodarze są znakomicie przygotowani i potem w efekcie jesteśmy świadkami takich kosmicznych meczów, jak ten pomiędzy Włókniarzem a Fogo Unią Leszno. Zawodnicy tak ufają trenerowi Markowi Cieślakowi oraz wspomnianym toromistrzom, że wystarczy im obchód toru. Żaden z liderów nie chce brać udziału w próbie toru, aby nie wprowadzać sobie w głowie niepotrzebnego mętliku. Powtarzalność w sposobie przygotowania nawierzchni to klucz do sukcesu.

Klub po rocznej banicji i kompromitacji imienia w związku z długami, odżył, odbudował markę. Teraz to stabilny partner i płatnik. Podkreślają to wszyscy. Trudno byłoby jednak osiągnąć obecny poziom, gdyby nie kilkumilionowe wsparcie z miasta przeznaczane w formie reklamy (3,5 mln brutto). Z tym wiąże się ryzyko, bo co, jeśli magistrat musiałby przykręcić kurek? Na razie się na to nie zanosi, ale w klubie nie mogą myśleć, że tak będzie zawsze. Wygląda na to, że tak jest, bo pod koniec minionego roku podpisano trzy ważne sponsorskie umowy. Zarząd deklaruje, że chce osiągnąć taki pułap finansowego bezpieczeństwa, że ewentualny spadek środków od jednego z partnerów nie zaburzy funkcjonowania klubu.

Źródło artykułu: