[b]
WADY[/b]
Tożsamość. Wiele już na ten temat powiedziano i napisano. Odejście z klubu Pawła Przedpełskiego rok po odejściu Adriana Miedzińskiego sprawiło, że w mediach i wśród kibiców nie zabrakło głosów krytyki. W świat wyfrunęło przecież dwóch wychowanków, a w podstawowym składzie na tegoroczną kampanię znajdzie się już tylko jeden - niespełna 20-letni Igor Kopeć-Sobczyński. Dla środowiska toruńskiego to moment bezprecedensowy i historyczny, bowiem nigdy nie zdarzyło się, by Anioły przystępowały do sezonu bez wychowanka seniora w składzie, czy w ogóle z tak małą ich liczbą. A mowa o klubie, który niegdyś słynął ze stawiania na swoich i świetnie szkolił. O klubie, który na nich opierał największe sukcesy.
Pomijając powody odejścia Miedzińskiego i Przedpełskiego i koncepcję składu, jaką przyjęto, mało z kim i z czym można się teraz w Toruniu utożsamiać. Chris Holder startuje wprawdzie w Grodzie Kopernika od 2008 roku, ale to jednak jeździec zagraniczny. Od lat mocno średnio wyglądają efekty pracy z młodzieżą, przez co znów jednym z juniorów będzie zawodnik pozyskany z zewnątrz (Maksymilian Bogdanowicz). Kibice nie wiążą się też emocjonalnie z nowymi nazwami drużyny, permanentnie tęskniąc za Apatorem. Ewentualny brak zadowalających wyników w kolejnym sezonie, z uwagi na importowy skład, może też oznaczać drogę do spadku frekwencji, czyli utraty więzi z kibicami.
Marketing. To najmocniejsza w niniejszym artykule ocena subiektywna i wrażenie osoby będącej zewnątrz klubu. Można odnieść delikatne wrażenie, że na tym polu torunianie mogliby, a nawet powinni, nieustannie dominować w regionie i budować w tym obszarze silną sportową markę. W Toruniu żużel to przecież cały czas numer jeden. Znakomita infrastruktura, niemały potencjał finansowy, bogata historia, duże miasto, wielu kibiców. Tymczasem w działaniach promocji i marketingu na tle innych klubów - głównie tych z PGE Ekstraligi - nie wyglądają tak okazale i na niektórych obszarach wyraźnie odstają od konkurencji. Na pewno nie pomaga w tym brak stałej nazwy klubu i przywiązania do wartości, z jakich słynięto.
ZALETY
Stabilizacja finansowa. Pojęcie względne, bo choć o aż takim komforcie jak za czasów Unibaksu i Romana Karkosika nie może być mowy, to - oficjalnie - od momentu zmiany władzy w klubie nie ma problemu z realizacją obietnic kontraktowych i nie słyszy się o kłopotach natury finansowej. Klub potrafi być aktywny na rynku i pozyskiwać znanych zawodników. Po sezonie 2015 zakontraktowano nietanich Grega Hancocka i Martina Vaculika, a po 2017 zawodników, którzy mieli prawo cenić się wyjątkowo wysoko - ówczesnego indywidualnego mistrza świata Jasona Doyle'a i będącego po świetnych występach Rune Holtę. Nowym zawodnikiem został też nie byle kto, bo Niels Kristian Iversen. Get Well zawsze może liczyć na dużą siatkę sponsorską, co pomaga w planowaniu i spięciu budżetu. Klub nie ma potem żadnych problemów z uzyskaniem licencji. A przede wszystkim nie ma tych problemów z tym, co niezwykle ważne, czyli budowaniem zaufania wśród pracowników.
Motoarena gwarantem widowiska. W Toruniu kibice od lat są przyzwyczajeni do żużla na najwyższym światowym poziomie. Idąc na Motoarenę, niemal zawsze jest na co popatrzeć. Drużyna może osiągać w lidze różne wyniki, raz lepsze, raz gorsze, ale zwykle w PGE Ekstralidze aspiruje do wysokich lokat. Dochodzą inne imprezy, na czele z turniejami Grand Prix, organizowanymi od 2010 roku. Dla jednych może przekuwać się to w wadę (tor przestał być zagadką dla najlepszych), ale jeśli wziąć pod uwagę samo widowisko, tutaj toruński obiekt plasuje się w ścisłej czołówce światowej. Zawodnicy lubią przyjeżdżać na Motoarenę, bo wiedzą, że warunki torowe zawsze pozwalają na walkę na dystansie.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"
ide spac' pozdrawiam