Frątczak kiedyś gwizdał na Golloba. Ward zafundował mu emocjonalny roller coaster

WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Jack Holder (z lewej) i Jacek Frątczak
WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Jack Holder (z lewej) i Jacek Frątczak

Zapytaliśmy Jacka Frątczaka o trzech zawodników, którzy mieli na niego największy wpływ. Menedżer Get Well Toruń bez wahania wymienił Andrzeja Huszczę, Tomasza Golloba i Darcy'ego Warda.

Jako pierwsze padło nazwisko Huszcza. Dla Frątczaka był to oczywisty wybór. - W Zielonej Górze wszyscy się na nim wychowaliśmy. Był szczery, otwarty, skromny, a na torze zawzięty. Imponował mi jego tryb życia i przygotowanie fizyczne. Był jak kot i dlatego unikał poważnych kontuzji - opowiada menedżer Get Well Toruń.

- Moja babcia przeżyła 101 lat, więc załapała się na całą karierę Andrzeja. To niesamowity wyczyn. Kiedy przyjeżdżałem do niej na obiad, to za każdym razem słyszałem pytanie, czy ten Huszcza jeszcze jeździ. Nie było wizyty bez rozmowy na ten temat, choć babcia na żużlu nigdy nie była. Andrzeja jednak znała, bo znali go wszyscy - przekonuje.

Frątczak powiedział nam, że od Andrzeja Huszczy nauczył się czegoś naprawdę ważnego, co do dziś pomaga mu funkcjonować w środowisku żużlowym. - Trzeba mieć solidny fundament w domu, żeby nie zwariować - podkreśla. - Andrzej urodził się dwa kilometry od mojego miejsca zamieszkania. Zawsze był z nim bardzo mocno związany, czego najlepszym dowodem jest jego cała kariera. Nie lubił sypiać poza domem. Krążyły legendy, że wolał wrócić i spać zaledwie dwie godziny, ale we własnym łóżko. Ja mam tak samo - wyjaśnia Frątczak.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob o jeździe na wózku: "To jest dla mnie jak motorek, niczego nie ujmuje"

Później zielonogórzanin zaczął nam opowiadać o Tomaszu Gollobie. - Jako nastolatek na niego gwizdałem. Wraz z kolegami strasznie go nie lubiliśmy. Każdy wiek ma jednak swoje prawa. Później dojrzeliśmy i optyka się zmieniła. Teraz się z tego śmieję - wyznaje menedżer Get Well. - Tomasz ustawiał wszystkich po kątach. W 1992 roku w finale mistrzostw Polski rywalizował do samego końca z Jarosławem Szymkowiakiem. Cały stadion był wtedy przeciwko niemu. Gwizdaliśmy okropnie. Nic to nie dało. Jak zwykle wygrał - opowiada Frątczak.

Dlaczego zatem Gollob miał taki wpływ na Frątczaka? - Nie byłoby mnie w żużlu, gdyby kiedyś nie jeździł ktoś taki jak Tomasz Gollob. Wszyscy jesteśmy w tym środowisku po części dzięki niemu. Żużel na takim poziomie w naszej ojczyźnie to jego zasługa. Jeśli ktoś próbuje się gimnastykować, żeby udowodnić odwrotną tezę, to z góry jest skazany na porażkę. Z czasem Tomasz był już nie tylko wielkim sportowcem, ale i ważną personą. Kreował określony sposób myślenia o sporcie. Biła od niego wielka mądrość. Lubiłem go słuchać - tłumaczy.

To o tyle ciekawe słowa, że Gollob skrytykował ostatnio Get Well Toruń za politykę transferową. Mistrzowi chodziło o oddanie do forBET Włókniarza Częstochowa Pawła Przedpełskiego, a wcześniej Adriana Miedzińskiego. - Po tym wywiadzie cieszy mnie jedna rzecz. Tomasz Gollob wraca. Nie we wszystkim się z nim zgadzam, ale podoba mi się, że znowu jest sobą. Ma swoje twarde tezy i jasno je komunikuje. To dowód na to, że czuje się lepiej. Trzymam za niego kciuki - odpowiada Frątczak.

Na koniec Frątczak wspomniał Darcy'ego Warda. Opowiadanie o relacjach z Australijczykiem było jednak dla niego szalenie trudne. - Po jego wypadku wycofałem się z żużla. To miało na mnie ogromny wpływ. Do tej pory nie potrafię tego pojąć. Cieszę się jednak, że miałem okazję go poznać, bo dzięki temu bardzo zmieniłem o nim zdanie. Zrozumiałem, że nie należy oceniać ludzi, dopóki nie z nimi dłużej nie przebywało - wyjaśnia.
 
- Darcy był kiedyś negatywnym symbolem dla Falubazu po słynnej akcji z szalikiem. Szanowałem go za talent, umiejętności, ale ciepłych emocji i sympatii z wiadomych względów nie było. Kiedy pojawiła się szansa na jego pozyskanie, to odłożyłem dawne sprawy na bok. Obserwowałem jego powrót na tor. Był znakomity. Później okazało się, że zawieszenie miało ogromny wpływ nie tylko na jego jazdę, ale także na to, jakim stał się człowiekiem - tłumaczy.

Frątczak pamięta powitanie z Australijczykiem, do którego doszło na stadionie tuż po tym, jak Ward podpisał kontrakt z Falubazem. - Ogromny szok. Był zupełnie kimś innym, niż sobie wyobrażałem. Szybko złapaliśmy wspólny język - przekonuje.

- Przeżyłem z nim szalony rok. To był prawdziwy roller coaster. W miesiąc działo się u mnie wtedy tyle, co u niektórych przez wiele długich lat. Najpierw załatwianie kontraktu, później desant lotniczy w Gorzowie i jego kosmiczny występ. To był najlepszy mecz ligowy zawodnika, jaki widziałem w życiu. Mogę się przyznać, że regularnie to oglądam - podsumowuje menedżer Get Well.

Źródło artykułu: