10 Years Challenge: Fredrik Lindgren na szczyt drogą przez mękę

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Fredrik Lindgren przed Bartoszem Zmarzlikiem
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Fredrik Lindgren przed Bartoszem Zmarzlikiem

Fredrik Lindgren z żużlowca chimerycznego, niepotrafiącego ustabilizować swojej sportowy formy, stał się zawodnikiem z absolutnego światowego topu. Potrzebował na to dekady, wchodząc na szczyt drogą przez mękę.

W tym artykule dowiesz się o:

Sezon 2008. Fredrik Lindgren debiutuje jako stały uczestnik cyklu Grand Prix. W GP Szwecji w Goeteborgu zdobywa 22 punkty, jedynego zwycięstwa nie dowożąc dopiero w finale turnieju. W kolejnych ośmiu zawodach elitarnego cyklu zdobywa w sumie 37 "oczek" i wylatuje poza czołową ósemkę GP. W cyklu jednak zostaje, za sprawą dzikiej karty.

2009: progres, ale...

Nie można powiedzieć, że w kolejnym roku u szwedzkiego żużlowca nic się nie zmieniło. Lindgren solidniej punktował w cyklu Grand Prix, nie przydarzyły mu się zawody z zerowym dorobkiem, ale jednak wciąż nie mógł ustabilizować swojej formy. Po świetnym występie w Pradze (19 punktów), w kolejnej rundzie - w Lesznie - uzbierał ledwie dwa "oczka". Między innymi brak regularności poskutkował ponownym miejscem poza czołową ósemką GP.

W polskiej lidze, w barwach Falubazu Zielona Góra, sytuacja była bardzo podobna. Z tą różnicą, że tu brak stabilności wiązał się z lokalizacją rozgrywania meczów. Lindgren w pojedynkach domowych a Lindgren w spotkaniach wyjazdowych to były dwie zupełnie inne osoby.

ZOBACZ WIDEO: Czosnyka: Nawrocki otoczył się niewłaściwymi ludźmi

Czytaj także: Afera o miniżużel w Częstochowie. Mocne słowa prezesa Włókniarza

Przy Wrocławskiej 69, na specyficznie przygotowywanym torze, Lindgren czuł się jak ryba w wodzie. Praktycznie nie schodził poniżej granicy 10 zdobywanych punktów. Był tzw. pewniakiem, który na zielonogórskiej nawierzchni nie zawodził. Prawdziwa maszynka do gromadzenia "oczek".

A dyspozycję w meczach wyjazdowych lepiej było przemilczeć. Wyszły mu w sumie trzy, może cztery spotkania. Co jednak najważniejsze: nie dał plamy w finałowej potyczce w Toruniu, będąc na Motoarenie liderem Falubazu. Koniec końców sezon 2009 w polskiej lidze zakończył że średnią biegową na poziomie 1,956.

2017: fatalna kontuzja kręgosłupa

W sezonie 2017 Lindgren miał ogromną szansę na wywalczenie pierwszego w karierze medalu IMŚ. Marzenia zostały jednak przerwane przez kontuzję, której szwedzki żużlowiec doznał w meczu ligi angielskiej. Uraz był bardzo poważny, mógł zakończyć się tragicznie, niewiele brakowało do tego, by na zawsze zakończył jego karierę. Na szczęście Lindgren w końcu wrócił do zdrowia i rozpoczął misję pt. powrót do najwyższej możliwej formy. I dopiął swego.

2018: brązowa rakieta

- Sezon 2018 był dla mnie najlepszym w karierze. Jestem z siebie dumny - mówił kilka tygodni temu Lindgren. I faktycznie to był dla niego niezapomniany rok. Szwed zamknął usta ekspertom, którzy po poważnym wypadku obawiali się o jego dyspozycję.

Lindgren szalał zwłaszcza na początku sezonu 2018. W spotkaniach PGE Ekstraligi był nie do ugryzienia. Zwyciężał wyścig za wyścigiem. Przez media został nawet okrzyknięty kosmitą. W pewnym momencie jego średnia biegowa w polskiej ekstraklasie była porażająca dla rywali - ponad 2,9/bieg. O czołowe pozycje walczył też w cyklu Grand Prix.

Czytaj także: Przedpełski nie musi prowadzić pary. Odnajdzie się na każdej pozycji (taktyka)

W sumie zakończył rok z brązowym medalem IMŚ, tytułem indywidualnego mistrza Szwecji, wygraniem rozgrywek Elitserien z drużyną Eskilstuna Smederny oraz awansem do fazy play-off z forBET Włókniarzem Częstochowa w PGE Ekstralidze. Lindgren rozbił bank, ale to nie było wcale takie łatwe, jak się może wydawać.

- Prowadzę wielką bitwę. Nadal walczę z ręką i bólem. Brakuje mi siły, której potrzebuję do jazdy na motocyklu. Kontuzjowaną ręką operuję manetką gazu, co jest bardzo trudnym zadaniem. Ten uraz nie jest też dla mnie łatwy mentalnie, ale robię, co w mojej mocy - mówił Lindgren w połowie września. Szwed długo odczuwał skutki kontuzji, której doznał w wyniku upadku podczas meczu Grupa Azoty Unia Tarnów - forBET Włókniarz Częstochowa (51:39), ale zacisnął zęby i wjechał na światowy szczyt. Teraz ma chrapkę na wykonanie kolejnego kroku, w kierunku mistrzostwa świata.

Komentarze (1)
avatar
SpasionyKot
13.02.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak to wtedy mówił Dowhan: zielonogórski Leigh Adams. Miał być na lata, a szybko go odstrzelono