- Idzie mizernie, jeśli mam być szczery. Na ten moment, 4 lutego, sprzedaliśmy o 30 proc. mniej karnetów niż w analogicznym okresie rok temu - poinformował w rozmowie z torun.eska.pl Przemysław Termiński. To oznacza, że Get Well ma problem. Pytanie tylko, czy wszystko można usprawiedliwić tym, że drużyna w ostatnich latach jedzie poniżej oczekiwań? Zdania w tej kwestii są podzielone.
- Uważam, że tak. Frekwencja idzie w parze z wynikami. Problem polega na tym, że co roku w Toruniu są ogromne chęci i nadzieje, a później zespół nie jedzie jak należy - mówi w rozmowie z naszym portalem ekspert nSport+ Wojciech Dankiewicz.
- Nie można stawiać takiej diagnozy. Swego czasu Stal Gorzów przegrała sześć meczów z rzędu, a stadion był nadal pełny. Mamy zatem społeczny dowód, że to tylko zwykłe tłumaczenie - odpowiada Jacek Gumowski, były marketing manager gorzowskiego klubu.
ZOBACZ WIDEO Ofiara: Motor może rywalizować z GKM-em o utrzymanie
Zobacz także: Mizerna sprzedaż karnetów w Toruniu
Gumowski zwraca uwagę, że torunianie są w trudnym położeniu, bo w mieście jest silna konkurencja w postaci innych dyscyplin na wysokim poziomie. To jednak nie wszystko. - Kibiców można słuchać, ale to nie oznacza, że się ich słyszy. O fanów trzeba walczyć na każdym polu. Toruńscy fani jasno komunikują, na czym im zależy. Chcą oglądać swoich. W drużynie mogą być najemnicy, którzy łatają dziury, ale nie jest też tak, że kibic przychodzi za typowym wynikiem sportowym i nic więcej go nie interesuje - tłumaczy Gumowski.
Z drugiej jednak strony torunianom nie można się dziwić. Przecież w poprzednich sezonach zawodnicy związani najmocniej z Toruniem zawodzili. To ich postawa miała ogromny wpływ na to, że przedsezonowe cele nie były realizowane. Niektórzy twierdzili wtedy, że potrzebna jest świeża krew. Get Well na tego typu głosy nie pozostał głuchy. Rok temu przeprowadził spektakularną kampanię transferową. Dodajmy zresztą, że została ona efektownie opakowana. O mafii Jacka Frątczaka mówiła wtedy cała Polska. Teraz torunianie przyjęli zupełnie inną strategię. Jest o nich zdecydowanie ciszej.
Zobacz także: Przemysław Termiński wspiera prezesa Mrozka
- Cała akcja była znakomita. Co się z tym stało? Projekt umarł śmiercią naturalną, a można było go pociągnąć i obronić tym całą politykę transferową. Wystarczyło powiedzieć, że bierzemy grupę najemników, która rozwali Ekstraligę, a później zostaną do niej włączeni wychowankowie, nad którymi cały czas mocno pracujemy. To byłby dowód, że klub realizuje swoją wizję i jednocześnie słucha kibica - zauważa Jacek Gumowski.
W tym przypadku torunian broni jednak Wojciech Dankiewicz. - To dobrze, że o klubie jest trochę ciszej. Rok temu byli wszędzie. Dmuchali balon i później odwróciło się to przeciwko nim. Mieli zrobić teraz to samo? Gdyby im znowu nie wyszło, to na klub kolejny raz spadłyby gromy. Dobrze, że pracują w ciszy. Mówić mają za nich fakty na torze - tłumaczy ekspert.
O całą sprawę zapytaliśmy również w klubie. Get Well zapewnia, że ma pomysł na sprzedaż karnetów i robi w tym kierunku bardzo wiele. - Prowadzimy intensywną kampanię na wszystkich możliwych platformach klubowych. Informacje na ten temat pojawiają się w lokalnych mediach. Zadbaliśmy także o reklamy w lokalnych rozgłośniach radiowych i prasie. Karnety były promowany przy okazji akcji charytatywnych podczas WOŚP. Ruszyliśmy również z akcją 60 dni do Ekstraligi, a teraz z promocją walentynkową - wyjaśnia Jakub Michalski z działu marketingu.
- wychowankowie seniorzy zamiast w Apatorze są we Włókniarzu
- no i wyniki, rzecz jasna też