Podaj Cegłę, to cykl felietonów Krzysztofa Cegielskieo, eksperta nSport+, przewodniczącego stowarzyszenia zawodników Metanol.
***
Czytam, że kupienie Grigorija Łaguty przez Motor jest psuciem rynku. Czy aby na pewno? Żużlowy rynek jest na ogół trudny, specyficzny, trzeba się po nim umieć poruszać. Chodzi tak o zawodników, jak i prezesów. Przecież tutaj obie strony grają.
Problemem żużlowej giełdy jest fakt, iż nie ma zbyt wielu świetnych zawodników, choć akurat my (mam na myśli nasze ligowe podwórko) robimy coś, by tę ilość zwiększać m.in. poprzez pozycję rezerwowych w drużynach. Dzięki temu pojawiają się nowe nazwiska. Można jednak napisać, że ci, którzy są, chcą przeważnie jeździć w jak najlepszych klubach i za jak najlepsze pieniądze.
ZOBACZ WIDEO Ważna rola ojców w żużlowych teamach. Zmarzlik i Janowski zdradzają szczegóły
Czytaj także: Ostafiński: Prezesa ROW-u zgubili emerytowani górnicy
Chociaż są też tacy, dla których finanse są mniej ważne, jeśli mają możliwość jazdy w silniejszej drużynie lub w lepiej zorganizowanym klubie. Wracając do Łaguty, można by dodać, że jednym wystarczy słowo, a drugi się podpisze, powie, ale i tak nie spełni tego, co zapisane.
Tyle że sprawa Łaguty nie jest taka prosta. Wszyscy się na niego rzucili, mocno wykorzystując słownictwo podwórkowe. Mnie też zaskoczyły jego przenosiny. Jak usłyszałem, że Motor, to pomyślałem, że Krzysiek Mrozek ustalił to z lubelskimi działaczami i zrobił dobry interes. Okazało się jednak, że nie. Łaguta stwierdził, że jest wolny i podpisał tam, gdzie miał na to ochotę.
Po przeanalizowaniu tego, co stało się po obu stronach, dochodzę do wniosku, że ja będąc zawodnikiem, nie posunąłbym się do takiego kroku. Jakbym miał na koncie taki bagaż, jak Łaguta, to nie pozwoliłbym sobie, by zrobić taki ruch. Zresztą, gdybym powiedział, że zostaję, to dotrzymałbym słowa.
Powiem jednak, że rozumiem też Łagutę. I tak mi się zdaje, że po obu stronach (Łaguta, ROW Rybnik), zabrakło rozmów, może precyzyjniejszych negocjacji. Jak słyszę o sms-ach, jakichś internetowych komunikatorach, to widzę niedomówienia. Jak się pisze, a nie rozmawia, to tak się to kończy. Z takiego pisania wychodzą niedomówienia.
Myślę, że prezes Mrozek był też szybką decyzją Łaguty mocno zaskoczony. Jego jednak też nie będę za nic nie potępiał, bo też mu się nie dziwię. Zawodnik miał coś zrealizować, nie zrobił tego, więc prezes miał prawo do przeróżnych reakcji. Mała refleksja po tym, jak rzucono się na Łagutę za niedotrzymanie słowa. Na porządku dziennym dzieje się tak, że grono prezesów nie tylko nie dotrzymuje słowa, ale nawet nie realizuje tego, co podpisuje własnym imieniem i nazwiskiem. I nie spotyka ich taka fala krytyki.
Ze sprawy Łaguty absolutnie nie wyciągałbym wniosku, że trzeba wprowadzić KSM. Nie wiem, co to ma wspólnego. Uważam zresztą, że bardziej wyrównanych składów, jak mamy w tym sezonie, żaden KSM by nie zrobił. Pomijam fakt, że regulacja prócz plusów ma też minusy. Kilka gwiazd zarobi mniej, a zawodnicy średni i słabi dostaną więcej, niż na to zasługują. A dostaną, bo ich KSM będzie akurat pasował. Poza wszystkim każdy klub, bez względu na regulacje, wyda tyle, ile ma do wydania.
Nie szedłbym też w rozwiązanie, że uściśnięcie dłoni przez prezesa klubu z jakimś zawodnikiem powinno oznaczać, że już nikt inny nie może z nim rozmawiać. Jedni robią z takiego wydarzenia show i pokazują to publicznie, ale co z tymi, którzy podpisują w zaciszu gabinetów, bez zdjęć i medialnego szumu? Byłby problem z interpretacją takiego zapisu.
Moim zdaniem kluby, chcąc zatrzymać ważnych dla siebie zawodników, powinny iść w kierunku budowania właściwych relacji przez cały rok. Chyba nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli powiem, jak to działa w Fogo Unii Leszno. Prezes Józef Dworakowski już lata temu pokazywał spisane na kartce papieru, odręcznie, krótkie ustalenia z różnymi zawodnikami, w tym z Leigh Adamsem. To zwykle wystarczyło. Teraz, w czasie rządów prezesa Piotra Rusieckiego, jest podobnie.
Dodam, że spisanie ustaleń na wspomnianej serwetce nie wynika z braku zaufania, lecz wyłącznie z tego, że pamięć ludzka jest zawodna. Chodzi po prostu o to, by żadna cyferka nie uciekła. Tak się dzieje, a Unia jest obecnie klubem, z którego nikt nie chce uciekać. Nie potrzeba wielkich, oficjalnych umów. Stabilizacja, wiarygodność, pewność jutra, przyjazny klimat to wszystko powoduje, że nikomu nie chce się z Unii odchodzić. Zresztą z powodu wymienionych czynników Unia stoi tak wysoko.
Czytaj także: Łaguta: Byłem jego synem, teraz nazywa mnie dzixxą
Dlatego dajmy spokój z jakimś fair-play i innymi pomysłami, bo to nic nie da. Jakbym ja zobaczył, że prezes ściska dłoń zawodnika, to pewnie bym się dwa razy zastanowił czy do niego podchodzić. Nie możemy jednak oczekiwać tego od innych. Kluby ze sobą rywalizują, a kontrakty są częścią tej rywalizacji. Przy większym rynku zawodniczym nie byłoby tego typu sytuacji, ale jak napisałem, żużlowców jest mało, więc mamy takie historie, jak ta Łaguty.
A już tak na koniec naprawdę polecam klubom, by dbały o klimat i atmosferę, bo to jest czasem ważniejsze od pieniędzy. Chodzi mi o to, że jeśli jest to rozsądny zawodnik, to nie odejdzie, jeśli ktoś zaproponuje mu kilka tysięcy więcej.