Prezes PSŻ-u zdradza kulisy sprowadzenia do siebie braci Curzytków: Byli wszędzie tylko nie w Poznaniu (wywiad)

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Michał Curzytek
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Michał Curzytek

Sprowadzenie do siebie przez Power Duck Iveston PSŻ Poznań braci Curzytków trzeba uznać za olbrzymi sukces prezesa Arkadiusza Ładzińskiego. Wcześniej więcej mówiło się o tym, że rodzeństwo może trafić do Krosna albo Lublina. - Lubimy ciszę - mówi.

[b][tag=71535]

Kamil Hynek[/tag], WP SportoweFakty: Czym skusiliście braci Curzytków, że wybrali waszą ofertę? W końcu dużo mówiło się o tym, że woleliby jeździć gdzieś bliżej miejsca zamieszkania, czyli Rzeszowa. Logicznym wydawało się więc, że wyżej stały akcje np. Krosna?[/b]

Arkadiusz Ładziński, prezes Power Duck Iveston PSŻ Poznań: Wydaje mi się, że nie zrobiliśmy nic szczególnego. Nie wiem też, co proponowali inni. W każdym razie u nas na pewno nie dostali kosmicznych warunków. Trzeba podkreślić, że w grę absolutnie nie wchodziło rozdzielenie braci. Nie są co prawda bliźniakami, ale rok różnicy sprawia, że łączy ich mocna braterska więź. Z resztą ja pochodzę z Bydgoszczy. Widziałem na własne oczy jak funkcjonowali ze sobą w jednym zespole bracia Jacek i Tomasz Gollobowie. Więcej chyba nie muszę komentować.

Co jeszcze?

Będą mieli okazję do częstej jazdy, a na ich wczesnym etapie kariery to jawi się jako główny priorytet. Obaj są świeżo po licencji, Bartek ze względu na wiek nie może jeszcze nawet zadebiutować w lidze. Dużej odległości pomiędzy Poznaniem i Rzeszowem też bym się specjalnie nie czepiał i nie podawał za argument. Przecież mamy w Polsce autostrady. Do Gdańska mieliby jeszcze dalej. A tak serio, czułem, iż podejmuję się trudnego zadania, że nie znajdujmy się w uprzywilejowanym położeniu, ale wierzyłem.

Czytaj także: Adrian Woźniak kolejnym wzmocnieniem PSŻ-u Poznań

A jednak Poznań to spore zaskoczenie.

Prawda? Otwierałem internet i czytałem: Curzytkowie tutaj, Curzytkowie tam. Byli praktycznie wszędzie, tylko nie w Poznaniu. To jest nasz duży plus, że potrafimy działać w konspiracji. My najpierw robimy, dopiero później mówimy.

Nie mieliście wielu szans, aby sprawdzić na własne oczy, na co stać Michała Curzytka. Ale udało się.

Tak, razem z trenerem Bajerskim widzieliśmy go na torze przy okazji naszego meczu w Rzeszowie. Byliśmy pod wielkim wrażeniem jego umiejętności, ale wiadomo, że wtedy nie obserwowaliśmy go pod kątem angażu w Poznaniu. Przecież na tamten okres wydawało się to jakimś mission impossible. Okazało się, że furtka nieoczekiwanie uchyliła się w inny sposób.

ZOBACZ WIDEO Wielki żużel znowu na Stadionie Śląskim!

Prezes sekcji żużlowej Stali Rzeszów w wywiadzie na stronie Nowin mówił jednak wprost, że roztoczycie nad Michałem i Bartoszem taką opiekę, aby czuli się u was jak w domu. Niczego ma im nie zabraknąć. Będą więc przyjeżdżali na treningi odpowiednio wcześniej, zamierzacie zapraszać ich do Poznania na kilka dni. Jak to ma wyglądać?

Oczywiście. Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale mamy ten handicap, że na stadionie mieści się hotel. Ustaliliśmy, że przyjeżdżając w piątek na trening, zostaną już do meczu. Poza tym uważam, że będą mieli od kogo się uczyć i czerpać wiedzę. Tomasza Bajerskiego uznaję bowiem za wielkiego fachowca. On doskonale wie jak prowadzić młodych chłopaków. Michał i Bartek mają sobie jeździć bez presji, zbierać doświadczenie i szlify. Zapewniam, nikt nie będzie im liczył punktów. Wydaje mi się, że niepotrzebnie z obu zrobiono w mediach już teraz super żużlowców. Oczywiście życzyłbym sobie, ale czasami lód na głowę jest wskazany. Dajmy im na razie spokojnie się rozwijać.

W tej samej rozmowie Józef Lis wspomina, że nie dogadał się ze Speed Car Motorem Lublin ponieważ tamtejszych działaczy interesował tylko definitywny transfer. To okazało się kością niezgody. Wy też próbowaliście sprowadzić rodzeństwo Curzytków na stałe, czy jednak wypożyczenie was zadowalało?

Na wstępie pragnę podkreślić, że żal mi macierzystego ośrodka braci. Każdego klubu zawieszającego działalność klubu szkoda. Wracając do pytania, od samego początku dyskutowaliśmy o rocznym wypożyczeniu. Co będzie dalej, zobaczymy. Na razie nie ma sensu wybiegać w przyszłość. Z perspektywy ZKS Stali takie rozwiązanie jest najbardziej optymalne. Kibice ciągle żyją tym, co dzieje się z ich wychowankami. Po tym jak Stal zniknęła z ligowej mapy drugi cios byłby nawet niewskazany. Mógłby spowodować kompletne podcięcie skrzydeł i ograniczenie możliwości odbudowy żużla w tym mieście. A przecież właśnie od lokalnych chłopaków powinno zaczynać się ten proces.

Długo pan czekał po oficjalnej informacji wyrzuceniu Stali zanim nawiązał kontakt z rodziną Curzytków?

Powiem szczerze, że nie. Pierwszy telefon wykonałem dość szybko, ale zdawałem sobie sprawę, że chętnych będzie więcej. Rozmowy lubią jednak ciszę. My nie naciskaliśmy, bo wiedzieliśmy, że rodzina jest mocno w te sprawy zaangażowana, trzyma wszystko w ryzach i żadna pochopna decyzja nie zostanie podjęta. A już na sto procent nie szybko. Tak sobie myślę, że ten brak ponaglania też był chyba swoistym kluczem do sukcesu.

Wspominał pan, że realizacja zadania o kryptonimie bracia Curzytkowie w Poznaniu nie będzie łatwą przeprawą. Ten pierwszy krok i połączenie było więc kurtuazyjne?

Na pewno nie. Większość rzeczy robię z wyprzedzeniem. Gdy za coś się biorę, robię to na poważnie. Ściągnięcie braci było celem.

Kiedy ostatecznie spółka żużlowa Ireneusza Nawrockiego nie otrzymała licencji na starty w Nice 1 LŻ. byliście ukierunkowani tylko na Curzytków, czy ktoś z seniorskiej kadry was interesował?

Skład seniorski zbudowaliśmy dużo wcześniej, mieliśmy na niego konkretny plan i konsekwentnie się go trzymaliśmy. Ustaliliśmy, że nasze zestawienie będzie się składać z czterech obcokrajowców i trzech krajowych seniorów wspartych "gościem" w osobie Damiana Dróżdża.

Czytaj także: Od dziennikarza do kierownika drużyny. Michał Konarski nową twarzą w Polonii Bydgoszcz

Dawaliście sobie jakiś konkretny okres, konkretną datę na ostateczne załatwienie tej sprawy, no bo nie ma co ukrywać do inauguracji rozgrywek zostaje dwa tygodnie a u was pod zakładką junior widnieje nazwisko tylko Marka Lutowicza. Czas nie naglił i czy posiadaliście plan B, a może nawet C na wypadek wysypania się całej transakcji?

Działaliśmy spokojnie i bez paniki. Musieliśmy mieć opcje rezerwowe, nie siedzieliśmy z założonymi rękami. Przeprowadziliśmy szereg rozmów, z wieloma żużlowcami. Niektóre, dyktowane kwoty zwalały nas z nóg, były po prostu kosmiczne. Mimo to gwarantuję, że nie zostalibyśmy z dłonią w nocniku. W pewnym momencie dało się słyszeć głosy, że jak to, Poznań otwarcie krzyczy o walce o awans, a ciągle nie zakontraktował drugiego młodzieżowca. Mam wrażenie, że po czwartkowych wiadomościach o sprowadzeniu braci Curzytków, ten czas wyczekiwania trochę naszych fanom wynagrodziliśmy i teraz jeszcze chętniej przyjdą dopingować nasz zespół bezpośrednio na stadionie.

Pojawiały się sygnały, że w sprawy braci mocniej zaangażowała się Marta Półtorak, pełni rolę nieformalnego doradcy. A jak wiadomo była prezes Stali Rzeszów jest także łączona z działalnością nowego klubu - Wilków Krosno. Zaczęto uznawać, że sprawa jest przesądzona.

Absolutnie nie przebierałem nogami z tego powodu. Wykazywałem dużą cierpliwość, ale szukałem rozwiązań alternatywnych. Zawsze podkreślam, że należy mieć wiarę w to co się robi.

Źródło artykułu: