Kolejarz machnął ręką na przeszłość i zmienił front odnośnie Kozy. A jeszcze miesiąc temu nikt go tam nie chciał.

WP SportoweFakty / Ilona Jasica / Na zdjęciu: Ernest Koza w barwach Wandy Kraków
WP SportoweFakty / Ilona Jasica / Na zdjęciu: Ernest Koza w barwach Wandy Kraków

Ernest Koza dołączył w minionym tygodniu do kadry drugoligowego OK Kolejarza Opole. W jakimś sensie to niespodzianka, ponieważ jeszcze miesiąc temu nic na to nie wskazywało. O kulisach powrotu do rozmów z zawodnikiem opowiada prezes Grzegorz Sawicki.

Wychowanek Unii Tarnów pozostawał bez klubu od momentu nie przyznania licencji Stali Rzeszów, z którą podpisał kontrakt w okienku transferowym. W tamtym czasie o zawodnika mocno zabiegał też OK Kolejarz Opole. Koza wybrał wtedy korzystniejszą ofertę beniaminka Nice 1.LŻ. Wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle. Kiedy inni żużlowcy dość szybko ogarnęli sobie nowe kluby on wciąż znajdował się na lodzie. Wydawało się nawet, że Koza straci początek sezonu, a najszybciej zakotwiczy gdzieś po paru kolejkach.

Jeszcze na początku marca, prezes opolskiego zespołu, Grzegorz Sawicki zdecydowanie odrzucał możliwość powrotu do rozmów z zawodnikiem, na którym cztery miesiące temu tak bardzo mu zależało. Przekonywał wręcz, że zawodnik stracił swoją okazję na angaż w listopadzie. Skąd tak nagła zmiana frontu?

Czytaj także: Korbel może mieć niemały kłopot

- Postanowiliśmy dać sobie szansę. Niczego mu nie obiecaliśmy, a już na pewno nie otrzymał żadnych gwarancji startowych. Pierwszeństwo dzierżą ci zawodnicy, którzy zaufali nam w okresie transferowym. Wszystko w jego rękach. Tylko wynikami nas przekona, czy zasługuje na miejsce w składzie - tłumaczy i dodaje od razu:

ZOBACZ WIDEO Cztery okrążenia z Tomaszem Bajerskim

- Decyzja nie była łatwa. Pamiętamy, że nie chciał się z nami związać. Zarządziliśmy, że musi ponieść konsekwencje swojego kroku. Machnęliśmy jednak ręką i otworzyliśmy mu ponownie drzwi. Zawarliśmy dżentelmeńską umowę. Jeśli coś by Ernestowi nie wypaliło w tym roku, wrócilibyśmy do tematu w przyszłym. Życie znów udowodniło, że pisze różne scenariusze i jest z nami już teraz.

Zawodnik dał jasny sygnał, że warto na niego postawić już w pierwszym treningu punktowanym na torze w Rybniku, gdy był najlepszym zawodnikiem w szeregach ekipy prowadzonej przez Mirosława Korbela. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że pokazując się z niezłej strony w test meczach zwraca na siebie uwagę innych ośrodków. Każdy przecież patrzy na pierwsze sparingi i wyniki osiągane przez zawodników. Ale byliśmy zabezpieczeni na tę ewentualność. Próby kuszenia i sprzątnięcia nam zawodnika sprzed nosa zdusiliśmy jeszcze przed wyjazdem do Rybnika. Zadziałaliśmy szybko i konkretnie, bo klepnęliśmy go kontraktem jeszcze przed sparingiem. Jechał tam z czystą głową, nie musiał nic nikomu udowadniać. Rezultat nie miał więc żadnego znaczenia, ale utwierdził nas tylko w przekonaniu o słuszności parafowania tej umowy - podkreśla Sawicki.

Dokooptowanie Kozy do kadry opolan oznacza zaostrzenie rywalizacji wewnątrz drużyny. Kolejarz wraca do sprawdzonego modelu z poprzednich rozgrywek, kiedy w kadrze widniały nazwiska czterech krajowych seniorów. - Faktycznie jest to dobrze znana nam koncepcja. Oskar Polis i Hubert Łęgowik nadal są częścią zespołu, a Ułamka i Adriana Gomólskiego zastąpili Koza z Michałem Szczepaniakiem - potwierdza .

Czytaj także: Liga za pasem, a żużlowcy wciąż czekają na sprzęt

Na takie posunięcie klubowych działaczy krzywym okiem mogą patrzeć pozostali Polacy, którzy raczej nie spodziewali się, że dostaną konkurenta "last minute". - Zawodnicy mieli wiedzę o tym, że Ernest może dołączyć. Nie było to dla nich zaskoczenie. Myślę, że większe dla kibiców. Oni widzieli Ernesta u nas na treningach i co rusz dopytywali, czy jest w takim razie coś na rzeczy - mówi prezes Kolejarza. - Pragnę jednak podkreślić, że decyzji o sprowadzeniu Kozy nie podjąłem sam. Działam kolegialnie wraz z zarządem i trenerem, który wyraził aprobatę - kontynuuje.

- Zawodników rozumiem. Takie zarządzenia tworzą w pewnym sensie niekomfortowe położenia. Ale z drugiej strony, trzymając w pamięci wydarzenia z poprzedniego sezonu, nie możemy sobie pozwolić na sytuację, że w razie niedyspozycji któregoś z zawodników bądź kontuzji, zostajemy z ręką w nocniku - kończy.

Źródło artykułu: