Car Gwarant Start Gniezno rozpoczął sezon od porażki przed domową publicznością ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk 40:49. Niedzielny mecz był dla Mirosława Jabłońskiego bardzo udany - ukończył go z dorobkiem 13 punktów. Wpływ na to miała przede wszystkim szybka jazda " z przysłowiowym zębem", której zabrakło po części u pozostałych podopiecznych menadżera Rafaela Wojciechowskiego.
- Taki jest sport. Twierdza w Gnieźnie padła i to na pierwszym spotkaniu. Zrobiliśmy wszystko co możliwe, żeby przygotować się do tych zawodów. Trochę zabrakło. Drużynie z Gdańska nasz tor zawsze pasował. Do tego byli wzmocnieni Kacperem Gomólskim, który w świetnej dyspozycji na swoim macierzystym torze zrobił dobry wynik. A my? Pojechaliśmy poniżej oczekiwań. Indywidualnie jestem zadowolony, chociaż szkoda mi biegu trzynastego - przyznał po meczu wychowanek gnieźnieńskiego klubu.
Zobacz także: Damian Stalkowski przeprasza. Podburzyły go wulgaryzmy i latające kubki
W biegu trzynastym doszło do groźnie wyglądającego karambolu. Po ataku Jabłońskiego upadł wspomniany Gomólski. - Walczyłem z Kacprem. Szkoda, że zakończyło się to naszym upadkiem. Moim zdaniem, przejechałem koło niego, nie dotykając go. Sędzia Krzysztof Meyze podjął inną decyzją. Cóż mogę powiedzieć. Taki jest żużel. Cieszę się, że zakończyliśmy widowisko cało i zdrowo, choć w poniedziałek będę odczuwał ten upadek - ocenił 34-letni żużlowiec.
ZOBACZ WIDEO Cztery okrążenia z Tomaszem Bajerskim
Przez minione dwa sezony Car Gwarant Start Gniezno nie przegrał domowego meczu. W niedzielę gdańszczanie obalili zatem twierdzę. Co sprawiło, że dobre widowisko przy nadkomplecie publiczności zakończyło się bez happy endu dla gospodarzy? - Przegraliśmy, bo zrobiliśmy mniej punktów niż goście. Dlaczego? Pierwszy raz jechaliśmy na takim torze przy takich warunkach pogodowych. Do tej pory pogoda sprawiała nam psikusa i trochę mieszała nam z torem. Nawierzchnia była podobna do tej, co była na sparingu z ZOOleszcz Polonią Bydgoszcz, jednak musiałem sporo zmieniać w motocyklach. Dobrane na treningach ustawienia nie pasowały. Zimno wpłynęło na moc i jakość motocykli. Dostosowywałem się do tego, koledzy z drużyny niestety nie. Jeszcze trochę muszę dopracować mój najlepszy silnik, aby nie był on na kierunkowany tak bardzo na walkę w trasie. Chciałbym jeździć tak jak w piętnastym biegu, na spokojnie - skomentował młodszy z braci Jabłońskich.
Zobacz także: Potwierdziły się wątpliwości menedżera Car Gwarant Startu Gniezno. Teraz czeka go arcytrudne zadanie
W przerwie zimowej Jabłoński dokonał ogromnych inwestycji, co poskutkowało dobrym wejściem w sezon. Były kapitan czerwono-czarnych dość szybko zamknął usta wszystkim niedowiarkom, którzy widzieli go poza wyjściowym składem czerwono-czarnych. - Dziękuję wszystkim tym, którzy zimą mnie skreślili. Mam wewnętrzną satysfakcję. Dziękuję, bo byliście dodatkową motywacją do pracy. Jeszcze bardziej dziękuję osobom, które wierzyły w powrót Mirka Jabłońskiego. Na pewno przyjdą i gorsze chwile w tym sezonie, ale za każdym razem będę robił wszystko, tak jak w tym meczu. Zawsze tak robię. Mimo wiedzy lub niewiedzy tych, którzy różne rzeczy opowiadają, cieszę się, że jestem dobrze przygotowany do sezonu - podsumował.