Ronnie Jamroży połamał się na crossie tydzień przed Zengotą: Nie zdziwi mnie zakazanie go w kontraktach (wywiad)

Ronnie Jamroży skończył karierę żużlową kilka lat temu. Odnalazł się w motocrossie, który zdążył mu już zabrać trochę zdrowia. Ma też apel do władz formujących regulaminy. - Twórzmy je z trenerami i zawodnikami. Nie wszystko jest czarno białe - mówi.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Kamil Hynek, WP Sportowe Fakty: Kiedy umawialiśmy się na rozmowę przebywał pan akurat w szpitalu. Co się stało?

Ronnie Jamroży, były żużlowiec, ostatnio ekspert telewizyjny: Uroki motocrossu. W momencie, kiedy definitywnie zakończyłem rozdział pt. jazda na żużlu, przerzuciłem się na tę odmianę sportów motorowych. Z początku wszystko miało znamiona hobbystyczne. Później stopniowo się wkręcałem w tę dyscyplinę i zacząłem normalnie startować w zawodach. Sezon ruszył na początku lutego. Na trzecim treningu (tj. 16.02) tak niefortunnie podparłem się nogą, że złamałem kość piszczelową i strzałkową.

Brzmi nieciekawie. Jakie są rokowania lekarzy i ile potrwa przerwa, bo rozumiem, że nie zraża się pan i nie planuje zerwać kontaktu z motocyklem?

Pełen zrost kości powinien nastąpić po ok. trzech miesiącach. Złamanie okazało się dość skomplikowane. Z odłamami. Na razie jestem na etapie rehabilitowania się i dochodzenia do sprawności. Co będzie dalej trudno wyrokować. Potrzebuje czasu na przemyślenia, zobaczymy jak sytuacja się rozwinie.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla Bus Krzysztofa Buczkowskiego

Czytaj także: Menedżer Startu ofiarą kaczki dziennikarskiej. Miał dostać ofertę z PGE Ekstraligi

Mówiąc brzydko przetarł pan szlaki Grzegorzowi Zengocie, który również doznał groźnej kontuzji trenując na crossówce?

W pewnym sensie tak. Grzesiek swojego urazu nabawił się chyba dosłownie parę dni po mnie.

Praktycznie od razu podniosły się głosy i poddano pod wątpliwość taką formę treningu bezpośrednio przed początkiem sezonu żużlowego. Da się przygotować do rozgrywek bez wcześniejszego kontaktu z motocyklem właśnie poprzez jazdę na crossie?

Pewnie, że się da. Są zawodnicy, którzy nie potrzebują wsiadać na motocykl przed treningami na torze, a później osiągają świetne rezultaty. Ale jest grupa żużlowców, która nie może żyć bez ciągłego kontaktu z maszyną. Lubią to i po prostu uważają, że cross jest im niezbędny do optymalnego wejścia na odpowiednie obroty. Później przesiadka na "żużlówkę" przychodzi im płynniej. Co by jednak nie powiedzieć, ten temat możemy wałkować w nieskończoność i zastanawiać się, czy zabronić komuś szaleństw na crossie. Zgadzam się co do tego, że zawodnicy sami muszą wiedzieć kiedy przystopować i podchodzić do tej "zabawy" z głową. Tyle, że to też nie jest recepta na nie zrobienie sobie krzywdy. Niebezpieczeństwa czyhają praktycznie wszędzie. Zdarzały się przypadki, że zawodnik doznawał kontuzji podczas jazdy na rowerze, ponieważ potrącił go samochód . Zwykły bieg po parku, upadek i noga skręcona. Wypadki chodzą po ludziach.

Będzie pan zdziwiony jak za rok działacze klubów żużlowych zaczną wpisywać zawodnikom do kontraktów zakaz treningów na crossie. Oprócz świeżego przykładu Zengoty mam jeszcze przed oczami przypadek Roberta Kubicy, któremu jego ówczesny team F1 nie wpisał klauzuli uniemożliwiającej starty w rajdach samochodowych. Wszyscy pamiętamy, do czego doprowadził Roberta start w podrzędnym włoskim wyścigu. On też poniekąd realizował swoje pasje?

Absolutnie nie będę zaskoczony takimi obwarowaniami przy podpisywaniu umów. Z prostej przyczyny. Takie zapisy już funkcjonowały, kiedy jeszcze ja uprawiałem sport żużlowy. Sam byłem ofiarą punktu mówiącego o szlabanie na uprawianie sportów ekstremalnych. A czy jest sens w to brnąć? To już osobna kwestia. Robert Kubica jest zawodowcem. Wiedział co robi i z czym się to wiąże. Doszedł do wniosku, że rajdy sa mu do czegoś potrzebne. Generalnie każdy sportowiec parający się sportami motorowymi dba o styczność z innymi odłamami swojej dyscypliny. Valentino Rossi np. jeździ na flat tracku po to, aby nauczyć się kontroli w poślizgu.

A w pana przypadku ta przesiadka na motocross wynikała z tego, że po prostu po zawieszeniu butów żużlowych na kołku zabrakło adrenaliny i wciąż ciągnie wilka do lasu?

Praktycznie w ogóle nie miałem rozbratu z motocyklem. Gdy zapadła decyzja o końcu przygody ze speedwayem, od razu wiedziałem, że alternatywą będzie motocross. Różnica polega na tym, że nie wiedziałem, iż aż tak mocno się w niego zaangażuje. Nie da się odciąć całkowicie od rywalizacji. Chęć konkurowania i mierzenia się z przeciwnikami siedziała mi bez przerwy głowie.

Rozmawiamy głównie o motocrossie, ale w takim razie nie brał pan w ogóle pod uwagę powrotu do klasycznego żużla?

Nie, absolutnie. No, może na początku. Myślałem, że zrobię sobie roczną, dwuletnią przerwę, a potem ze świeżymi siłami ponownie wejdę do tego środowiska. Ten stan szybko minął. Praktycznie po kilku miesiącach zacząłem wyprzedawać cały sprzęt. Wtedy szybko znalazłem zamiennik w postaci motocrossu. Od razu wiedziałem, że to jest to czego potrzebuję i całą uwagę skupiłem na nim. Poza tym na głowie miałem kilka spraw przyziemnych takich jak prowadzenie i pilnowanie własnej działalności.

Niektórzy zawodnicy po zakończeniu kariery zostawiają sobie różne pamiątki związane z kariera. Plastrony, motocykle, silniki, kewlary zdobią ich garaże, a pan wspomniał, że się wszystkiego pozbył.

Zostało mi dosłownie kilka drobnych akcesoriów żużlowych plus kaski, które wykorzystuje do jazdy na motocrossie. Tych wielkogabarytowych nie mam.

Jaką rolę odgrywa więc aktualnie w pana życiu speedway. Pana kolega z Rawicza Piotr Świderski robi kurs instruktora sportu żużlowego, cały czas kręci się wokół dyscypliny, jest przy niej obecny. Teraz pomaga kolejnym trenerom w Orle Łódź. Podobne myśli na pójście taką drogą gdzieś się kołatają?

Papiery, o których pan wspomniał posiadam już ładnych parę lat. Jeszcze będąc zawodnikiem zdobyłem tę kwalifikacje. Szczerze mówiąc nie myślałem o menedżerce. Być może wynika to faktu, że nigdy nie dotarła do mnie żadna konkretna propozycja. Luźne pytanie owszem, ale nic poza tym. Stąd nie było nigdy dylematu, czy drążyć dalej temat "trenerki". Ne mam parcia, by na siłę działać w jakiejś branży albo pchać się tam gdzie mnie nie chcą. Z drugiej strony nigdy nie mów nigdy.

Ale nie wypadł pan z obiegu. Śledzi na bieżąco informacje i to co w trawie piszczy?

Interesuję się, tak jakbym ciągle był obecny w tym sporcie. Chętnie pochłaniam codzienną dawkę informacji z żużlowego podwórka.

Urodził się pan w Rawiczu, a zdał licencję we Wrocławiu. Do którego miasta panu bliżej, albo jest zespół, który darzy pan większym sentymentem niż inne?

Raczej nie. Jestem ogólnym fanem żużla. Oczywiście cieszy mnie, gdy drużyna z Rawicza wygrywa, bo to jednak moje miasto. I kiedy uda się być na stadionie Kolejarza, to trochę przesiąkam tą kibicowską otoczką i mocniej przeżywam mecze. Generalnie podchodzę do takich spraw na chłodno.

Czytaj także: Kibice TŻ Ostrovii ustawiają się w kolejce po bilety. Będzie pierwszy komplet?

Pamiętam, że w poprzednim sezonie wszedł pan w małą dyskusję z szefem polskich sędziów Leszkiem Demskim. Wasze oceny jednej z sytuacji torowych diametralnie się różniły. Demski wysłał pana wówczas na dodatkowe kursy twierdząc, że się pan myli i powinien się dokształcić w tej materii.

Nie wiem kto kogo powinien wysyłać na przeszkolenia. Przede wszystkim moje słowa wyciągnięto w magazynie i zostały trochę przeinaczone. Za całe podsumowanie tej dyskusji wystarczą słowa Artioma Łaguty, który przyznał mi w tej konkretnej kwestii rację. Poza tym zawodnicy i trenerzy w parku maszyn również mieli takie samo zdanie jak ja. Dlatego warto czasami zasięgnąć źródła u osób, znających sprawy od podszewki, które siedziały bądź siedzą na motocyklu i zetknęły się z podobnymi zdarzeniami w praktyce. Bo to fajnie się mówi. Zaproponowałem, aby w okresie zimowym, między sezonami, kiedy zawodnicy mają trochę więcej czasu, zaprosić ich wraz trenerami do dyskusji. Razem obrać jakąś strategię i dojść do wspólnych wniosków. A nie posługiwać się sztywnym regulaminem na zasadzie, że tak ma być i koniec kropka.

Zgadzam się z tym, że nie raz i nie dwa dochodzimy w interpretacjach niektórych zdarzeń do absurdów.

No właśnie, nie wszystko jest czarno białe. Musimy więc odwołać się do wiedzy trenerów i samych żużlowców. To są osoby najbardziej kompetentne do wypowiadania się na temat zachowań zawodnika na motocyklu, czy zdarzeń torowych. Warto byłoby wziąć pod uwagę ten aspekt.

Czy zawodnicy powinni dostać od swoich pracodawców zakaz przedsezonowych treningów na crossie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×