Łukasz Kuczera: Greg Hancock potrzebny od zaraz. Bez niego Sparta nie powalczy o złoto (komentarz)
Wystarczył jeden mecz, aby Betard Sparta Wrocław przekonała się jak bardzo potrzebuje Grega Hancocka. Skład z Vaclavem Milikiem i Maxem Fricke nie gwarantuje wrocławianom walki o złoto. Im szybciej działacze to zrozumieją, tym lepiej.
"Byki" mają wszystko, by wygrać PGE Ekstraligę po raz trzeci z rzędu. Tak jak "Królewscy" z Madrytu trzykrotnie wygrywali piłkarską Ligę Mistrzów. Pokazała to już niedzielna inauguracja rozgrywek, w której Fogo Unia pokonała wrocławian 50:40. I to mimo braku kontuzjowanego Jarosława Hampela.
Czytaj także: Gary Havelock wyrzucony z pubu po dwóch piwach
Pozostając w terminologii piłkarskiej, jeśli leszczynianie są Realem Madryt, to Betard Spartę Wrocław można porównać do FC Barcelony. Do tego można bowiem sprowadzić sposób prowadzenia klubu przez Andrzeja Ruskę. Prezes klubu z Wrocławia konsekwentnie stawia na młodych zawodników, daje im szansę do rozwoju. Nie chce ściągać gotowych gwiazd, płacić milionowych sum gwiazdom. To w stolicy Dolnego Śląska na ekstraligowych torach debiutowali m.in. Maksym Drabik, Andrzej Lebiediew czy Vaclav Milik.
ZOBACZ WIDEO Problem z Hancockiem? Nie pasuje do koncepcji i filozofii SpartyDokładnie to samo robił klub z Katalonii, stawiając na wychowanków z La Masii. Wypromowała ona m.in. Lionela Messiego, Sergio Busquetsa i paru innych piłkarzy. Dała też szereg sukcesów.
Tyle że w pewnym momencie w Barcelonie zdali sobie sprawę, że moce akademii się wyczerpały i trzeba ściągać gwiazdy z zewnątrz. W ten sposób do klubu za ogromne kwoty trafili m.in. Luis Suarez, Ousmane Dembele, Philippe Coutinho i paru innych. Obecnie FC Barcelona nie jest już klubem wyłącznie złożonym z wychowanków.
Czytaj także: Kontrowersje w Lesznie. Kubera "tylko" upomniany
I to powinien wziąć sobie do serca prezes Rusko. Oczywiście, we Wrocławiu nie możemy mówić stricte o wychowankach, ale strategia stawiania na młodych zawodników nie dała sukcesu w poprzednich sezonach. I bardzo prawdopodobnie nie da też w roku 2019.
W Lesznie nie istnieli Vaclav Milik czy Max Fricke. Oczywiście, to tylko pierwszy mecz sezonu. Musimy jednak pamiętać, że Czech i Australijczyk mają za sobą fatalne minione rozgrywki. Mieli się przełamać w roku 2019. I nie ma oznak, by do tego przełomu doszło.
Im szybciej w Betard Sparcie zdadzą sobie sprawę z tego, że trzeba szybko wykonać telefon do Grega Hancocka i zakontraktować Amerykanina, tym lepiej. 48-latek załatałby wyrwę, jaką obecnie w składzie tworzą Milik i Fricke. Byłby trzecim filarem obok Macieja Janowskiego i Taia Woffindena oraz gwarantem walki o medale.
Follow @Kuczer13
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>