Łukasz Kuczera: Antypromocja żużla. Tylko kibica w Rybniku żal (komentarz)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak

Podobno żużel jest dla kibiców. Podobno, bo wydarzenia z Rybnika temu przeczą. Z powodu telewizji mecz zorganizowano po godz. 20, a kibice musieli wymarznąć dwie godziny na stadionie, by dowiedzieć się, że mecz został odwołany. Kuriozum!

Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Eleven Sports w tym roku transmituje nie tylko rozgrywki Nice 1.LŻ, ale też PGE Ekstraligi. To wymusiło na stacji zmiany w ramówce. W efekcie wybrane mecze rozgrywane są w sobotę o godz. 20.15. Również te w kwietniu. Również w te soboty, kiedy nie mamy turniejów Speedway Grand Prix. Tak jakby nie można ich było zaplanować na bardziej przyjazną dla fana godzinę.

Efekt? W sobotni wieczór nie zobaczyliśmy promocji żużla. Co najwyżej jego parodię. Ku wielkiemu zdziwieniu, bo przecież to bardzo rzadkie zjawisko na początku kwietnia, w południe Górny Śląsk nawiedziły opady deszczu. Na tyle intensywne, że mocno zmoczyły nawierzchnię toru przy ul. Gliwickiej.

Czytaj także: Miedziński przyznaje się do błędów

Rybniczanie zrobili wszystko, co w ich mocy, aby przygotować tor do ścigania. Ubijali nawierzchnię, równali. Warunki pogodowe im nie sprzyjały. Kwiecień to nie lipiec czy sierpień, kiedy to nawet wieczorem wysoka temperatura jest w stanie pomóc w szybszym wyschnięciu nawierzchni.

ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski: Widzę Włókniarza w finale PGE Ekstraligi

Stadion pękał w szwach, a kibice musieli wysłuchiwać kolejnych komunikatów o opóźnieniu zawodów. Ostatecznie ściganie zaczęło się ponad pół godziny później niż zakładano. Zresztą, ściganie to za dużo powiedziane, bo na wymagającym torze upadki zanotowali Rohan Tungate, Piotr Pióro i Przemysław Giera. Ostatecznie mecz został odwołany, ale nie to stanowi największego problemu.

Wystarczyło jedno spotkanie, aby życie pokazało jak sensowny był pomysł rozgrywania meczów na tym etapie sezonu w soboty o godz. 20.15. Obnażył też słabości w postaci jury zawodów. W Rybniku nie miało ono szacunku dla kibica. Skoro nawierzchnia była wymagająca, to najpóźniej o godz. 20.30 powinna być jasna decyzja. Jedziemy albo nie jedziemy.

Jury zapomniało, że mamy kwiecień i niskie temperatury. Działacze zafundowali fanom kilkugodzinne marznięcie na stadionie. Tylko po to, by usłyszeli oni, że zawody zostały odwołane. Jury powinno wiedzieć, że stanu nawierzchni nie da się znacząco poprawić. Skoro po próbie toru postanowiono, że mecz zostanie rozegrany, to powinno się trzymać tej decyzji.

- Czy tor jest zły? - zapytał Kacper Woryna w rozmowie z Eleven Sports. Kapitan PGG ROW-u Rybnik trafił w sedno problemu. Przecież Troy Batchelor w pierwszym wyścigu ani razu nie miał problemu z płynną jazdą. Wystarczyło tylko trzymać gaz.

Czytaj także: Kacper Gomólski odzyskał prędkość

Problem w tym, że rybniczanie natrafili na ekipę Orła Łódź, zbudowaną głównie w oparciu o zawodników lubiących twarde i równe tory. Nie dziwi, że gdy zobaczyli oni stan nawierzchni w Rybniku, mieli strach w oczach. W takich warunkach "Rekiny" pewnie wygrałyby z Orłem w cuglach. Chyba tylko Tobiasz Musielak, który w Wielkiej Brytanii nieraz jeździł w gorszych warunkach, był gotów podjąć rękawicę w starciu z PGG ROW-em.

Znów mści się na nas to, że hodujemy zawodników, którzy głównie potrafią jechać na twardych torach. Gdy pojawia się parę kropli deszczu, pojawia się panika. Komisarze toru, jury zawodów, itd. Róbmy tak dalej, ale nie narzekajmy potem, że w całej historii mieliśmy tylko dwóch mistrzów świata z Polski.

Ktoś powie, że zawody w Rybniku trzeba było odwołać, bo nie oglądalibyśmy porywającego widowiska. A czy ciekawym doświadczeniem dla kibiców było siedzenie i marznięcie na stadionie? O tym ktoś myśli? Zacznijmy w końcu szkolić tak zawodników, by nie bali się trudnej nawierzchni.

Niejeden z żużlowców lubi na kierownicy motocykla wyszyć sobie hasło "trzymaj gaz". Wychodzi na to, że to tylko puste słowa.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: