- Nie ma nic dziwnego w tym, że jego jazda z Włókniarzem wyglądała zupełnie inaczej -mówi nam Robert Kempiński. - Sprzęt, z którego korzystał w Lublinie, się nie sprawdził. Teraz mieliśmy zupełnie inną historię i można było się jej spodziewać. Przemek już dawno, bo po zakończeniu treningów punktowanych, odłożył silnik, którego zamierzał używać na torze w Grudziądzu. Nie ścigał się na nim na żadnym innym obiekcie. Wyciągnął go dziś i nie potrzebował nawet startów, bo w polu był piekielnie szybki -tłumaczy szkoleniowiec MRGARDEN GKM-u Grudziądz.
Akcje Przemysława Pawlickiego na długo pozostaną w pamięci grudziądzkich kibiców. Wychowanek Unii Leszno jeździł bardzo blisko bandy i dzięki temu nabierał ogromnej prędkości. Ozdobą zawodów był wyścig piąty, w którym najpierw wyprzedził Leona Madsena, a na samej kresce dopadł Pawła Przedpełskiego.
- Najważniejsze, że pojechał cały zespół. Nie mieliśmy słabych punktów. W drużynie po kompromitacji w Lublinie nastąpiła oczekiwana konsolidacja. Szkoda tylko tego rozluźnienia w biegach nominowanych. Możemy się jednak cieszyć, bo kasujemy dwa punkty, które były niezwykle istotne - tłumaczy Kempiński.
ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?
Zobacz także: Artiom Łaguta zapowiedział powrót na tor
Grudziądzanie musieli wygrać spotkanie z forBET Włókniarzem, żeby pozostać w grze o play-off. Druga z rzędu porażka mogłaby oznaczać walkę o utrzymanie. - Nie powiedziałbym, że mieliśmy nóż na gardle - przekonuje Kempiński. - Porozmawialiśmy z zawodnikami, ale zrobiliśmy to z dużym spokojem. Nie było mowy o nerwowych reakcjach - podsumowuje trener GKM-u.
Nie wyszło wychowankowi Unii jadącemu na swoim torze w Gorzowie...
koleżanki spikerki..Ogladałem mecz Gorzowa co ten kome Czytaj całość