Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Adam Krużyński został zapytany, czy ktoś z klubu dzwonił do Grega Hancocka. Powiedział, że to nieprawda i dodał, że po co Get Well miałby to robić. Amerykanin nie jest potrzebny torunianom?
Jacek Gajewski, były menedżer Get Well Toruń: Być może na taki ruch jest po prostu zbyt wcześnie. Dwa mecze zostały przegrane, ale to chyba nie jest czas na ogłaszanie alarmu. Większą stratą jest spotkanie z Fogo Unią Leszno. Była szansa, której torunianie nie wykorzystali. Wróćmy jednak do tematu Hancocka i zmian. Konfiguracja tej drużyny jest taka, że Amerykann musiałby zastąpić jednego z obcokrajowców. Wiadomo, że wybór padłby raczej na Chrisa Holdera.
Wygląda jednak na to, że klub ciągle wierzy w Australijczyka. Czy słusznie?
Jeśli mam w Get Well szukać czegoś, co może zmienić ten zespół na lepsze, to wskazałbym na powrót Rune Holty. Jednak i w tym przypadku nie mamy żadnej gwarancji, a liga mija bardzo szybko. Jeśli ktoś obudzi się w połowie maja, to może być już za późno. Następne dwa spotkania dla torunian są bardzo trudne. Jadą do Wrocławia i podejmują forBET Włókniarz. Skoro klub ufa zawodnikom, których ma, to niech podążą taką drogą. Ja nazwałbym to stąpaniem po kruchym lodzie.
Zobacz także: W Get Well Toruń zaprzeczają, by dzwonili do Grega Hancocka
Dlaczego?
W Toruniu cały czas żyje się wiarą, że będzie lepiej. Przypadek Chrisa Holdera jest tego najlepszym przykładem. Mam do tego zawodnika wielką sympatię, ale on zawodzi mocno od kilku sezonów. Ostatni raz był skuteczny w 2016 roku, a mamy teraz sezon 2019. Tej wiary po drodze było już bardzo dużo, kiedy jego kontrakt był ciągle odnawiany. Moim zdaniem problem nie został rozwiązany. Wydaje mi się, że należy zacząć patrzeć na sprawę trzeźwo. Widzę jednak, że klub ma inny pomysł. Czuję, że działacze mocno liczą na Holtę. Kto wie, może się to sprawdzi. Uważam jednak, że zbliżamy się do krawędzi. Z drugiej strony wiara czasami czyni cuda. Poza tym zbliżamy się do Wielkanocy. Kiedy wierzyć jak nie teraz?
Get Well przegrał dwa mecze, ale można odnieść wrażenie, że w klubie panuje spokój. Działacze zwracają uwagę na trudny terminarz.
Celem torunian jest w tym roku awans do fazy play-off. Taki plan został przedstawiony po okresie transferowym. Drużyna, która ma takie aspiracje, chyba nie powinna mówić, że przed nią cztery czy pięć trudnych spotkań. Skoro ktoś chce być w czwórce, to musi pokonywać wymagających rywali. Nikt przecież nie oczekuje, że wszystkie spotkania zostaną wygrane, ale trzeba punktować. Liga jest wyrównana, a poza tym na wielu założeniach można się przejechać. GKM Grudziądz pojechał do Lublina. Miał wygrać i nic z tego nie wyszło. Poza tym meczu z Unią Leszno nie można oceniać w kategoriach nieszczęśliwego układu spotkań.
ZOBACZ WIDEO Mistrz z kolejnym zwycięstwem. Zobacz skrót meczu Get Well Toruń - Fogo Unia Leszno
Dlaczego?
Kiedyś z tym zespołem trzeba było i tak pojechać. Uważam, że teraz mogło być nawet łatwiej, bo nie było Jarosława Hampela. Za dwa miesiące ta ekipa może być kompletna i dzięki temu silniejsza. Wtedy mogli wygrać nie sześcioma, lecz 16 punktami. Kij ma zawsze dwa końce. Zgadzam się jednak, że czekanie na pierwsze ligowe punkty nie jest niczym dobrym. Atmosfera zaczyna robić się wtedy bardzo gęsta. To działa negatywnie na drużynę.
Zobacz także: Betard Sparta na razie nie planuje rozwiązania kontraktu z Vaclavem Milikiem
Już tak jest, bo klub musi zmierzyć się z falą krytyki.
Uważam, że akurat w tym przypadku mamy do czynienia z lekką przesadą. Torunianie są mimo wszystko krytykowani nieco za mocno. Chodzi o to, ile poświęca im się uwagi. Czasami mam nawet wrażenie, że stali się chłopcem do bicia. Nie twierdzę, że krytyka się nie należy, ale moim zdaniem jest ona nieco zbyt intensywna. W PGE Ekstralidze są przecież też inne kluby, które mają swoje problemy. Od razu jednak zaznaczam, że nie posądzam nikogo o złośliwość. Tak się po prostu dzieje, a moim zdaniem nie powinno.
Czy można jakoś wstrząsnąć tym zespołem?
Czasami rzeczywistości nie da się zaklinać. Nawet najbardziej złotousty człowiek nie wytłumaczy pewnych sytuacji. Lepszym rozwiązaniem jest wtedy stwierdzenie faktów. Byłbym jednak daleki od nerwowych ruchów. Wymyślanie kar dla zawodników w niczym nie pomoże. Metoda kija na pewno nie będzie lepsza od marchewki. Żużlowcy też dostali po głowie i mają o czym myśleć.
To co robić?
W pierwszej kolejności ludzie, którzy zarządzają zespołem, powinni usiąść i wyjaśnić szczerze kilka sytuacji. Powinny paść męskie słowa. Nie można opowiadać, że w tej chwili w Toruniu jest drużyna z prawdziwego zdarzenia. Każdy widzi, że to nie funkcjonuje, jak należy. Nie widać tam ludzi, którzy mają wspólny cel, do niego dążą i nawzajem się wspierają. Za dużo jest nerwów, kiedy coś nie wychodzi. A to powoduje kolejne błędy. Najlepszym przykładem jest ostatni defekt Jasona Doyle'a. Trzeba jak najszybciej ustalić, że to nie są zawody indywidualne. Własne interesy muszą zostać schowane do kieszeni. Na torze potrzeba współpracy, bo tej tory zbyt często widzieliśmy, że zawodnicy sobie przeszkadzają. Jeśli te podstawowe kwestie zostaną rozwiązane, to być może to wszystko ruszy. Jeszcze raz jednak podkreślam, że odradzam nerwowe ruchy.
Wrocław, dwa mecze. Z Unią wyjazd (mega wpier...., tylko Unia się zlitowała), mecz z Falubazem u siebie, prawie przegr Czytaj całość