Kluby lepiej traktują obcokrajowców niż naszych. Czy warto być Polakiem?

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Michael Jepsen Jensen kontra Jakub Jamróg i Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Michael Jepsen Jensen kontra Jakub Jamróg i Tai Woffinden

Polscy zawodnicy w czołowych klubach są odstawiani po pierwszej przegranej. Zagraniczni żużlowcy mają większy kredyt zaufania. - To wina regulaminu - mówi trener Marek Cieślak, ale inni eksperci twierdzą, że to wina polskich zawodników, bo są słabi.

Norbert Kościuch z Get Well Toruń przegrał w ostatniej kolejce jeden bieg, w kolejnych już nie pojechał. Jakub Jamróg z Betard Sparty Wrocław to samo przeżył na inaugurację. W drugiej rundzie jechał do pierwszego błędu (zera). Zaliczył trzy biegi z czterech, do których był przypisany. Wyjaśnijmy, iż Kościuch w 1. kolejce pojechał dwa z czterech wyścigów.

Przypadki Jamroga i Kościucha są dla wielu dowodem na to, że Polacy traktowani są po macoszemu. - Patrząc na tą dwójkę, faktycznie można odnieść wrażanie, że czeka się na ich potknięcie - mówi Sławomir Kryjom, żużlowy menedżer. - Sztab szkoleniowy nie może jednak siedzieć z założonymi rękami - dodaje Wojciech Dankiewicz, ekspert nSport+. - Jak wynik ucieka, to trzeba robić zmiany, dawać szansę skuteczniejszym, gonić wynik.

Czytaj także: Gdyby nie błąd sędziego Kubera miałby średnią gorszą niż Kopeć-Sobczyński

Nie sposób jednak nie zauważyć, że zagranicznym wolno więcej. Taki Vaclav Milik w Sparcie został odstawiony po dwóch zerach. Jack Holder jechał w ostatnim meczu Get Well pięć razy, choć cztery razy przyjeżdżał ostatni, a raz zdobył raptem 1 punkt. Poza tym trudno oczekiwać cudów od polskiego seniora, gdy dostaje on praktycznie zerowy kredyt zaufania.

ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?

- Mimo wszystko nie generalizowałbym - uważa Dankiewicz. - Mówimy o dwóch klubach, gdzie przyjęto strategię z mocnym rezerwowym. Pewnie, że Kościuch, czy Jamróg zasługują na więcej, ale obaj musieli się liczyć z tym, że jak im coś nie wyjdzie, to zostaną natychmiast zmienieni, bo w jednym i drugim klubie są zmiennicy, którzy w poprzednim sezonie się sprawdzili.

Strategia klubów to jedno, ale z drugiej strony warto zobaczyć, jak to robią w Speed Car Motorze Lublin, gdzie polscy seniorzy Dawid Lampart, Paweł Miesiąc, jadą bez obciążenia, nikt nie czycha na ich miejsce, a oni robią swoje i zdobywają wiele punktów, pozytywnie zaskakując. - To się jednak zmieni, jak po dopingowej karencji wróci Grigorij Łaguta, albo kontuzję wyleczy Grzegorz Zengota - prognozuje trener kadry Marek Cieślak. - Wtedy Motor przesunie Roberta Lamberta pod numer 8 lub 16 (rezerwowy - dop. red.) i komfort polskich seniorów się skończy. Taki mamy regulamin.

Niektórzy zdają się jednak mówić, że problem nie tkwi w regulaminie, lecz po prostu w słabości zawodników, którzy mają kłopoty z wywalczeniem miejsca w składzie. Inna sprawa, że przecież taki Jamróg w sezonie 2018 był gwiazdą Unii Tarnów, zdobył tytuł objawienia PGE Ekstraligi. Z kolei Kościuch od lat był najlepszym żużlowcem pierwszej ligi. - A w Ekstralidze obaj mają problemy i to pomimo tego, że rezerwowi wskakują za nich i nic nie wnoszą - ocenia Kryjom.

I tu wracamy do tego, o czym mówił trener Cieślak, czyli regulaminu. Obecny stanowi, że w wyjściowym składzie ma być dwóch polskich seniorów. Jednak rezerwowy spod numeru 8 lub 16 (miejsce zarezerwowane dla żużlowca zagranicznego do lat 23) może od początku meczu zastępować seniorów. W Sparcie i Get Well przepis jest wcielany w życie kosztem Polaków.

- Rezerwowym powinien być Polak do lat 23 i to by rozwiązywało wszystkie problemy - zauważa Cieślak. - Poza tym uważam, że ten regulamin szkodzi nam długofalowo, bo szkolimy zawodników zagranicznych, czyli naszych rywali, a Polacy nam wyginą. Ja swoim zawodnikom daję więcej niż jedną szansę, ale nie zamierzam krytykować tych, którzy robią inaczej. Powtarzam, że to regulamin dający możliwość szybkiej zmiany robi ten kocioł.

Czytaj także: Kownacki: Stal i Get Well do poprawki, Kildemand do niższej ligi

- A jak menedżer ma możliwość reakcji, to korzysta, bo przecież chodzi o wynik, z którego jest rozliczany - dodaje Dankiewicz. - Zmiany trzeba robić. Problem w tym, jak nic nie wnoszą, a tak jest teraz w obu przypadkach, czyli zarówno we wrocławskim, jak i toruńskim - wyrokuje Kryjom.

Poza wszystkim trenerzy w klubach dziwią się, że w polskim żużlu obowiązują przepisy promujące młode, zagraniczne gwiazdki, a Polaków kopie się w tyłek i nie daje się im możliwości rozwoju. - A ci zagraniczni, to się jeszcze z nas śmieją, że tacy głupi jesteśmy. Przecież Woffinden został trzykrotnie mistrzem świata za nasze. Bez polskiej kasy i naszej ligi nie byłby w tym miejscu, w którym jest - taką opinię wyraziło kilku trenerów, prosząc o anonimowość.

Źródło artykułu: