Kibice speedwaya doskonale pamiętają początki MRGARDEN GKM-u Grudziądz w PGE Ekstralidze. Mecze wyjazdowe były dla podopiecznych Roberta Kempińskiego drogą przez mękę, a momentami zdobycie 30 punktów graniczyło z cudem. Obecnie jest dużo lepiej, ale i tak grudziądzanie od dawna nie potrafią wygrać na obcym terenie.
Jak wyliczono przed starciem ze Stelmet Falubazem Zielona Góra, zespół z województwa kujawsko-pomorskiego czeka już ponad 7000 dni na wyjazdowe zwycięstwo na najwyższym szczeblu rozgrywek. W ubiegły piątek zmarnował doskonałą okazję, by zresetować ten licznik i zaskoczyć całą żużlową Polskę.
Czytaj także: Mikkel Michelsen wkurzony na menedżera
GKM nie był faworytem starcia w Zielonej Górze, ale pomogły mu okoliczności. Status meczu zagrożonego oraz ubicie nawierzchni na torze przy ul. Wrocławskiej sprawiły, że żużlowcy z Grudziądza nad wyraz dobrze radzili sobie na torze w Grodzie Bachusa. Jeszcze przed ostatnią gonitwą istniała szansa, że GKM odniesie pierwsze po latach wyjazdowe zwycięstwo.
ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!
I w tym momencie do akcji wkracza nasz (anty)bohater. Sędzia Michał Sasień nie dostrzegł, że w piętnastym biegu Martin Vaculik ruszał się pod taśmą i wystartował na dwa razy. Słowak wygrał decydującą gonitwę i przypieczętował triumf Falubazu. Bieg ten należało powtórzyć i dać miejscowemu zawodnikowi ostrzeżenie. Wtedy 29-latek nie kombinowałby już na polach startowych.
Sasień nie udźwignął ciężaru decyzji. Najpewniej nie był przekonany czy Vaculik faktycznie ukradł start i nie chciał przerywać wyścigu, by nie narazić się na gniew miejscowych kibiców. Niestety, wybrał bezpieczniejszą dla siebie opcję. Bo gdyby powtórki telewizyjne wykazały, że zawodnik Stelmet Falubazu ruszył prawidłowo, na stadionie mogłoby się zrobić gorąco. Zwłaszcza po porażce miejscowych.
Czytaj także: Peszko wielkim fanem żużla
Żyjemy w epoce VAR w piłce nożnej, systemu challenge w siatkówce czy tenisie, a sędziowie żużlowi od lat mają do dyspozycji powtórki telewizyjne. Mimo to, co chwilę mowa o kontrowersyjnych i błędnych decyzjach. Tak nie powinno być. W piątek Sasień, jak powiedziałby Jan Tomaszewski, popełnił wielbłąda. Nie zabolał on sędziego, a drużynę z Grudziądza, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa.
Szkoda się denerwować JEDNO życie mamy.