Norweg z polskim paszportem niedzielne zawody na toruńskiej Motoarenie rozpoczął od zerówki. Później było już nieco lepiej. Najlepiej spisał się w trzynastej odsłonie dnia, w której pokazał plecy szybkiemu Matejowi Zagarowi i zainkasował dwa "oczka". W kolejnym biegu ponownie zamknął stawkę. Ostatecznie wywalczył cztery punkty. Byli tacy, którzy z jego powrotem wiązali spore nadzieje i tym rezultatem z pewnością się rozczarowali.
- Rune wraca po kontuzji. Walczył jak lew, ale jeszcze brakuje czasu i jazdy. Przede wszystkim miał dobre starty, do czego nas już przyzwyczaił. Gryzł tor, ale zabrakło objeżdżenia, co wpływa na czucie motocykla i jego prędkość. Walczył, szarpał się, ale nie oczekiwałem od niego jakichś niewiarygodnych historii - powiedział Jacek Frątczak.
Czytaj także: Norbert Kościuch: Nie układa się całość. Co chwilę jakieś kłody pod nogi
Menedżer Get Well Toruń na początku spotkania z forBET Włókniarz Częstochowa chciał zweryfikować, w jakiej formie jest Rune Holta. - To żadna tajemnica. Dałem sobie dwa biegi. Jechał z numerem dwunastym, co nie było przypadkiem. Chciałem mieć przegląd sytuacji z pola wewnętrznego i zewnętrznego. Jeżeli byłaby lipa w jednym i drugim przypadku, to wtedy mielibyśmy odpowiedź na to, co robimy dalej, jeżeli chodzi o kwestię zmian - zdradził.
Opiekun toruńskiej drużyny brał pod uwagę możliwość zastępowania Holty przez Jacka Holdera. Sytuacja się jednak skomplikowała. - Wiedziałem mniej więcej, że Jack (Holder - dop. red.) jest dobrze dopasowany, przede wszystkim startowo, że tutaj to wszystko powoli rusza do przodu. Kontuzja Jasona rozsypała cały plan. Później trzeba było rzeźbić, przekładać silniki - cuda na kiju - podsumował Jacek Frątczak.
Czytaj także: Świetny pomysł na uczczenie 10-lecia Motoareny. Chcą zorganizować żużlową sztafetę pokoleń
ZOBACZ WIDEO Nie jest sztuką zakontraktować Grega Hancocka i skończyć jak Stal Rzeszów