Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.
***
Ostatnie dni upłynęły nam pod znakiem dopingu technologicznego i pożyczanych silników. Pierwszy wątek, tak myślę, zgrabnie podsumowaliśmy wywiadami z Krzysztofem Cegielskim (całość TUTAJ) i Leszkiem Demskim (całość TUTAJ). Nie spuentowałbym jednak tematu, że z dużej chmury spadł mały deszcz (nikt nikogo za rękę nie złapał). Raczej napisałbym, że "kontrola jest najwyższą formą zaufania". Trzeba i warto sprawdzać, żeby nie było oszustów i plotek.
W tym miejscu pozwolę sobie zatrzymać się przy sprawie pożyczonego silnika. Kilka dni temu pisałem o zdumieniu działaczy forBET Włókniarza Częstochowa (czytaj TUTAJ), którzy przeglądając protokoły, odkryli, iż silnik o tych samych numerach był wykorzystany w dwóch kolejnych przegranych przez częstochowian meczach. Najpierw jechał na nim zawodnik Fogo Unii Leszno, następnie Betard Sparty Wrocław. Rezultat pierwszego, choć świetny, nie miał znaczenia. Tego drugiego już jednak tak. Informacja poszła w eter bez nazwisk i tylko Cegielski coś w rozmowie z Eleven Sports wspomniał, żeby nikt nie łączył ze sprawą Janusza Kołodzieja. Po co to powiedział? Nie wiem.
ZOBACZ WIDEO: Doping technologiczny. Czy jest możliwe, aby żużlowcy dolewali coś do silników?
W każdym razie w Częstochowie śledztwo trwa. Pierwsza wersja była taka, że zawodnik Fogo Unii rozgryzł tor i pożyczył sprawdzony silnik koledze Sparty. Doszły jednak nowe dowody oraz informacje i teraz ma być tak, że tak zawodnik z Leszna, jak i z Wrocławia wypożyczyli ten sam silnik od mechanika żużlowca, który akurat ma przerwę w startach. We Włókniarzu lekko się zagotowali, bo tenże mechanik pracuje również z ich zawodnikiem. Słowem, piąta kolumna.
Jeśli we Włókniarzu mają rację, to nie powinni ani przez moment zwlekać z przeprowadzeniem męskiej rozmowy z osobą, która gra na kilku fortepianach. Od razu jednak dodam, że może być i tak, że identyczny numer na dwóch silnikach może być zwykłym przypadkiem. Na żużlowych silnikach mamy rapem trzy cyfry, więc ilość kombinacji jest ograniczona. Może się zdarzyć, że na tych samych zawodach będziemy mieć dwie tak samo oznaczone jednostki napędowe. Inna sprawa, że pod Jasną Górą są jakoś dziwnie przekonani, że w tej sytuacji o przypadku nie ma mowy.
Od razu dodam, że mnie to całe pożyczanie, o ile wszystkie informacje na ten temat traktować poważnie, zupełnie się nie podoba. Nie zmienia to jednak faktu, że dobry silnik to najwyżej połowa sukcesu. Przecież ten silnik trzeba jeszcze idealnie dopasować do warunków torowych i pogodowych, a to, wbrew pozorom, nie jest takie proste.
Zostańmy w Częstochowie, gdzie Stelmet Falubaz dostał ostatnio w trąbę i podniósł się płacz i lament w zielonogórskiej ekipie, a taki Martin Vaculik stwierdził, że na motocyklu nie potrafił się utrzymać. Na trybunach nie siedziałem, ale oglądając mecz w telewizji, absolutnie nie zauważyłem, żeby zawodnicy Falubazu walczyli o życie.
Oczywiście tor w Częstochowie, w drugiej fazie zawodów zaczął się rozsypywać, ale absolutnie nie był niebezpieczny. Pewnie, że Włokniarz zrobił z nawierzchni zdecydowanie większy atut niż w poprzednich spotkaniach (została ona ostro zbronowana i przerzucona), ale czasami lepiej przyznać, że rywal był lepszy, niż szukać drugiego dna. Włókniarz oberwał w Zielonej Górze i jakoś nie snuł opowieści, że tor miał dwa inaczej przygotowane łuki. I dobrze, bo chyba bym to wyśmiał.
Swoją drogą, to tak się jakoś ta liga zaczyna układać, że głos z tyłu głowy zaczyna mi podpowiadać, że to się skończy, tak jak myślałem przed sezonem. Unia ze Spartą w finale, Falubaz z Włókniarzem o brąz. A dalej MRGARDEN GKM Grudziądz, Get Well Toruń, Stal Gorzów (a może Stal, Get Well) i Speed Car Motor Lublin. Beniaminek już był w ogródku, już witał się z gąską I na własne życzenie szansę stracił.
2, może 3 punkty zdobyte kosztem Sparty nie dawałaby 100-procentowej gwarancji, ale Motor miałby już całkiem spory kapitał (7 punktów) i pewnie złapałby wiatr w żagle. Po meczu z jadącą bez Taia Woffindena Spartą Motor został jednak z 4 punktami i marnymi perspektywami. Myślę, że w Lublinie zdają sobie z tego sprawę. Tanio jednak skóry nie sprzedadzą i będą walczyć do ostatniego tchu. Wszystko może rozstrzygnąć się w Toruniu. Tam tylko wygrana za trzy pozwoli Motorowi wrócić do równowagi.
PS: Jan Andersson, czyli tuner na emeryturze, teraz robi motocykle wyłącznie dla siebie. Ma w sumie bodaj 15 sztuk. W jego garażu stoi maszyna żużlowa, ale i też taka do flat tracku, czy do jazdy na lodzie. Do tunerki Szwed jednak nie zamierza wracać. Teraz ma w planach budowę domu za miastem. Nie będzie jednak zamawiał żadnej ekipy, wszystko zrobi sam. Żona, dla której zrezygnował z pracy mechanika, na pewno się ucieszy. To tak a propos dzisiejszego tekstu o tunerach.
Jest po prostu dobry, a Greg nie jeździ i zarabia w inny sposób.
Nie mam pojęcia kto zgłosił (bo czy jechał na nim to nie wia Czytaj całość