Planem minimum Orła na mecz z Unią Tarnów była wygrana za dwa punkty, choć niektórzy liczyli nawet na zgarnięcie pełnej puli. Łodzianie mieli do odrobienia osiem punktów. Bez wątpienia mieli na to szanse, ale już w drugiej serii startów stracili Tobiasza Musielaka. Później drużyna dzielnie walczyła. Przed ostatnim wyścigiem była nawet na prowadzeniu, ale w decydującej rozgrywce para Peter Ljung - Wiktor Kułakow nie dała szans gospodarzom i trzy punkty pojechały do Tarnowa.
- Czy to był pech? Może i tak, ale zwykle mają go ci słabsi, a nie silniejsi - mówi w rozmowie z naszym portalem Witold Skrzydlewski. - Unia Tarnów też nie była w optymalnym składzie. Przyjechali do nas bez pana Mroczki. Musieli radzić sobie bez niego i im się udało, bo dwójka Ljung i Kułakow pokazała wielką klasę. Nasi zawodnicy są doświadczeni, ale robili szkolne błędy. Potrafili jechać na 5:1, ale zostawili pół toru wolnego i rywal to wykorzystał - tłumaczy prezes.
Zobacz także: Orzeł - Unia T.: Ljung i Kułakow znów to zrobili!
Po porażce z Unią sytuacja Orła jest bardzo trudna. Szans na awans do play-off w zasadzie już nie ma. Łodzianie muszą także oglądać się na Lokomotiv Daugavpils. - Nie wiem, co dalej. Jeśli chodzi o mnie, to można powiedzieć, że mam luzik. W klubie jest trener i to on decyduje o składzie i wszystkich innych kwestiach. Ja przyjadę jeszcze tylko obejrzeć mecz z ROW-em Rybnik. Baraże? Lokomotiv musiałby zdobyć jeszcze sporo punktów. Z drugiej strony i tego nie należy wykluczać. Może się okazać, że czas wrócić do drugiej ligi - wyjaśnia Skrzydlewski.
Zobacz także: Skandal w Pradze. Phil Morris w roli głównej. Ekspert pyta o sens kwalifikacji
Kibice, którzy pojawili się na niedzielnym meczu z Unią Tarnów i zakupili programy, mogli przeczytać na ostatniej stronie oświadczenie. Zarząd klubu poinformował, że w żaden sposób nie współpracuje ze stowarzyszeniem kibiców łódzkiego żużla "Orzeł", którego prezesem jest Tomasz Kliś. Skąd taki komunikat? - To efekt tego, co robi stowarzyszenie kibiców przeciwko mojej osobie i mojej rodzinie. Bohaterem jest tam pan Kliś. Z tego powodu nie bierzemy za nich odpowiedzialności. Nie chcemy mieć z tą grupką ludzi nic do czynienia - podsumowuje Skrzydlewski.
ZOBACZ WIDEO: Pedersen omal nie staranował Jensena. Jak to ma się do rodzinnej atmosfery w Falubazie?