Żużel. W warsztacie sprzęt za blisko 5 milionów, a wyniku nie ma. W czym problem?

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Polski tuner Ryszard Kowalski rok temu był numerem 1. Teraz już nie jest tak kolorowo, choć mechanik spod Torunia się nie oszczędza. Na wyposażenie warsztatu wydał już prawie 5 milionów.

Już po inauguracji Grand Prix w Warszawie pisaliśmy, że gdyby w żużlu prowadzono klasyfikację konstruktorów podobną do tej, jak w Formule 1, to nasz najlepszy mechanik Ryszard Kowalski byłby w najlepszym razie na ostatnim miejscu podium. Mijają kolejne tygodnie, a sytuacja nie zmienia się na lepsze. Kowalski ma problem, choć do dyspozycji ma maszyny, za które zapłacił blisko 4,5 miliona złotych. Nie można też powiedzieć, że Polak się obija. Wręcz przeciwnie. Od zawsze był jednym z najbardziej pracowitych mechaników.

Ktoś powie, że przecież Bartosz Zmarzlik korzysta z silników Kowalskiego i nie prezentuje się źle. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że nasz wicemistrz świetne rezultaty osiąga dzięki olbrzymiej determinacji. Bartosz potrafi też z każdego silnika wycisnąć nie 100, ale 110 procent. Właśnie dlatego jego notowania są wysokie, bo już pozostali klienci Kowalskiego z Grand Prix jeżdżą w kratkę. To dotyczy także mistrza świata Taia Woffindena. Teraz leczy on kontuzje, ale przed pójściem na L-4 Tai wcale nie był szybki.

Czytaj także: To Morris rozdaje karty w Grand Prix

Na czym polega problem Kowalskiego? W środowisku krąży dokładnie jedna wersja na ten temat. Tuner miał rok temu kłopot z silnikami polegający na tym, że przy wysokich temperaturach nie funkcjonowały one, jak należy. Kowalski chciał zimą naprawić usterkę. Wypuszczona w tym roku partia jest podobno mocniejsza od ubiegłorocznej, ale i też bardziej podatna na zmianę warunków torowych, jak i pogodowych.

Zawodnicy muszą się naprawdę nagimnastykować, żeby na tych nowych silnikach złapać odpowiednie regulacje. Można usłyszeć, że młodsi żużlowcy, którzy nie mają takiej wiedzy o sprzęcie jak ich starsi koledzy, ani też nie mają w teamie doświadczonych majstrów, wolą odłożyć silnik Kowalskiego na półkę i wziąć coś innego, coś, co łatwiej dostroić.

Czytaj także: Jest mechanik, który pożycza innym silniki

To, co napisaliśmy, nie znaczy, że Kowalski się skończył. Wciąż jest dobry, wciąż jest w czołówce, ale to nie jest numer 1. W każdej chwili może jednak wrócić. Być może wystarczy radykalna zmiana pogoda, a może problem uda się rozwiązać dzięki naniesieniu jakichś drobnych korekt. W ciemno można założyć, że Kowalski poświęca każdą wolną chwilę na rozwiązanie problemu. Łatwo z pewnością nie jest, bo w trakcie sezonu dochodzą serwisy silników, a to zabiera sporo czasu.

ZOBACZ WIDEO Euro U-21. Świetny mecz Żurkowskiego i Szymańskiego. "W przyszłości mogą być liderami pierwszej reprezentacji"

Źródło artykułu: