Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Ostatnio rzadko można spotkać księdza na meczach żużlowych. Minęło zainteresowanie speedway’em?
Piotr Prusakiewicz, ksiądz, kibic żużla i Get Well Toruń: Nie minęło i nie minie. Absolutnie. To nałóg, choć nieszkodliwy. Powodem ostatnich nieobecności są częste wyjazdy zagraniczne związane z posługą kapłańską. Biorę udział w konferencjach, głoszę kazania, jestem na rekolekcjach w krajach anglojęzycznych.
To podobnie jak żużlowcy jeździ ksiądz w kilku ligach.
Można by tak stwierdzić. To może teraz powiem coś o sobie. Pozostając w terminologii żużlowej licencję (święcenia kapłańskie - dop. aut.) otrzymałem w 1990 roku. Należę do Zgromadzenia Świętego Michała Archanioła. Zakon nasz powstał 98 lat temu. Moi współbracia posługują w 14 krajach świata. Dlatego, jeśli jestem zapraszany, to chętnie służę charyzmatem głoszenia Słowa Bożego w języku angielskim.
ZOBACZ WIDEO Sam Doyle nie mógł wygrać spotkania. Zobacz skrót meczu MRGARDEN GKM Grudziądz - Get Well Toruń
Czytaj także: Kryjom o meczu Get Well - Motor: Jedna z tych drużyn spadnie
Jakie kraje pojawiły się ostatnio w terminarzu księdza?
Dużo tego. W tym roku to Stany Zjednoczone i to czterokrotnie oraz Paragwaj, Argentyna, Irlandia, Włochy, Szkocja, Anglia i Australia. W przeszłości były takie kraje jak Oman, Uganda, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Gibraltar, Szwecja, Hiszpania, Trynidad i Tobago, Aruba, Kurasao, Papua-Nowa Gwinea.
Podczas ostatniej marcowej misji w Australii spotkał się ksiądz z rodziną Sullivanów i Wardów.
Oczywiście. To było zaplanowane. Miałem trzy dni przerwy i wcześniej ustaliłem z Ryanem Sullivanem i Pauliną, jego żoną, termin spotkania. Mieszkałem w ich gościnnym domu w Willow Vale, trzydzieści minut jazdy od lotniska w Gold Coast. Darcy Ward przyjechał tam na spotkanie ze swą żoną. Oni mieszkają w Helensvale, niedaleko Sullivanów. Spotykają się i przyjaźnią.
Jak długo trwa znajomość księdza z Sullivanem?
Od początku jego startów w toruńskim klubie. Poznałem go, gdy mój szkolny kolega z V Liceum Ogólnokształcącego, z klasy o profilu matematyczno-fizycznym. Jacek Gajewski ściągnął go do Polski, by zasilił dawnego Apatora. Zawsze mu kibicowałem, także, wtedy gdy startował w Częstochowie i Bydgoszczy. Poznałem jego rodziców. Kilkukrotnie dopingowałem go podczas meczów w Premiership i zatrzymywałem się w jego domu.
A jego żona Paulina?
Ryan, jeśli był w Polsce, to regularnie przyjeżdżał na msze święte inaugurujące sezon żużlowy do Górska. W 2010 roku tuż po mszy podszedł do mnie z sympatyczną dziewczyną. To była Paulina. Powiedział, że po sezonie chce z nią wziąć ślub i poprosił mnie o udzielenie tego sakramentu. Ceremonia zawarcia sakramentu małżeństwa odbyła się 28 października 2011 roku po polsku i angielsku w kościele garnizonowym w Toruniu. Jestem z nimi w regularnym kontakcie, a gdy przyjeżdżają do Torunia z dalekiej Australii, zawsze jest czas na spotkanie.
Jak wygląda ich życie teraz?
Nie chce naruszać ich prywatności, wiec ogólnie powiem, że są szczęśliwym małżeństwem. Pracują, są aktywni sportowo, mają dwóch wspaniałych chłopców, którzy wraz z rodzicami jeżdżą już na swoich małych motorkach.
Może i z nich wyrosną żużlowcy?
Ryan i Paulina wspaniale ich wychowują. Chłopcy chodzą do katolickiej szkoły, którą miałem okazje zobaczyć i spotkać się z księdzem, który uczy tam religii i jest duszpasterzem uczniów i nauczycieli. Sullivanowie prosili także o poświecenie ich nowego domu, co z radością uczyniłem. Paulina dba o to, by święta były przeżywane zgodnie z polska tradycja. Chodzi o wigilię, udział w pasterce, święconkę.
Ryan nic nie mówił, że ciągnie go do żużla?
Karierę zakończył szczęśliwie i jest z tego zadowolony. Może kiedyś zostanie trenerem. W końcu to on wypatrzył na australijskim torze zdolnego chłopaka Darcego Warda, któremu pomógł trafić do Torunia. Wiemy jakiej klasy żużlowcem był Darcy. Dodam, że tęsknota Ryana do żużla wyraża się w śledzeniu wyników z różnych lig i oglądania transmisji telewizyjnych z Grand Prix. Podczas spotkania dużo pytał o składy polskich drużyn na sezon 2019, o stan zdrowia Tomasza Golloba.
Spotkał się ksiądz także z Darcym i jego małżonką.
Tak, przyjechali do Ryana na polską kolację, którą przygotowała Paulina, notabene doskonała kucharka. Powspominaliśmy dawne czasy, gdy jeździli w Unibaksie Toruń. Darcy ma się nieźle, uczęszcza na rehabilitacje, doskonale prowadzi samochód. Lizzie to dla niego wspaniała zona. Świetnie się rozumieją i wzajemnie sobie pomagają. To prawdziwy dar od Pana Boga. Miło spędziliśmy czas. Nie zabrakło też chwili modlitwy za Darcy’ego. Podczas spotkania u Ryana, Darcy wspominał swój wspaniały team mechaników a wśród nich Marcina Głowackiego z Torunia. Motoarena to dla Warda najlepszy tor do ścigania na świecie.
Pamięta ksiądz dobrze okoliczności jego wypadku.
Oczywiście. Nogi się pode mną ugięły, gdy zobaczyłem to w magazynie nc+ i usłyszałem dramatyczną rozmowę telefoniczną na antenie z ówczesnym menedżerem Falubazu Zielona Góra Jackiem Frątczakiem, który prosił telewidzów o modlitwę ze względu na powagę sytuacji. Następnego dnia, w poniedziałkowy wieczór, na mszy świętej za Darcy'ego w kościele przy ulicy Rybaki zgromadziło się bardzo dużo kibiców. Ciężko mówiło mi się wtedy kazanie, bo bardzo przeżyłem wypadek. Widziałem też prawdziwą rozpacz Chrisa Holdera po tym, co się stało. Są przecież wielkimi przyjaciółmi.
Jak wytłumaczyć człowiekowi wierzącemu sens tragedii dotykających żużlowców?
To sport ekstremalny, ryzyko jest włączone w uprawianie tej dyscypliny. Wypadki zdarzają się nie tylko na torze, ale także w powietrzu, na wodzie, w górach, na drodze czy na przejściu dla pieszych. I często są niezależne od nas. Z tym w życiu trzeba się liczyć. Człowiek człowiekowi gotuje nieraz taki los albo gotuje go sam dla siebie. Jeden z polskich żużlowców, który wylądował na wózku inwalidzkim, mówił kiedyś, że nigdy nie miał pretensji do Pana Boga o to, co się stało. Na pytanie, za co dziękuje Panu Bogu, odpowiedział prosto, za to, że On jest. Bo jakby go nie było, to nie wie, jakby się w tym wszystkim odnalazł. Mówił, że doświadcza jego pomocy i wsparcia. Osobiście bardzo modlę się za żużlowców, którzy doświadczyli skutków wypadków i staram się im pomagać, jak tylko mogę.
Od 1991 roku jest tradycja wspólnej mszy na rozpoczęcie sezonu dla klubów z Torunia, Grudziądza i Bydgoszczy? Takie spotkanie ponad podziałami.
To piękna tradycja, okazja do wspólnej modlitwy, a potem do koleżeńskiego spotkania przy stole. Przyjeżdżają na nią nawet byli zawodnicy pomorskich klubów. Dzięki transmisji w Telewizji Bydgoszcz, a także w internecie, we mszy uczestniczą kibice z innych zakątków świata. Modlitwy w żużlu nigdy nie za dużo.
Czy żużlowcy to ludzie religijni?
Zdecydowanie tak, zwłaszcza Polacy. Niektórzy z nich byli w przeszłości ministrantami, a ostatnio uczestniczyli w akcji: Nie wstydzę się Jezusa. Większość nosi krzyżyki, medaliki, czyni znak krzyża świętego przed wjazdem do parkingu. Bywało, że prosili mnie o błogosławieństwo przed meczem, a nawet o sakrament spowiedzi po treningach tuż przed świętami Wielkanocnymi. Niektórzy w kaskach mają napisy z Janem Pawłem II, a na skórze tatuaże z krzyżem, z Matką Bożą. Jadąc na mecz do Częstochowy, wstępują na modlitwę na Jasną Górę.
Czy jest jakiś klub żużlowy w Polsce, z którym ksiądz sympatyzuje?
To oczywiście toruńskie Anioły, obecny Get Well, wcześniejszy Unibax, Apator i Stal. Już jak miałem cztery lata, to tata woził mnie na siodełku roweru na żużel, wtedy jeszcze na stary stadion przy ulicy Broniewskiego. Mam toruńskie serce, więc najbardziej kibicuję Toruniowi. Jednak bliskie są mi wszystkie kluby z naszego regionu, a więc także GKM Grudziądz i Polonia Bydgoszcz.
A inne drużyny?
Mam przyjaciół i znajomych w każdym klubie, więc tworzymy jedną żużlową rodzinę. I to pomimo tego, że rywalizacja na torze jest twarda. Życie nie kończy się jednak na czterech okrążeniach i piętnastu biegach. Radość po zwycięstwie trwa dwa dni, a kac po porażce 72 godziny. Potem wszystko wraca do normy, więc niezależenie od wyników warto pielęgnować dobre relacje, podtrzymywać znajomości i przyjaźnie, wspólnie pogadać, pożartować. Zawodnicy zmieniają barwy klubowe, jeżdżą w innych korelacjach w Szwecji czy Anglii, dlatego więcej ich łączy, niż dzieli.
Czytaj także: W warsztacie sprzęt za 5 milionów, a wyniku nie ma
Co ksiądz ceni w żużlu i w sporcie w ogóle?
Żużel to dyscyplina trudna, wymagająca zdrowia, umiejętności przegrywania i uczenia się na błędach, odporności psychicznej i pasji. Właśnie pasję cenię najbardziej wśród zawodników, mechaników, działaczy, trenerów i dziennikarzy sportowych. Sam jestem pasjonatem i spotkanie z innymi pasjonatami żużla to dla mnie wielka przygoda. Zawsze znajdujemy wspólne tematy i wspólny język. Dodam, że mam wielu znajomych księży, fanów żużla z różnych rejonów Polski.
To jak się zrodziło u księdza powołanie do kapłaństwa?
Należałem do parafii pod wezwaniem Świętego Michała Archanioła w Toruniu, w której pracowali księża michalici. Duch święty włożył w me serce pragnienie, by służyć Chrystusowi i ludziom, więc po maturze wstąpiłem do zakonu księży michalitów i po ośmiu latach formacji i studiów w Krakowie zostałem księdzem. Nigdy nie żałowałem tej decyzji. I proszę pana Jezusa, bym wytrwał do końca i był przykładnym księdzem.
Można księdza nazwać specjalistą od Aniołów? Pytam, bo wysyp informacji w internecie, gdzie jest ksiądz i Anioły jest wprost niesamowity.
Z racji przynależności do zgromadzenia, które ma Świętego Michała Archanioła za patrona, często prowadzę poszukiwaczy aniołów drogą chrześcijańskiego wtajemniczenia. O Aniołach pismo święte mówi blisko trzysta razy. Ich pomocy doświadczali święci i każdy z nas. Warto o nich mówić i pisać.
Co do pisania, to jest ksiądz także dziennikarzem.
Zawsze chciałem być dziennikarzem sportowym i komentować mecze żużlowe i piłkarskie w telewizji. Ostatecznie przełożenie mianowali mnie redaktorem naczelnym czasopism o aniołach – Któż jak Bóg po polsku i The Angels – messangers from a loving God po angielsku. Zajmuję się tym już 15 lat. Mam wspaniałych pracowników i współpracowników, świeckich i duchownych. Z pomocą Bożą można wszystkiemu podołać.