Żużel. Holta nie pojedzie w kolejnym meczu. Chybiona koncepcja Get Wellu i twarde stąpanie po ziemi w Lublinie

WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Rune Holta, Jack Holder.
WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Rune Holta, Jack Holder.

- Holta nie pojedzie w kolejnym meczu - zdradził Adam Krużyński, który przyznał, że koncepcja drużyny Get Well Toruń była chybiona. Za to w Speed Car Motorze Lublin twardo stąpają po ziemi i wiedzą, że do utrzymania w lidze daleka droga.

Piątkowy mecz PGE Ekstraligai pomiędzy Get Wellem Toruń a Speed Car Motorem Lublin był z gatunku "o wszystko". Przegrany miał zrobić krok w kierunku pożegnana się z najlepszą ligą świata. Ku wielkiemu zaskoczeniu ekspertów, na własnym torze klęskę ponieśli torunianie (37:53).

Dlatego też nie dziwi, że w obu obozach zapanowały zgoła odmienne nastroje, co pokazał poniedziałkowy magazyn PGE Ekstraligi w Eleven Sports, w którym zasiedli Adam Krużyński i Jacek Ziółkowski.

Holta nie dostanie kolejnej szansy

- Porażka była kumulacją wielu rzeczy, które sukcesywnie się piętrzyły na przestrzeni tego sezonu. Iversen już w pierwszym swoim starcie stracił silnik. Obawialiśmy się kolejnych wyścigów w jego wykonaniu, bu musiał się przesiąść na inny motocykl - powiedział Krużyński ze sztabu szkoleniowego Get Well.

ZOBACZ WIDEO: Menedżer gdzieś między depresją i załamaniem nerwowym

Krużyński zauważył, że aż czterech zawodników Get Wellu korzysta z silników Petera Johnsa, a tuner ten nie znajduje się w tej chwili na topie, co tylko pogrąża kryzys zespołu. Dostało się też Runemu Holcie, który na pewno nie pojedzie w kolejnym meczu.

- Jest najsłabszym punktem tego zespołu. Wiem, że mądry Polak po szkodzie, ale teraz rozegrałbym tę potyczkę od taktycznej strony trochę inaczej. Zaufałbym Iversenowi i doprowadziłbym do zmiany w siódmym biegu. Holta był najszybszy na przedmeczowym treningu. Dokładał wszystkim blisko sekundę na dwa okrążenia. Szukaliśmy na siłę zawodnika, którego moglibyśmy zbudować - stwierdził jeden menedżer Get Wellu.

Czytaj także: Kildemand przeprosił kibiców Stali 

Odpowiedzialność za wynik w piątkowym meczu i wybory taktyczne wziął na siebie Krużyński, choć od kilku tygodni w prowadzeniu Get Wellu pomagają mu Karol Ząbik oraz Mark Lemon. - Naprawdę ciężko to ogarnąć taktycznie, ciągle goniąc wynik. Musimy szybko reagować, stąd zawodnicy nie dostają tylu ilu by chcieli. Z nożem na gardle jedzie się inaczej. Presja pęta nogi - powiedział.

Koncepcja Get Wellu była zupełnie inna

Get Well w tej chwili ma tylko trzy punkty na swoim koncie. W zespole ciągle panuje jednak wiara w utrzymanie w PGE Ekstralidze. - Komuś może się wydawać, że nic nie robimy, a zawodnicy są pozostawieni sami sobie. Każdy z boku widzi, że kłopotów nam nie brakuje. Nasze obecne działania to zarządzanie permanentnym kryzysem. Nie poddamy się, póki matematyka pozwala nam wierzyć w uniknięcie degradacji. Proszę nam wierzyć. Spróbujemy znaleźć sposoby, które pozwolą nam się podnieść i stanąć na nogi - zapowiedział Krużyński.

Zimą Krużyński brał udział w konstruowaniu drużyny, bo jest też szefem Rady Nadzorczej KS Toruń. I jak się okazuje, koncepcja składu była zupełnie inna. - Bez podawania nazwisk zdradzę, że pierwsze dwa cele transferowe szybko okazały się niemożliwe do wykonania. Chodzi o jednego Polaka i obcokrajowca - zdradził.

Co ciekawe, w Toruniu brano pod uwagę m.in. zakontraktowanie Mikkela Michelsena. Z pomysłu zrezygnowano, a to właśnie Duńczyk był jednym z liderów Speed Car Motoru w piątkowym meczu.

- Zaczęły się dyskusje jaką obrać dalej koncepcje. Czy zaryzykować i "uderzać" np. do Pedersena, Thomsena albo Michelsena, a może nie robić niczego na siłę i zaufać dotychczasowemu trzonowi. Wygrała ta ostatnia opcja. Osobiście nie przyszłoby mi do głowy, że Michelsen będzie lepszy od Chrisa Holdera - stwierdził Krużyński.

Wracając też do tematu Holty, w klubie długo brano pod uwagę rozstanie z doświadczonym żużlowcem. Kontrakt podpisano, bo zabrakło innych opcji na rynku. - Jego pozostanie było sporym ryzykiem, ale na rynku nie mieliśmy już alternatywy. Naprawdę długo się rozglądaliśmy za innym rozwiązaniem, a kontrakt z Rune był ostatnim jakim zawarliśmy - dodał Krużyński.

Krużuński w Eleven Sports zdradził też, że nie wahał się ani chwili, gdy przyszło ratować klub i trzeba było przejmować drużynę po Jacku Frątczaku. - Wszyscy zdawali sobie sprawę jak jest ciężko, ale nie było osoby, która chciała pociągnąć ten wózek. Stwierdziłem, że spróbuję. Czasami nie da się oszukać serca. Nawet za własne pieniądze - podsumował.

Motor bez Zengoty i twardo stąpa po ziemi

Zgoła odmienne nastroje w tej chwili panują w Lublinie. Wygrana za trzy punkty w Toruniu sprawiła, że utrzymanie w PGE Ekstralidze jest bliskie celu. - Zawsze jestem optymistą i wybierając się do Torunia myślałem o zwycięstwie, ale o takich rozmiarach nie śmiałem nawet marzyć. Oczekiwałem, że całe zawody będą niezwykle zacięte, a na końcu nasza przewaga będzie oscylowała maksymalnie w okolicach sześciu punktów - zdradził Jacek Ziółkowski w Eleven Sports.

Menedżer Speed Car Motoru twardo stąpa po ziemi i wie, że żużlowcy muszą jeszcze zdobyć kilka punktów, by pozostanie wśród najlepszych stało się faktem. - Chcę przestrzec wszystkich, którzy myślą, że Motor już się utrzymał. To wcale nie jest koniec. Jesteśmy blisko celu, ale musimy wygrać jeszcze przynajmniej dwa mecze. Zgadzam się jednak, że ten triumf na Motoarenie smakuje wyśmienicie i nasze przygotowania do następnego spotkania przeciwko Falubazowi będą przyjemniejsze - dodał.

Ziółkowski nie nastawia się też na to, by w kluczowych meczach sezonu ekipę wsparł Grzegorz Zengota. Żużlowiec na początku roku złamał nogę podczas treningu na motocrossie, a później wskutek komplikacji po operacji groziła mu nawet amputacja kończyny. - Szanse na powrót Grzegorza w bieżących rozgrywkach oceniam nisko, ale finalnych wyroków wolałbym nie kreować - ocenił.

Większa presja na Lambercie

W tej sytuacji większy ciężar spoczywać będzie na Robercie Lambercie, który z pozycji rezerwowego może łatać dziury w składzie Speed Car Motoru. Jego ostatnie występy nie powalały jednak na kolana.

- Będę starał się dotrzeć do Lamberta, bo wiem, że tego chłopaka stać na zdecydowanie więcej, co pokazuje chociażby w cyklu Grand Prix, gdzie radzi sobie całkiem nieźle. W Toruniu Robert wiedział, że jako rezerwowy będzie od początku zawodów zastępował Dawida Lamparta. Miał więc ten komfort i świadomość w jakich biegach pojedzie. Mimo to nie wyszło - dodał Ziółkowski.

Czytaj także: Sam Norris nadal w ciężkim stanie 

Menedżer Speed Car Motoru podkreślił też, że problemem Lamberta są zbyt równe tory. Brytyjczyk lepiej sobie radzi na nawierzchniach wymagających i pełnych dziur, co miał udowodnić sobotni finał IMŚJ w Lublinie. Dzień po tym jak Lambert odjechał słabe zawody w Toruniu, był w stanie awansować do wielkiego finału imprezy rozgrywanej w Lublinie.

Źródło artykułu: