Żużel. Były mechanik Unii Tarnów Sławomir Tronina wyrzucony na bruk. Teraz przerywa milczenie (wywiad)

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Sławomir Tronina
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Sławomir Tronina

- Dostałem pismo z klubu z informacją, że moja umowa zostaje rozwiązana. Przyniósł mi je do domu listonosz. Odbyło się to bez jakiejkolwiek rozmowy - zdradza kulisy rozstania z Unią Tarnów jej wieloletni i zasłużony mechanik Sławomir Tronina.

[b][tag=71534]

[/tag]Jakub Czosnyka, WP SportoweFakty: Zimą 2016 zakończył pan współpracę z klubem. Co się stało?[/b]

Sławomir Tronina, człowiek od lat związany z Unią Tarnów, były mechanik klubowy i postać, bez której ciężko wyobrazić sobie tarnowski park maszyn: Dostałem pismo z klubu z informacją, że moja umowa zostaje rozwiązana. Przyniósł mi je do domu listonosz. Odbyło się to bez jakiejkolwiek rozmowy z kimś z klubu. Wypowiedzenie otrzymałem po sezonie 2016. Dla mnie to trochę głupia sytuacja. Pracowałem wiele lat dla tego klubu, a pożegnano się ze mną bez słowa wyjaśnienia. Rozumiem przecież, że władze Unii mogły mieć inne plany i nie chciano dalej ze mną pracować. Ale przecież wystarczyło odbyć męską rozmowę, poinformować mnie jak normalnego człowieka, a nie robić to w taki sposób.

CZYTAJ TAKŻE: Rekin biznesu z Tarnowa. Niech się Cierniakom darzy we Wrocławiu

Czyli żadnego uzasadnienia nie było?

Nic. Tylko informacja o terminie, w którym miałem opróżnić warsztat klubowy ze swoich rzeczy. W ciągu miesiąca nasza umowa została zakończona.

A próbował pan rozmawiać z kimś z klubu, aby wyjaśnić to wszystko?

Wie pan co, trochę mi było głupio. Ja tam jeszcze pracowałem - moje wypowiedzenie wynosiło miesiąc. Ciągle tam przebywałem. Co ciekawe, żaden z pracowników nie podszedł do mnie, aby się pożegnać i zwyczajnie powiedzieć sobie "do widzenia", podając rękę. Na co dzień współpracowałem z Pawłem Baranem czy Mirkiem Cierniakiem, a tu nagle cisza. W klubie wszyscy pozamykani. Liczyłem na to, że któryś z kolegów, właściwie byłych kolegów, bo tak ich teraz można nazwać, przyjdzie i porozmawia, może coś pomoże przy opróżnianiu warsztatu. Przez tyle lat to tego sprzętu się trochę nagromadziło. Co ciekawe, do dzisiejszego dnia nie odbyłem praktycznie z nikim żadnej rozmowy.

ZOBACZ WIDEO: Janusz Kołodziej: Rocznie żużel kosztuje mnie milion złotych

Domyśla się pan z jakiego powodu doszło do tego rozstania?

Powiem szczerze, że w pewnym momencie dochodziły do mnie jakieś dziwne pogłoski. Zdecydowałem, że pójdę do tych moich byłych kolegów i z nimi na ten temat porozmawiam. Spytałem Mirka Cierniaka, co się dzieje i co tam kombinują. On mi odpowiedział, że nic wie i że nie ma żadnego tematu. Poszedłem następnie do Pawła Barana. Reakcja była taka sama.

A to nie jest tak, że pomaga pan Bartłomiejowi Kowalskiemu, który jest wychowankiem szkółki Janusza Kołodzieja i tutaj dotykamy całego problemu?

Ale Bartek trenował u Janusza trzy lata temu. Wtedy mu jeszcze nie pomagałem. Przyznam szczerze, że nawet nie wiedziałem, że jest taki chłopak i bawi się w żużel. Zacząłem z nim współpracę po tym, gdy uzyskał licencję.

Tak mnie ten wątek zastanawia, bo nie od dziś wiadomo, że władze klubu najchętniej przed Januszem Kołodziejem i jego otoczeniem postawiłyby przed stadionem jakiś dziesięciometrowy mur.

Z Kowalskim to jest inna historia. Wiem, że jego rodzice rozmawiali z klubem z Tarnowa. On bardzo chciał jeździć dla Unii. Gdy okazało się, że działacze go nie chcą, to prosił o możliwość trenowania na miejscowym torze. Ojciec zawodnika był nawet gotów płacić za treningi, żeby nie musiał jeździć do Częstochowy, Rzeszowa czy Krosna. Spotkał się jednak z odmową.

Jakieś uzasadnienie otrzymał?

Nie, bo nie i już. Musiałby pan rozmawiać z Kowalskimi i dokładnie pytać. W każdym razie przekaz był taki, że to jest konkurencja dla Cierniaka. Myślę, że Mirek robił wszystko, aby wokół jego syna nie było konkurencji.

Sugeruje pan wprost, że sprawa Kowalskiego to robota Cierniaka?

A jakby pan to inaczej nazwał? Wiele w życiu przeżyłem i wiem, jak to jest. Żeby nie było, ja takie podejście nawet rozumiem. Każdy chce dla swojego syna jak najlepiej. To jest jeszcze inny temat, bo ja uważam, że w UKS Jaskółki Tarnów było kilku całkiem dobrze rokujących chłopaków, którzy później nagle ginęli w tłumie. Inna sprawa, że tak też jest w innych klubach - bez reguły, jeżeli mówimy o synach trenerów. Też pewnie wolałbym swojego syna promować.

Przyznam, że ciekawe są te opowieści o szkółce Mirosława Cierniaka.

Kiedyś z Mirkiem na ten temat rozmawiałem. Uczestniczyłem przecież w tworzeniu UKS Jaskółki Tarnów. Pomagałem mu, zresztą jak wiele innych osób. W każdym razie powiedziałem Mirkowi, że przecież nie po to tworzył ten klub, aby wypromować swojego syna, a resztę zawodników ignorować. To nie o to chodziło w tej idei.
Mogę opowiedzieć pewną dziwną sytuację. Mniej więcej trzy miesiące przed moim wypowiedzeniem przyszedł do mnie Baran z Cierniakiem i Mirek zwrócił się do mnie w bardzo mocnych słowach. Powiedział wprost - "nie wpierd***** się, bo cię wypi****** z klubu". Wie pan, człowiek, któremu pomagałem zwraca się do mnie w taki sposób? Nie rozumiem tego. Każdy ma swoje sumienie. Przykro mi z tego powodu, bo niektóre osoby uważałem za swoich przyjaciół. Cierniak nie ma skrupułów. Nie wstydzę się tych słów, bo mówię prawdę.

Nie próbował pan rozmawiać z prezesem Sadym na temat swojej sytuacji? Może męska rozmowa załatwiłaby sprawę.

A w jaki sposób ja miałem rozmawiać, jak miałem swój warsztat 20 metrów od gabinetu prezesa, a swoje wypowiedzenie otrzymałem pocztą? Tak trochę głupio mi się zrobiło. Też jestem człowiekiem honorowym i wydaje mi się, że takie rozstania powinny odbywać się w inny sposób. Wystarczyło powiedzieć "nie lubię cię, spadaj". Zrozumiałbym. Człowiek z człowiekiem powinien rozmawiać.


Wygląda na to, że wojna o szkółki w Tarnowie trwa w najlepsze.

Też tego nie potrafię zrozumieć. Taka rywalizacja powinna być, bo to dobry ruch w tę stronę, aby dyscyplina się rozwijała, a klub osiągał lepsze wyniki. Jak ktoś ma ambicje sportowe, to powinien obronić się wynikami na torze, a nie takimi podchodami. Ja rozumiem, że są ojcowie, którzy chcą dla swoich dzieci najlepiej, ale na nich się świat nie kończy. Jest jeszcze prezes, rada nadzorcza. Takie konflikty należy rozwiązywać, a nie je napędzać.

Prezes i rada nadzorcza to też materiał na ciekawą rozmowę.

Członkowie rady nadzorczej Unii Tarnów pracują w klubie już chyba z pięćdziesiąt lat. Pamiętam, jak obecny przewodniczący Jerzy Putowski był niegdyś kierownikiem drużyny, w której startował jeszcze legendarny Zygmunt Pytko. Proszę zobaczyć, ile to czasu upłynęło. Może się mylę, ale wydaje mi się, że klubami sportowymi powinni rządzić młodsi ludzie. Oni mają więcej energii, wiedzy i pomysłowości, niż ludzie w takim wieku.

Pan od kiedy pracuje w klubie?

W żużlu pracuję już chyba 42 lata. Odkąd zdałem licencję w wieku 18 lat, zajmuję się tą dyscypliną nieprzerwanie. Kiedyś pracowałem z Januszem Kołodziejem, Danielem Jeleniewskim czy Jakubem Jamrogiem. Poza tym praktycznie cały czas związany byłem z tarnowskim klubem.

Słyszałem, że zbudował pan od podstaw warsztat klubowy na stadionie.

To prawda. Zainwestowałem w wiele sprzętu. Część mojego prywatnego wynagrodzenia przeznaczałem właśnie na to. Widzimy, jaki jest teraz wyścig tunerów, więc dążyłem do tego, żebyśmy zawodnicy mieli jak najlepsze zaplecze i szybki sprzęt.

I co pan z tym wszystkim zrobił?

Musiałem to wynieść na własnych plecach! Pomógł mi mój przyjaciel Krzysiek Kosoń. Znalazł mi nowe miejsce, gdzie mogłem to zgromadzić. Poza wszystkim chcę powiedzieć, że chciałem zostać w tamtym warsztacie. Chciałem wynajmować to pomieszczenie od klubu, ale nie dało się.

Tak pana słucham i myślę sobie, że w Tarnowie ludzie związani z Januszem Kołodziejem stopniowo odsuwani są od klubu.

Ja też tak uważam. Niech pan sobie porozmawia z dawnymi zawodnikami tego klubu. Już nikt się na stadionie nie pokazuje. Niech pan ich spyta. Na przykład Marian Wardzała. Władze klubu traktują go jak intruza. Osobiście czuję się teraz podobnie.

CZYTAJ TAKŻE: Unia rozbija bank. Milion oficjalnie drugie tyle pod stołem

Kto jest w pana ocenie winien tej sytuacji, w której Unia Tarnów znalazła się w ostatnich latach?

Kiedyś był Szczepan Bukowski. Postęp tego klubu był olbrzymi. Jeździli Gollob i Rickardsson. Były medale i sukcesy. Dało się wtedy sponsorów znaleźć. Niestety, od momentu kiedy zmarł, degradacja Unii Tarnów postępuje. On się w grobie przewraca, gdy na to wszystko patrzy. Tu trzeba byłoby zacząć wszystko budować od podstaw.

Co ma pan na myśli?

Radę Nadzorczą. Jeżeli oni po tylu latach ciągle są na swoich stanowiskach, to trudno się temu wszystkiemu dziwić.

Dla mnie trochę dziwne jest to, że Grupa Azoty przygląda się temu wszystkiemu z boku. Rozumiem, że sponsor nie powinien ingerować w działania klubu, ale przecież Unia Tarnów poprzez taką politykę dobrej reklamy nie robi.

Mam też na to swoją teorię, ale nie chciałbym o tym mówić.

Źródło artykułu: