Pierwsze starcie półfinału play-off Nice 1.LŻ pomiędzy Car Gwarant Startem Gniezno a Arged Malesa TŻ Ostrovia zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 49:40. Goście, którzy w walce z gnieźnianami zainkasowali niemal komplet dużych "oczek" w rundzie zasadniczej mieli rozbudzone apetyty, choć nastroje hurraoptymistyczne były tonowane. - Planu minimum, aby zdobyć w Gnieźnie 42 punkty, nie udało się zrealizować. Za tydzień okaże się czy dziewięć punktów straty to dużo czy mało. Nie poddajemy się, walczymy dalej - powiedział Mariusz Staszewski, trener Ostrovii.
W ostrowskiej drużynie z bardzo dobrej strony pokazał się po raz kolejny Sam Masters, który jako jedyny potrafił nawiązać wyrównaną walkę z podopiecznymi Rafaela Wojciechowskiego. Australijczyk zapisał na swoim koncie trzy indywidualne zwycięstwem. - Zwycięstwa są najważniejsze. Żeby wygrywać drużynowo trzeba zacząć zwyciężać biegi. U nas tego zabrakło. Tylko Mastersowi ten tor pasował na tyle, że potrafił zdobywać punkty. Na gorąco nie chciałbym wyciągać wniosków i oceniać pozostałych moich zawodników - ocenił.
Po trzynastu wyścigach gnieźnianie prowadzili 43:34. Wobec bardzo dobrej postawy Mastersa zadziwiać mógł brak dodatkowego wykorzystania tego zawodnika jako rezerwy. - Mój błąd. Byłem przekonany, że mamy mniejszą stratą i nie możemy wykorzystać rezerwy taktycznej - dodał.
Czytaj także: Rafael Wojciechowski: Nie chcieliśmy przesadnie nawadniać toru. Liczę na finał i pełen stadion (wywiad)
Sporo kontrowersji wywołał sposób, w jaki gospodarze konserwowali tor w czasie zawodów. Wśród ostrowskich kibiców dało się słyszeć głosy niezadowolenia z tego powodu. Zastrzeżenia do pracy toromistrza miał także komisarz toru. Po czterech wyścigach z tego powodu mieliśmy długą przerwę. - Tor przygotowany przez gospodarzy był tak twardy, że cieszy to, że wszyscy moi zawodnicy zakończyli zawody cało. Po dodatkowych polewaniach i równaniach robiło się lodowisko i było niebezpiecznie. O ten tor trzeba było zadbać przed zawodami, aby wyglądał inaczej. Próby ratowania go w czasie zawodów nie dawały pożądanych efektów - skomentował.
Czytaj także: Przymusowy odpoczynek Damiana Stalkowskiego. Junior Startu doznał złamania
Strata ostrowian mogłaby sięgać więcej niż dziewięć punktów, gdyby nie złośliwość rzeczy martwych, która dała się we znaki Car Gwarant Startowi Gniezno. Najpierw na pierwszym miejscu zdefektował Mirosław Jabłoński, a później już na starcie maszyna odmówiła posłuszeństwa Adrianowi Gale. - Szczęście sprzyja lepszym tak zawsze było, jest i będzie. My tego szczęścia nie mieliśmy - uważa Staszewski, choć to wygranej drużynie przytrafiła się spora porcja pecha.
ZOBACZ WIDEO Paweł Słupski zdradza, co zawodnicy mówią mu na odprawach