Jerzy Putowski, przewodniczący rady nadzorczej Unii Tarnów ŻSS, mówił niedawno, że klub jest zadowolony z pracy prezesa klubu Łukasza Sadego. Tymczasem, jak udało nam się ustalić, Unia znowu ma potężne problemy finansowe. Większość zawodników ma zapłacone najwyżej za trzy mecze. To oczywiście przekłada się na wyniki, bo jak nie ma kasy, to nie ma z czego inwestować w sprzęt. Sytuacja jest o tyle niepokojąca, że do końca lipca miało być wszystko wyrównane, ale tak się nie stało.
Jakby tego było mało, prezes Sady wyjechał sobie na wakacje. Czyżby nie wierzył w start swojej drużyny w play-off? Wczasy zwykle planuje się wcześniej, a przecież terminy najważniejszych spotkań są od dawna znane.
Czytaj także: Fruwający Woryna może wprowadzić PGG ROW do PGE Ekstraligi
To, że prezesa zabrakło na meczu z PGG ROW-em Rybnik, to wielka wizerunkowa wpadka. Finansowa też, bo przecież z klubu już nie raz płynął sygnał, że miasto mogłoby się mocniej zaangażować w klub i wesprzeć Grupę Azoty. Jak jednak władze miasta mają poważnie traktować Unię, skoro prezes, czyli gospodarz, zamiast półfinału, wybrał wczasy. Pan Sady na meczu z rybniczanami powinien był podejmować najważniejszych gości, tych z miasta, ale też sponsorów. Tak się jednak nie stało.
ZOBACZ WIDEO Zobacz kapitalny wyścig Bartosza Zmarzlika! Kronika 13. kolejki PGE Ekstraligi
O ile prezesa stać na wyjazd na wakacje, o tyle w głupiej sytuacji znaleźli się zawodnicy, którzy powinni teraz mocniej zainwestować w sprzęt, w tym remonty silników. Nie mają jednak jak tego zrobić, bo jak wspomnieliśmy, nie dostali pieniędzy za dwie trzecie sezonu. W sumie to powtarza się sytuacja z ubiegłego roku, gdzie wszystkie zaległości spłacono rzutem na taśmę (po sezonie, w październiku), by spełnić wymogi licencyjne.
Nic dziwnego, że zawodnicy Unii w meczu z PGG ROW-em zaprezentowali się słabo, skoro jechali na tym, co jest. Ktoś powie, że każdy z nich mógł się zadłużyć, wziąć pożyczkę i przygotować sprzęt. Pomyślmy tylko, czy taka sytuacja jest normalna. W każdym razie trudno się dziwić, że w tarnowskich boksach nie było bojowej atmosfery i jakiejś wielkiej mobilizacji.
Zresztą, jak miała być mobilizacja, skoro tydzień wcześniej żużlowcy dostali maile z prośbą, by zgodzili się na jazdę za 70 procent stawki za punkt. Ta informacja musiała dojść wyżej, może do Grupy Azoty, sponsora klubu, bo za chwilę klub wycofał się z tego maila i posłał kolejnego o potrzebie mobilizacji i walki. Padło też hasło walki o finał.
Czytaj także: Los pokarał Unię Tarnów za kombinacje i wybór rywala
Jakby nie spojrzeć smród pozostał, a zawodnicy dostali jasny sygnał, że z kasą krucho. Wiele wskazuje na to, że prezes w ogóle nie zakładał jazdy w play-off, a kolejne wygrane drużyny były dla niego nieprzyjemnym zaskoczeniem. To przykre, bo Unia miała mieć finansowy spokój, jeżdżąc w niższej klasie rozgrywkowej, a tymczasem znowu ledwo wiąże koniec z końcem.
Prezesa Sadego poprosiliśmy o ustosunkowanie się do sytuacji, ale do chwili opublikowania tekstu nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.