Arged Malesa TŻ Ostrovia w rundzie zasadniczej w Gnieźnie zremisowała 45:45, a w pierwszym półfinale play-off przegrała z Car Gwarant Startem 40:49. W obu tych meczach niespodziewanie liderem beniaminka był Sam Masters, który w całym sezonie legitymuje się dopiero piątą średnią wśród seniorów ostrowskiej drużyny. - Bardzo trudno było nam się spasować do tak twardej nawierzchni. Wszyscy oprócz Sama Mastersa, który nie cierpi twardych torów, a w Gnieźnie odjechał dwa najlepsze mecze w sezonie, błądzili z ustawieniami - mówił po meczu Mariusz Staszewski, trener Arged Malesa TŻ Ostrovia.
Australijczyk ratował skórę ostrowian przed jeszcze wyższą porażką. W wyścigu 15 wyprzedził na dystansie Juricę Pavlica i była to jedyna w meczu mijanka na korzyść gości. W pozostałych przypadkach to żużlowcy Car Gwarant Startu wyprzedzali na trasie. - Tak szczerze to ja nie lubię tego toru w Gnieźnie, ale faktycznie pojechałem na nim dwa najlepsze mecze w tym sezonie. Dla mnie było stanowczo za twardo. Nie czułem się najlepiej, choć może moja zdobycz punktowa mówi co innego - powiedział Sam Masters po meczu w Gnieźnie.
Beniaminek ma do odrobienia na swoim torze dziewięć punktów, jeśli marzy o awansie do finału Nice 1. Ligi Żużlowej. - Pewnie, że mogło być mniej, ale nie ma się co stresować. Przed nami rewanż w Ostrowie. Na swoim torze jeździmy znacznie lepiej i wierzę, że odrobimy z nawiązką tę stratę - podsumował Australijczyk.
Zobacz także: Hampel może być do wzięcia
Zobacz także: Start ma zakusy na finał Nice 1. LŻ
ZOBACZ WIDEO Zbudował potęgę, musiał odejść. Robert Dowhan rozlicza się z Falubazem