Żużel. Piotr Markuszewski ocenia MRGARDEN GKM Grudziądz. Zapowiadało się jak nigdy, skończyło jak zawsze

WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Kenneth Bjerre, Antonio Lindbaeck.
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Kenneth Bjerre, Antonio Lindbaeck.

Piotr Markuszewski, były świetny zawodnik GKM-u Grudziądz uważa, że zbyt wiele czynników złożyło się na to, iż jego macierzysty klub nie awansował do play-off PGE Ekstraligi. Te najważniejsze, to kontuzje liderów i słaba forma Antonio Lindbaecka.

To miał być wreszcie ten sezon. Po wielu latach nieudanych prób sforsowania drzwi z napisem "play-off", "walka o medale", pierwsza czwórka", długo wydawało się, że Robert Kempiński i jego MRGARDEN GKM Grudziądz wreszcie dopną swego właśnie w minionych rozgrywkach.

Nic bardziej mylnego. Gdy realizacja marzenia była na wyciągnięcie ręki, koń, a właściwie gołąb wywrócił się praktycznie na ostatniej przeszkodzie. Zawalona końcówka rundy zasadniczej sprawiła, że klątwa nie została zrzucona, a co złośliwsi twierdzą, że zapowiadało się jak nigdy, a skończyło jak zawsze.

CZYTAJ TAKŻE: Półtorak: Junior obcokrajowiec? To początek końca polskiego żużla

- Przed rozpoczęciem sezonu powiedziałem, że play-off jest w zasięgu GKM-u pod jednym warunkiem, zespół będą omijać kontuzje. Żużel jest dyscypliną obarczoną wielkim ryzykiem. W odpowiednim czasie i miejscu musi się zgrać wiele elementów. Team żużlowy jest systemem naczyń połączonych. Inna sprawa, że drużyna potraciła kilka bezcennych punktów. Do kiepskiego końca dorzuciłbym jeszcze słabe wejście w sezon. W środku nie ma do czego się przyczepić - mówi legenda GKM-u Piotr Markuszewski.

ZOBACZ WIDEO: Kibice Get Well opluli wychowanka. On sam mówi, że popełnił błąd

A jak doskonale wiadomo los nie oszczędził w trakcie sezonu GKM-u. - Drużyna miała trochę pecha. Kontuzje dopadły trzech liderów. Na pozycjach obcokrajowca, Polaka i juniora. Na dodatek Artiom Łaguta, Krzysztof Buczkowski i Patryk Rolnicki doznali urazów nie ze swojej winy - zwraca uwagę Markuszewski i natychmiast dodaje.

- Zespół lekko się usztywnił. PGE Ekstraliga jest tak wyrównana i mocna, że wypadnięcie jednego ogniwa od razu stawia daną ekipę w trudnym położeniu. No może poza Fogo Unią Leszno, która ma zbilansowany skład i absencja jednego żużlowca nie zrobi im różnicy W GKM-ie wszystko sypało się po kolei, jak w efekcie domina. Jeden się wyleczył, to za chwilę, do tego samego gabinetu lekarskiego szedł następny - zauważa.

Przez większość rozgrywek GKM był niczym rozsypane puzzle. Kiedy jeden zawodnik odpalał, drugi zawodził, by w tydzień później zamienić się rolami. I tak wkoło Macieju. Na palcach jednej ręki idzie policzyć spotkania, w których cała drużyna stanęła na wysokości zadania i tworzyła uzupełniający się monolit.

Najmocniej w przekroju sezonu 2019 oberwało się Przemysławowi Pawlickiemu i Antonio Lindbaeckowi. Chociaż Polak w kilku meczach zadziwił. Zwłaszcza u siebie starszy ze znanych żużlowych braci paroma szarżami przy samej bandzie zapracował sobie na porównania do samego króla toru przy Hallera - Tomasza Golloba.

- Nie będzie wielkim nadużyciem jeśli powiemy, że najwięcej zastrzeżeń można mieć do postawy Szweda. I tu nie ma dyskusji. Co do Przemka, taki zawodnik jak Pawlicki powinien stawiać sobie wyżej poprzeczkę. Naliczyłem mu trzy porządne mecze. Wyjazdy pozostawiały sporo do życzenia. Żużlowiec tego pokroju, z przeszłością w Grand Prix musi wyciągnąć wnioski i się poprawić - przedstawia swój punkt widzenia nasz ekspert.

Przekaz płynie prosty. Każdy z wyjątkiem Artioma Łaguty i Kennetha Bjerre dołożył w większym bądź mniejszym stopniu "cegiełkę" do tego, że GKM znów musiał obejść się smakiem w kontekście play-offów. - Kenneth już w pierwszym sezonie po przyjściu pokazał, że jego transfer był strzałem w dziesiątkę. To, że osiągnął drugą średnią po Artiomie mówi samo za siebie - ucina krótko.

CZYTAJ TAKŻE: Będzie postępowanie ws. prezesa Termińskiego. Klubowi z Torunia grozi kara

Ciekawym przypadkiem był Rosjanin, który jak zwykle najsilniej ciągnął grudziądzki wózek do przodu, ale o dziwo lepiej spisywał się w lidze niż w cyklu Grand Prix. - Zawodnicy są różni. Jedni nastawiają się na ligę. Takim przykładem jest Janusz Kołodziej, inni są bardziej uniwersalni i potrafią łączyć jazdę na wysokim poziomie dzień po dniu, prezentując się stabilnie wszędzie. I w tej grupie są m.in. Zmarzlik, Sajfutdinow czy Madsen. Druga sprawa, to sprzęt. Aktualnie, aby utrzymać się na wysokim poziomie decydują niuanse - oznajmia.

Ku uciesze miejscowych fanów, w porównaniu do poprzednich sezonów, w końcu chłopcami do bicia nie byli młodzieżowcy. Wcześnie spadała na nich jedynie fala krytyki. - Rolnicki i Turowski zasługują na pochwałę, ale mnie pozytywnie uderza coś innego. Dzięki Robertowi Kościesze lokalni juniorzy poczynili znaczne postępy. Widać, że Robert bardzo angażuje się robotę. Nie ma pańszczyzny, cierpliwie tłumaczy chłopakom i pokazuje, jaki błędy popełniają i co należy robić, aby mankamenty eliminować. To widać po wynikach. Doszli chociażby do finału DMPJ. Ten proces musi trwać, ciągłość pracy będzie zachowana, a to da owoce. Jestem o tym przekonany - nie kryje optymizmy były świetny zawodnik.

Źródło artykułu: