To był weekend Bartosza Zmarzlika, więc warto mu poświęcić chwilę. Rzadko bowiem zostaje się żużlowym mistrzem świata. Większości wręcz ta sztuka się nie udaje. "Dla takich chwil warto żyć. Marzyłem od tym od dziecka" - przekazał wprost Zmarzlik po sobotnim sukcesie.
"Jedna wielka rodzina" - dodał Zmarzlik na innym zdjęciu, na którym możemy go zobaczyć na najwyższym stopniu podium w otoczeniu najbliższych. Znalazło się miejsce dla rodziców, narzeczonej, mechaników i wielu innych osób. To tylko pokazuje, jak wiele osób w teamie Zmarzlika pracuje na sukces jednej osoby. Przed nimi czapki z głów.
Czytaj także: Zmarzlik przejął pałeczkę po Gollobie
Swoją chwilę radości miał też Leon Madsen, który został srebrnym medalistą IMŚ. Duńczyk nie rozpaczał, że przegrał ze Zmarzlikiem. Wręcz przeciwnie, cieszył się ze swojego sukcesu, bo niewielu już w debiucie zdobywało medal mistrzostw świata. I na dodatek było w stanie zdobyć komplet 21 punktów w turnieju Grand Prix. Madsenowi ta sztuka udała się w Toruniu.
Specjalne wsparcie w swoim boksie podczas Grand Prix Polski miał też Emil Sajfutdinow. W boksie Rosjanina pojawił się Alun Rossiter, czyli menedżer Swindon Robins i do niedawna opiekun brytyjskiej reprezentacji. Rossiter współpracował z Sajfutdinowem, gdy ten przez krótką chwilę startował w Wielkiej Brytanii w Coventry Bees.
Sajfutdinow przed finałową rundą Grand Prix marzył o złotym medalu, a skończyło się brązowym. Mimo to, jego kolekcja "krążków" z sezonu 2019 jest dość okazała. Sajfutdinow ma też w dorobku złoty medal DMP wywalczony z Fogo Unią Leszno oraz złoty medal Speedway of Nations zdobyty z reprezentacją Rosji.
Nieco niepocieszony po zakończeniu obecnego sezonu SGP mógł być Maciej Janowski, który zakończył zmagania w cyklu na szóstym miejscu. Przed sezonem wrocławianin liczył na więcej, ale jego plany pokrzyżowała kontuzja. Janowski wykazał się przy tym klasą, bo pogratulował tytułu mistrzowskiego Zmarzlikowi. A jak wiemy, różnie bywało w tym roku z gratulacjami u niektórych żużlowców.
Janowski nie zapomniał też o sukcesie swojego młodszego kolegi z Betard Sparty Wrocław. Wyczyn Maksyma Drabika, który w piątek po raz drugi w karierze został mistrzem świata juniorów, pozostał nieco w cieniu osiągnięcia Bartosza Zmarzlikowi. Drabikowi też należą się brawa. Zwłaszcza za picie szampana z buta. Moda na tzw. shoey w pełni.
"Dziękuję tym, którzy byli ze mną na dobre oraz na złe. Wasze zdrowie!" - przekazał Drabik.
Czytaj także: Rola ojca w żużlowym sukcesie. Każdy zawodnik jest inny
Niepocieszony w ubiegł weekend mógł być Fredrik Lindgren, który w Grand Prix zajął czwarte miejsce. Najgorsze dla sportowca. Należy jednak obiektywnie przyznać, że Szwed był w tym sezonie o poziom gorszy od trójki Zmarzlik-Madsen-Sajfutdinow.
"Gdy będę wspominać ten sezon, będę pamiętać wieczór w Malilli, gdy wygrałem Grand Prix przed własnymi kibicami. Jednak bardziej będę pamiętać magiczną "obronę" i uratowanie Patryka Dudka, który upadł tuż przede mną" - podsumował Lindgren.
Kamień spadł z serca Jasonowi Doyle'owi. W sobotę w Toruniu uzyskał na tyle dobry wynik, że zajął siódme miejsce w klasyfikacji generalnej SGP i pozostał w cyklu na kolejny rok. Za to w niedzielę, w dniu swoich urodzin, wygrał prestiżową Zlatą Prilbę w Pardubicach.
"To był jego wieczór" - napisał team Janusza Kołodzieja, ale nie o zawodniku Fogo Unii Leszno, ale o Bartoszu Zmarzliku. Współpracownicy Kołodzieja uznali tytuł mistrzowski Zmarzlika za ważniejszy niż występ Janusza w Grand Prix Polski. Klasa! Ogromna szkoda, że 35-latka zabraknie w elitarnym cyklu w przyszłym roku.
ZOBACZ WIDEO: Baron: KSM? W piłce jest Barcelona. Żużel też jej potrzebuje