Dramat Linusa Sundstroema rozegrał się 22 września podczas Memoriału Henryka Żyto w Gdańsku. W jednym z wyścigów Szwed uczestniczył w kolizji z Kimem Nilssonem i doznał skomplikowanego złamania kości udowej oraz ramienia. Trafił do jednego z tamtejszych szpitali, po czym kilka dni później został przewieziony do Piekar Śląskich.
Na Śląsku u Sundstroema doszło do niepokojących objawów, przez co lekarze przez chwilę poważnie martwili się o jego stan zdrowia. Sytuacja się uspokoiła, a następnie zawodnik PGG ROW-u Rybnik przeszedł operację kontuzjowanej kończyny i ramienia.
Czytaj także: L4 to bunt ze strony polskich żużlowców
"Powoli wracam na właściwe tory. To były najtrudniejsze tygodnie w moim życiu. Chciałbym podziękować za wszystkie miłe wiadomości, które otrzymałem od was. Przede mną trudna i długa droga, jeśli chodzi o powrót do pełni sił. Po rozmowie z lekarzami nie mam jednak wątpliwości, że będę w 100 proc. sprawny i gotowy na początek sezonu 2020" - przekazał Sundstroem w social mediach.
We wtorek Sundstroem opuścił placówkę w Piekarach Śląskich, udał się na lotnisko w Pyrzowicach, skąd odleciał do ojczyzny. Tam spędził dobę w szpitalu, po czym został wypisany do domu. "Jestem już razem z moją rodziną. Dziękuję jeszcze raz za wsparcie. Podziękowania należą się też klubom z Rybnika i Gdańska, które bardzo mi pomogły po wypadku" - podsumował Sundstroem.
Czytaj także: Krzysztof Mrozek musi licytować i psuć rynek
ZOBACZ WIDEO: W listopadzie prezes Włókniarza powie, dlaczego Drabik nie wrócił