Jest ostatnia kolejka Drużynowych Mistrzostw Polski w 1984 roku. Unia Leszno tytuł ma już w kieszeni. Jedzie na mecz do Rzeszowa, gdzie Stal potrzebuje przynajmniej remisu, aby uniknąć jazdy w barażach. Po 11. wyścigach prowadzą goście z Leszna 41:25. Później następuje zaskakujący zwrot wydarzeń. Gospodarze ostatnie cztery biegi wygrywają podwójnie i... doprowadzają do remisu. A wraz z nim zaczyna się fal podejrzeń korupcyjnych.
- W tej sprawie chodzi o dwa scenariusze - mówi nam były prezes Unii, Rufin Sokołowski. - Zacznijmy od tego, że ten mecz dla Unii Leszno nie miał żadnego znaczenia, bo i tak miała mistrzostwo Polski w kieszeni. Padały zarzuty, że zawodnicy Unii nie podjęli walki w ostatnich czterech biegach i mówiąc wprost - odpuścili ten mecz rzeszowianom. Relacje między obiema klubami też były zawsze dobre. I to jest ta pierwsza wersja wydarzeń. Druga wersja jest taka, że rzeszowianie zaproponowali jakieś opony do malucha z Dębicy za odpuszczenie ostatnich biegów - wspomina.
Co prawda nikt nikomu nic nie udowodnił, ale władze GKSŻ nie czekały długo. Podjęto decyzję bez precedensu, odbierając Unii Leszno mistrzowski tytuł. Z kolei Stal przystąpiła do baraży, w których ostatecznie pokonała Unię Tarnów. - Byłem prywatnie w kontakcie z zawodnikami, którzy jechali dla Unii tamten mecz. Oni końcówkę tamtego meczu być może rzeczywiście odpuścili, ale nie ma mowy o żadnej korupcji. Takie rzeczy się zdarzają. Zwyczajnie nie mieli ochoty do walki. Sam byłem prezesem i kiedyś za swojej kadencji doświadczyłem podobnego spotkania - dodaje Sokołowski.
ZOBACZ WIDEO: Frątczak chętnie wziąłby Falubaz
Żużel. Jarosław Hampel niczego nie obiecuje. Chce wrócić do wysokiej formy. CZYTAJ WIĘCEJ!
- W tym wszystkim jest też jedna ciekawa historia. Utrzymanie Stali Rzeszów oznaczało problemy w tabeli Polonii Bydgoszcz. A ten klub był przecież milicyjny. Z kolei Polski Związek Motorowy był organizacją paramilitarną. Zrobiono wtedy taki numer, że w poniedziałek po meczu zwieziono milicjantów z Rzeszowa, przebrano ich w cywilne ciuchy i kamery kręciły w telewizji taką sytuację, że kibice rzeszowscy rzucają pieniędzmi i są obrażeni na swój klub, że kupili mecz z Unią Leszno.
Stanowisko klubu z Leszna od początku było jasne - nikt nikogo nie przekupił, ani nikt nic nie wziął w łapę. Po prostu w sporcie zdarzają się takie sytuacje. GKSŻ była jednak stanowcza. Zdaniem Rufina Sokołowskiego zabrakło śledztwa i twardych dowodów, aby móc w jakikolwiek sposób karać klub.
- Powinno zostać przeprowadzone jakieś postępowanie wyjaśniające. Nic takiego nie miało miejsca. Dlatego jedyny zarzut, jaki można postawić zawodnikom Unii Leszno to brak woli walki. Mówiąc wprost - wynik tamtego meczu im wisiał. Ja jestem jednak przekonany, że nie było mowy o korupcji - zakończył były prezes Unii Leszno.
CZYTAJ TAKŻE: Żużel. PGE Ekstraliga. Siedmiu wspaniałych: Oto dream-team sezonu 2019