Żużel. Nasz rodzynek w finale Premiership. Gdy arbitrom przychodzi prowadzić jego mecze, oblewają ich zimne poty

Nasz rodzynek w finale Premiership, to zmora sędziów. Za juniora okrzyknięto go złotym dzieckiem, od kilku lat w lidze polskiej zalicza zjazd, ale na Wyspach Brytyjskich jest niezwykle ceniony. Oto Tobiasz Musielak w pigułce.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Tobiasz Musielak WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Tobiasz Musielak
Gdy prosimy ludzi związanych z żużlem o jedno zdanie charakteryzujące Tobiasza Musielaka, odpowiedź jest najczęściej taka sama. Zmora i utrapienie sędziów. Arbitrzy dostają białej gorączki i oblewają ich zimne poty, kiedy dowiadują się, że przyjdzie im prowadzić spotkanie, w którym pojedzie ten żużlowiec.

To jednak nie wina bohatera tej historii, że refleksowo jest jednym z lepszych w branży. Zamek taśmy startowej idzie w górę, a on "wali" jak z katapulty. Nie raz i nie dwa dochodziło do spornych sytuacji. Sędziowie krzywdzili Tobiasza przerywając mu dobre wyjścia z "gumy". Wynikało, to w głównej mierze też tego, że wiele razy udało mu się panów na wieżyczce nabrać, więc ci mieli na niego baczniejsze patrzenie. Szybko trafił na ich czarne listy i był na samym szczycie tych do utemperowania w pierwszej kolejności.

CZYTAJ TAKŻE: Sezon 1998 należał do Ipswich. Dream-team z Gollobem i Rickardssonem

Sam Musielak niejednokrotnie podkreślał, iż w przerwie zimowej zwraca bardzo dużą uwagę nad doskonaleniem tego elementu żużlowego rzemiosła. Tobiasz bazuje na świetnej pracy z dźwigienką sprzęgła, ale i w polu mu niczego nie brakuje. Charakteryzuje go nienaganna sylwetka i efektowny styl jazdy. Po prostu najlepsza w kraju, leszczyńska szkoła.

ZOBACZ WIDEO Różnica zdań w kwestii obcokrajowca pod numerem młodzieżowym. Chcemy ratować inne kraje, za chwilę obudzimy się z ręką w nocniku?

Przychodząc do szkółki Unii Leszno, praktycznie z miejsca wypatrzono w nim to "coś". Papiery na jazdę to jedno, ale szybko też okrzyknięto Tobiasza "złotym dzieckiem". Wraz z bratem Sławomirem, który skończył już przygodę z żużlem, miał stworzyć trzon drużyny na lata. Za juniora nie było sezonu, w którym nie przywiózłby worka medali z różnych imprez. Do jego największych sukcesów należą złoto DMŚJ i srebro IMEJ z 2012 roku.

Kiedy na placu boju został sam Tobiasz, przez pewną chwilę wszystko układało się wzorcowo. Opaska kapitańska w macierzystym, utytułowanym klubie i wielkie perspektywy. Długo wydawało się, że młodszy z braci będzie tym kim Adrian Miedziński dla Torunia. Historia obu jest nieco podobna i co ciekawe, panowie spotkali się w sezonie 2018 w Włókniarzu Częstochowa, gdy znajdowali się w permanentnym kryzysie i szukali nowych bodźców do dźwignięcia kariery po nagłym i jednak dość nieoczekiwanym hamulcu.

U Tobiasza dołek zaczął się wcześniej niż u Miedzińskiego. Praktycznie zaraz po przejściu w wiek seniora. Po trudnym rozstaniu z Unią trafił do ROW-u Rybnik, z którym spadł z PGE Ekstraligi. Zła passa trwała. Średnie w okolicach 45. miejsca na koniec rozgrywek i następne zmiany klubów. CV wypchane nowymi miastami zaczęło rosnąć w zastraszającym tempie i zdaje się na razie nie mieć końca.

Od sezonu 2016 praktycznie ciągłe życie na walizkach. Po Lesznie były już wspomniane wyżej Rybnik i Częstochowa teraz Łódź, a wszystko na to wskazuje, że od 2020 będzie przejawiający mocarstwowe ambicje Toruń. Tę ostatnią zmianę można w końcu rozpatrywać w kategoriach sportowego awansu.

Przed niedawno skończonym sezonem 26-latek po chudych latach postanowił zrobić krok do tyłu i odbudować się w Nice 1.LŻ. Teraz tylko od niego zależy, czy w ekipie faworyta do wygrania zaplecza udźwignie presję i wróci do najlepszej ligi świata, czy nadal będzie krążył między klasami z łatką żużlowca za słabego na PGE Ekstraligę, ale też wyrastającego ponad przeciętność w Nice 1. LŻ.

CZYTAJ TAKŻE: Musielak z szansą na drugi tytuł w Anglii

Musielak wyszedł z założenia, że najlepszą receptą na powrót do wysokiej dyspozycji będzie zahaczenie się w lidze angielskiej i jak największa dawka spotkań o stawkę. Oazę i przystań znalazł w Swindon Robins. Wśród Rudzików czuje się jak w domu. Jest ulubieńcem miejscowych kibiców i podczas gdy inni Polacy raczej rezygnują z występów w Premiership, on teraz szykuje się do finału przeciwko Ipswich Witches.

Będzie tam Biało-Czerwonym rodzynkiem w angielskim cieście. Jest też aktualnie jednym z ostatnich naszych Mohikanów na tamtejszych arenach. I choć wielu powie, że prestiż ligi z każdym sezonem upada, to sukcesu Tobiasza nie powinniśmy w żadnym wypadku deprecjonować. Warto dodać, że Tobiasz stoi przed szansą na drugie mistrzostwo Anglii w barwach Robins. Dwa lata temu rywalem Musielaka i spółki było Wolverhampton Wolves.

Musielak jest raczej lubiany w speedway'owym światku. Elokwentny, uprzejmy, zawsze ma coś interesującego do powiedzenia. Nic zatem dziwnego, że jak ma tylko wolne, stacje telewizyjne bardzo chętnie zapraszają go do siebie, aby skomentował w studio poczynania kolegów i wydarzenia na torze. Bez cienia wątpliwości jednak Tobiasz życzyłby sobie, aby częściej niż na szklanym ekranie pojawiał się pierwszy tuż po przecięciu linii mety.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Tobiasz Musielak będzie jeszcze kiedyś znaczącym wzmocnieniem klubu PGE Ekstraligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×