Żużel. Leon Madsen chwali zmiany w Grand Prix. Dania już teraz miałaby mistrza świata, a kibice więcej emocji

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńsk / Na zdjęciu: Leon Madsen
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńsk / Na zdjęciu: Leon Madsen

- Dania już w tym roku miałaby żużlowego mistrza świata - mówi Leon Madsen o nowym systemie punktacji, jaki wprowadzono w Grand Prix. Duńczyk może się okazać jego największym beneficjantem, bo w minionym sezonie najczęściej meldował się w finałach.

W tym artykule dowiesz się o:

Od nowego sezonu w Speedway Grand Prix dojdzie do sporych zmian (czytaj więcej o tym TUTAJ). Największą modyfikacją jest nowy system punktacji. Dorobek żużlowca uzależniony będzie od końcowej pozycji w turnieju. Zrezygnowano z zasady, zgodnie z którą zawodnik otrzymywał tyle punktów, ile zdobył w poszczególnych biegach.

Najwięcej na zmianach może zyskać Leon Madsen. 31-latek w minionym sezonie został srebrnym medalistą mistrzostw świata. Zdarzały mu się turnieje, gdy słabiej punktował w fazie zasadniczej, ale w półfinałach i finałach potrafił poskromić rywali. Z całej stawki SGP najczęściej meldował się w decydujących biegach.

Czytaj także: Greg Hancock ma swój pomysł na Grand Prix

Dlatego, gdyby nowy system obowiązywał już w tym roku, to Madsen zostałby mistrzem świata. Bartosz Zmarzlik musiałby zadowolić się srebrem. - Dania już teraz miałaby żużlowego mistrza świata. Nowy system jest bardzo fajny. Powinni byli go wprowadzić już w tym roku, bo zdobyłbym tytuł - zażartował zawodnik, cytowany przez dr.dk.

ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy

Madsen uważa jednak, że tak naprawdę wiele się nie zmieni w mistrzostwach świata. - Miałbym 154 punkty i wygrał cały cykl. Zmarzlik zdobyłby 147 punktów i miałby srebro. Przy starych zasadach był ode mnie lepszy o dwa "oczka". Jeśli weźmiemy pod uwagę cały sezon i liczbę turniejów, różnica jest minimalna - wyjaśnił reprezentant Danii.

Zdaniem duńskiego żużlowca, nowy system punktacji jest bardziej sprawiedliwy. Madsen uważa, że zwycięzcy poszczególnych turniejów powinni być premiowani za to, że potrafią odnieść zwycięstwo w decydującym momencie. - To trudna dyskusja, ale prawda jest taka, że w wielu sportach zwycięzca dostaje najwięcej punktów. Gdy Lewis Hamilton wygrywa wyścig F1, to też dostaje największą zdobycz - stwierdził Madsen.

Aktualny wicemistrz świata jest przekonany, że nowe zasady uatrakcyjnią cykl SGP. - Da nam to więcej emocji. Sprawi, że wygranie turnieju będzie bardziej prestiżowe. Powinno to się podobać kibicom. Jedyny minus tego rozwiązania jest taki, że można wygrać fazę zasadniczą z 15 punktami, a w półfinale przyjechać na trzecim miejscu. Wtedy skończy się z 10 "oczkami". Jednak prawdopodobieństwo takiej sytuacji jest małe - ocenił.

Nie wszystkim przypadły jednak do gustu nowe przepisy. Mikkel Michelsen, rodak Madsena, w mediach społecznościowych skrytykował wprowadzone zmiany. "To chyba jakiś żart. Pokazuje tylko, że w Grand Prix liczy się polityka i nic więcej. To są mistrzostwa świata, a nie wybory" - napisał Duńczyk.

Od nowego roku w SGP utrzymywać się będzie tylko sześciu najlepszych zawodników. Za to BSI, promotor cyklu, wręczać będzie aż pięć stałych "dzikich kart". Nominacje Brytyjczyków często bywają kontrowersyjne. W tym sezonie zaproszenia do mistrzostw nie otrzymał m.in. Michelsen, choć prezentował świetną formę w meczach ligowych w kilku ligach.

Czytaj także: Powrót syna marnotrawnego do Stali Gorzów

Co ciekawe, od sezonu 2020 awans do SGP otrzymywać będzie też aktualny mistrz Europy. Michelsen sięgnął po europejski czempionat we wrześniu tego roku, więc trudno się dziwić jego rozgoryczeniu. Nie jest bowiem przesądzone, że w przyszłym sezonie ponownie zostanie on najlepszym żużlowcem Europy.

Źródło artykułu: