Okienko transferowe dla polskich lig żużlowych zamknięte. Kibic czarnego sportu bez skrępowania może zapaść w zimowy sen i obudzić się w marcu przy okazji pierwszych treningów i sparingów. Dwa tygodnie okresu, w którym kluby ogłaszały oficjalnie zawodników w swoich klubach zleciały równie szybko jak cały sezon. Teraz zostało czekać na terminarze, które w tym nudnym momencie przestoju grzeją fana najmocniej.
To tak tytułem wstępu, a teraz zagadka, która sprawi, że pewnie wielu ludzi złapie się za głowy. Co ma wspólnego Fogo Unia Leszno z naszym portalem? Byki mistrzowsko po raz trzeci z rzędu rozpracowały PGE Ekstraligę, a my niewiele gorzej rynek transferowy. Zaraz pojawią się komentarze, że Hynkowi sufit spadł się na głowę. Przed oczami stanie Emil Sajfutdinow i Kenneth Bjerre w kewlarach Falubazu oraz Mateusz Cierniak i jego motocykl z obiciami Betard Sparty Wrocław.
CZYTAJ TAKŻE: 120 tysięcy za braci Curzytków to uczciwa cena?
W Polsce doskonale czytają i oglądają się tragedie, katastrofy, raczej tematy przykre. W przypadku dziennikarstwa sportowego należy dodać do tego wtopy. Większe bądź mniejsze. Najlepiej te pierwsze, będzie się je często wypominało. Wpadki pamięta się dłużej niż zwycięstwa, nad którymi przechodzi się do porządku dziennego. Sprawdziło się, nie ma o czym dyskutować. Czaimy się jak ten bohater z kreskówek z krzakiem na głowie aż wywiniemy orła, a potem obśmiejemy i dołożymy jeszcze prawym sierpowym. Taka nasza narodowa polska mentalność i maniera. Najłatwiej wytknąć, wbić szpilkę, ale pochwalić już nie warto. A nie popełnia błędów tylko ten, co nic nie robi.
ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy
Nie da się wyeliminować nietrafionych newsów transferowych do zera. Prawdopodobieństwo, że ktoś wpuści nas w maliny jest olbrzymie. Tak naprawdę
dziennikarz pisząc notkę w jednej chwili klikając na klawiaturze przycisk Enter, w drugiej trzyma odbezpieczony granat.
Newsy przechodzą sito weryfikacji. Nikt przecież nie pozwoli sobie na to żeby zawierzyć w jedno źródło. Wystarczy przeczytać jak prezesi na platformach komunikacyjnych kombinują, podkładają sobie świnie, wpuszczają na miny i knują za plecami drugiego. To środowisko nie jest na tyle wiarygodne żeby brać je na serio, a jest gros osób, które myślą, że łapiemy wszystko jak młode pelikany, a potem bezmyślnie przepisujemy. Jeśli panowie, szefowie klubów zachowują się między sobą jak dzieci w piaskownicy, to przez jakie zasieki musi przebić się dziennikarz żużlowy? Ryzyko jest zbyt duże i gra nie warta świeczki, nieczysta gra to prezesów chleb powszedni.
Sytuacja na giełdzie jest dynamiczna i zmienia się niczym w mitycznym kalejdoskopie. Trzeba wziąć po uwagę, że gdy jest coś pisane 15.11, to jest to stan na ten dzień. Można to porównać do sezonu na busa. Zawodnik X jest o godz. 12 np. w Rybniku, by o godz. 14 cyrkiem objazdowym być już w Częstochowie, a o 18 ktoś widzi go jedzącego kolację z prezesem Stali Gorzów. Wyjeżdża jeden, podjeżdża drugi. Tak to działa.
Stąd nie dziwmy się, że przy zawodniku, w czasie po zakończeniu rozgrywek widnieją nazwy np. czterech zespołów. Żużlowiec, a zwłaszcza ten z najwyższej półki jest rozchwytywany. Zostawia sobie furtki. Wy Drodzy Kibice obchodzicie się z nami wtedy najbrutalniej. Tak jak zawodnicy, którzy bez mrugnięcia okiem i krzty litości komunikują szefom, że dziękują za negocjacje, ale postanawiają skorzystać z innej oferty.
Dlatego warto zatrzymać się, złapać głębszy oddech. Po ochłonięciu popatrzeć ze spokojem i dystansem na sedno sprawy jako ogół. Poczekać do końca i wtedy zrobić rzetelny rachunek, policzyć plusy i minusy. Nie popadać ze skrajności w skrajność, dopuszczając do siebie wyłącznie selekcję negatywną.
Dowody. Dla kontrastu przedstawię hity transferowe 2020. Doyle - Częstochowa, Pedersen - Grudziądz, Iversen - Gorzów, Bewley - Wrocław, Zagar - Motor, Lindbaeck - Zielona Góra, Lambert - ROW. O tych mniejszych, ale równie znaczących nie będę wspominał. Proszę zerknąć do Skarbu Kibica i wyciągnąć wnioski. A ten okres transferowy wbrew pozorom naprawdę nie był łatwy do okiełznania i uporządkowania. Niektórzy sami nie wiedzieli do ostatniego dnia okna czego chcą. Krążyli po Polsce jak oszaleli, a jednak wytrzymaliśmy ciśnienie, ręka na pulsie drżała.
CZYTAJ TAKŻE: Gdyby Apator utrzymał się w PGE Ekstralidze Kułakow zostałby w Tarnowie
Przykłady można mnożyć. Liczę się z tym, że będę posądzony brak obiektywizmu, samochwalstwo itp. Ale uwierzcie, nie patrzę przez różowe okulary, a staram się operować (sportowymi) faktami. Dzięki nam było nudno, zepsuliśmy klubom i prezesom zabawę. Jak mawiał klasyk, karty odsłoniliśmy jeszcze przed rozdaniem.
W pewnej stacji telewizyjnej chwalili się (nie wiem jak jest aktualnie) sprawdzalnością pogody i zawsze słupki procentowe oscylowały wokół 90. No to my nie mamy się czego wstydzić. Nasze statystyki mówią, że gramy w tej samej lidze, co synoptycy przedsiębiorstwa nadającego ten program.
Pole do poprawy jest jednak spore. W przyszłym roku mocniej zabierzemy się i za rynek trenerski. Weźmiemy na niego poprawkę. Szkoleniowcy zawsze stoją w cieniu żużlowców, ale trudno nie przyznać racji, iż niespodziewanych bomb było tutaj tym razem więcej niż z udziałem zawodników. No hejt!