Żużlowy rynek zmienił się na tyle, że okres transferowy zazwyczaj wieje nudą. Kluby dzwonią, negocjują, szukają, ale niewiele z tego wynika. Oczywiście jest kilka ciekawych ruchów, ale nie zmienia to faktu, że to nie te czasy, kiedy na przykład barwy klubowe zmieniał Tomasz Gollob czy na przykład Jason Crump.
- Generalnie dużo ruchów transferowych nie mieliśmy. Trudno kogoś określić królem polowania. Dawniej to mieliśmy spektakularne transfery. Obecnie naprawdę ciężko jest kogoś z wielkim nazwiskiem wyrwać. Taki Jason Doyle pewnie nie odszedłby z Toruniu, gdyby nie spadek Apatora. W każdym razie ja nie widziałem jakichś wielkich bomb - mówi nam Wojciech Dankiewicz.
Zawodnicy cenią sobie stabilizację i jeżeli nie nie ma potrzeby, raczej stronią od rozglądania się za nowym pracodawcą. Najlepszym przykładem jest Krzysztof Kasprzak. Żużlowiec długo kręcił nosem na przedłużenie umowy z truly.work Stalą Gorzów. Otwarcie mówił zresztą o zaległościach klubu i bardzo poważnie rozważał transfer do Speed Car Motoru Lublin. Gorzowscy działacze w osobie prezesa Marka Grzyba szybko się jednak zreflektowali, spłacili Kasprzaka, ustalili warunki nowego kontraktu i tematu zmiany barw klubowych ostatecznie nie było.
ZOBACZ WIDEO: Polska - Słowenia. Sebastian Szymański z pierwszym golem w reprezentacji. "Robię małe kroczki"
- Jeżeli okres transferowy przeanalizujemy też pod kątem tego, którym klubom udało się zatrzymać kluczowych zawodników, to od razu na tapet rzuca się Stal Gorzów. Utrzymali Kasprzaka i dołożyli jeszcze Iversena. To znaczące wzmocnienie. Zauważmy, że rok temu stracili Vaculika, nie wypełnili po nim luki i efekt był widoczny w postaci wyniku - zauważa ekspert.
- Poza wszystkim na plus zaliczyć trzeba na pewno transfer Włókniarza i pozyskanie Jasona Doyle'a. Teraz ten zespół wygląda naprawdę dobrze. Prezes Świącik zrobił niezły interes. Można by powiedzieć, że to był jeden z najbardziej pożądanych zawodników na rynku. Ciekawy ruch wykonali też działacze z Grudziądza, kontraktując Nickiego Pedersena - dodaje.
Swoją drogą nie można też powiedzieć, że na giełdzie wiało nudą. Długo emocjonowaliśmy się ruchami beniaminka z Rybnika, który desperacko szukał zawodników. PGG ROW rzutem na taśmę zakontraktował Grega Hancocka. Trzeba docenić ten transfer, bo przecież rok temu o tej samej porze Amerykanin grzecznie odmówił klubom z PGE Ekstraligi i wybrał ofertę Stali Rzeszów.
- Jakby komuś udało się wyciągnąć Bartka Zmarzlika z Gorzowa czy Emila Sajfutdinowa z Leszna, to wtedy moglibyśmy mówić o prawdziwych hitach. O tym, jak zresztą widać, nie ma na razie mowy - puentuje Dankiewicz.