Końcówka roku to jest ten czas, kiedy trener reprezentacji ogłasza nominacje do kadry na kolejny sezon. Za rok zawodnicy będą czekali na to wydarzenie w wielkim napięciu. Ci, których zabraknie na liście, nie będą mogli wystartować w cyklu Grand Prix. To odpowiedź PZM na plagę L-4 przed październikowym meczem Polska - Reszta Świata, ale i też przed finałem Złotego Kasku będącym przepustką do eliminacji do Grand Prix.
- Jest pomysł na przepis, że jak ktoś odmówi kadrze, to nie pojedzie w Grand Prix - mówi nam Piotr Szymański, przewodniczący GKSŻ. - Rozwiązanie ma być bardzo proste. Dla zawodnika startującego w cyklu brak na liście kadrowiczów będzie oznaczał, że nie jedzie też w cyklu - dodaje działacz, który opiekuje się kadrą, dba o jej finanse.
Czytaj także: Właściciel Apatora poleciał po Curzytków. Wrócił z niczym
Gdyby ten przepis obowiązywał już w tym momencie, to za rok nie mielibyśmy w GP Macieja Janowskiego. Trener kadry Marek Cieślak pominął go w ostatnich nominacjach. Podobnie jak Maksyma Drabika i braci Pawlickich. Decyzja trenera miała związek z dziwnymi L-4 wysłanymi przez wymienioną czwórkę. Dziwnymi, dlatego że Drabik jednego dni widział się z trenerem na Gali PGE Ekstraligi, a następnego wysłał zwolnienie. Z kolei Janowski w czasie L-4 wrzucał na Instagrama zdjęcia z eventu BMW Driving Experience. Cieślaka i działaczy oburzyło też to, że z zawodnikami nagle urwał się kontakt i przestali odbierać telefony.
ZOBACZ WIDEO Przepis na sukces Wiktora Lamparta. Junior Motoru przeszedł na wegetarianizm
W ciemno można założyć, że jak już przepis wykluczający z GP wejdzie w życie, to zawodnicy, którym zależy na startach w cyklu, zaczną poważnie traktować swoje obowiązki. Oczywiście zawsze można się zastanawiać, czy takie przymuszanie do jazdy w kadrze ma sens. Z drugiej strony nie ma złotego środka, a jednak to, co działo się w końcówce tego sezonu, było antyreklamą żużla. Przecież kiedy zawodnicy olewają kadrę, to cała ta zabawa traci sens.
Czytaj także: Kto tu kogo ignoruje? Samorządowcy kontra Ekstraliga
Przypomnijmy, że w tym roku PZM próbował jakoś weryfikować L-4. Związek nie jest jednak organem śledczym, więc musiał poprzestać na zebraniu pisemnych wyjaśnień. Właściwie to jednego takiego wyjaśnienia, bo tylko Janowski musiał się tłumaczyć z tego, czy brał udział w evencie w czasie, w którym według zaleceń lekarza miał leżeć w łóżku i leczyć ostre zapalenie oskrzeli.
Za rok żadnych weryfikacji nie będzie. Jeśli w związku uznają, że zawodnik próbował się wymigać od kadry, wysyłając lipne L-4, to nie będzie żartów. A brak na liście nominowanych do kadry będzie miał już nie tylko symboliczne znaczenie.