Żużel. Senator milioner. Budował sukcesy Falubazu, a dziś jest w klubie persona non grata

Newspix / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Robert Dowhan
Newspix / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Robert Dowhan

Jedni mówią o nim cwaniak, inni, że nie byłoby złotej ery Falubazu bez Roberta Dowhana. Po październikowych wyborach parlamentarnych miał swoje 5 minut, kiedy partia rządząca próbowała przeciągnąć go na swoją stronę, oferując fotel ministra sportu.

Kilka dni temu Robert Dowhan wrzucił na swojego Facebooka zdjęcia z Gali PZPN. Na jednym uśmiecha się, stojąc obok Maryli Rodowicz, na kolejnym pozuje z Moniką Olejnik. Pod fotografiami wpis, że w dniu piłkarskiej imprezy swoją galę dla sponsorów robił Stelmet Falubaz Zielona Góra, ale nie dostał zaproszenia i nie miał dylematu, gdzie iść. W klubie, który stawiał na nogi i którego jest udziałowcem, stał się persona non grata. Tymczasem nawet najmniej mu przychylne osoby podkreślają, że Robert był dobrym prezesem, że bez niego Falubaz nie przeżyłby złotego okresu.

Cała Polska poznała Dowhana, kiedy po październikowych wyborach parlamentarnych rządząca większość próbowała go kupić, oferując fotel ministra sportu. Kilku kolegów z Platformy Obywatelskiej zastanawiało się, czy aby nie pęknie. - To koniunkturalista - mówili, ale ku ich zaskoczeniu Dowhan ofertę odrzucił. - Nie chciałem tłuc w domu wszystkich luster, a przechodząc, nie mógłbym sobie spojrzeć w twarz - komentował tamtą decyzję.

Czytaj także: Sparta szykuje umowę dla Curzytków. Rodzice się zgodzili

Kiedy był w żużlu, to mniejszych bądź większych skandali z jego udziałem nie brakowało. - Cała Polska mi tu napie..... - mówił w trakcie jednego z derbowych spotkań Falubazu ze Stalą Gorzów, nie wiedząc, że jest nagrywany. Wszyscy spodziewali się, że tamten mecz zostanie odwołany, kiedy na stadion dotarła wiadomość o śmierci Lee Richardsona. Anglik zmarł po wypadku we Wrocławiu, a komentatorzy gorzowskiego meczu przerwali komentarz.

ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow: Nie spełniłem swoich marzeń. Zazdroszczę tytułu Zmarzlikowi

Po innym meczu Falubazu wrobił go trener Piotr Żyto, mówiąc na konferencji, że prezes próbuje ingerować w skład i wysyła mu sms-y, jakie zmiany ma robić. Prezes gęsto się z tego tłumaczył, trener został na jedno spotkanie zawieszony. Dowhan nie chowa jednak długo urazu. Z Markiem Cieślakiem mocno się swego czasu poróżnił, ale po kilku latach rozłąki nakłonił go do powrotu do Falubazu.

Ludzie, którzy znają go z pracy w klubie, podkreślają, że uwielbiał porządek, że miał obsesję na punkcie tego, kto i po co wchodzi na stadion. Nie chciał mieć zbędnych osób. Kiedyś nie chciał wpuścić na stadion antydopingówki. To było w czasach, gdy ta działała przy PKOl. Pani tłumaczyła, że kontrola, że są z PKOl, a on odpowiadał, że nie wejdą, bo żużel nie jest sportem olimpijskim. Dopiero po telefonie z GKSŻ ustąpił.

Raz zdarzyło mu się usunąć ze stadionu młodego Patryka Dudka z rodziną. Nie był on wtedy zawodnikiem pierwszego zespołu, nawet nie łapał się do składu, więc uznał, że on i jego rodzice tylko przeszkadzają. Gdy Dudek stał się gwiazdą Falubazu, potrafił walczyć o niego jak lew. W 2008 roku Dudek był jedną nogą w Toruniu. Z Pulczyńskimi pojechał na wakacje, trenował już nawet na starym torze, ale wtedy prezes się zorientował, sypnął kasą i zawrócił Dudka na zielonogórskie tory.

Dowhan ostatni tytuł z Falubazem zdobył w 2013 roku. Wtedy też mieliśmy jedną z największych żużlowych afer, bo Unibax Toruń odmówił jazdy w finale. Było to dzień po naprawdę poważnym wypadku Tomasza Golloba w Grand Prix. Cała wina za tamto zdarzenie spadła na Romana Karkosika, właściciela Unibaxu, ale w Toruniu niejeden odbijał piłeczkę, tłumacząc, że Dowhan zrobił wiele, by sprowokować Karkosika. Po kraksie Golloba miał mu powiedzieć: nigdy nie zdobędziesz złota. - A ty nie będziesz miał jutro finału - usłyszał w odpowiedzi.

Przy okazji tamtej sytuacji ludzie z otoczenia Karkosika mówili, że Dowhan nie wie, komu podskoczył, że miliarder go załatwi. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Obecnie Dowhan może nie jest drugim Karkosikiem, ale można go nazwać człowiekiem sukcesu. Aktor Tomasz Karolak, który jest winny senatorowi duże pieniądze, całkiem niedawno ironizował, nazywając go milionerem i trafił w punkt. W oświadczeniu majątkowym Dowhana mamy nie tylko dom, mieszkania, działki, udziały w Falubazie i browarze, ale i też 6 zegarków, obrazy, meble, warte ponad 10 tysięcy butelki szampana i wina oraz teatralną widownię, za którą nie zapłacił mu Karolak.

Dowhan pierwsze pieniądze zarobił na obozach OHP. Natomiast biznesy zaczynał od utworzenia punktu handlowego na początku lat 90. Punkt przerodził się w firmę, która działa do dziś. W 2002 roku wszedł do ZKŻ-u Zielona Góra. Prezesem został, kiedy klub był na krawędzi. Zdobył zaufanie, pozyskując do współpracy znaczące przedsiębiorstwa. Postawił klub na nogi pod względem marketingowym. - To były najlepsze czasy Falubazu. Zwłaszcza złota era i lata 2009-13, kiedy drużyna zdobyła trzy tytułu mistrzowskie - wspomina Jacek Frątczak, były menedżer zespołu.

Przeszedł modelową ścieżkę kariery. Członek zarządu klubu, potem został prezesem, skąd trafił do rady miasta i w końcu na Wiejską. Ktoś mógłby pomyśleć, że żużel był środkiem do celu. - Nawet jeśli, to jakie to ma znaczenie. Gala Falubazu, na którą nie został zaproszony, odbyła się w hali koszykarskiej, a człowiek miał wrażenie, że każda parówka jest wyliczona. Za Dowhana takie imprezy były w pałacach i najlepszych hotelach. To była zabawa połączona z pieczeniem dzika - mówi nam jeden z byłych działaczy Falubazu.

Kiedy został senatorem, krok po kroku zaczął się odsuwać od klubu. Wciąż miał w nim wpływy, długo rządził z tylnego siedzenia, ale to już nie było takie zaangażowanie jak w pierwszych latach działalności. A na początku tego roku jego pakiet udziałów w żużlowej spółce mocno się uszczuplił, po tym, jak inny udziałowiec Stanisław Bieńkowski do spółki z ówczesnym prezesem Adamem Golińskim wprowadzili do tego układu miasto.

Czytaj także: To im żużlowcy płaczą w rękaw. Spowiednicy, mechanicy, drugie połówki

Z prezydentem Januszem Kubickim kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi. Uczył go jazdy na nartach. Z czasem ich drogi się jednak rozeszły. Podzieliła ich sprawa remontu stadionu na Wrocławskiej. Dziś nie ma wspólnych wypadów, a Dowhan, choć ma pakiet udziałów w Falubazie, nie jest tam mile widziany. Na pewno nie czuje się z tego powodu komfortowo, ale jest w innym miejscu. W sprawach Falubazu od jakiegoś czasu jest w defensywie.

Dowhan odcisnął na żużlu swoje piętno, nie tylko prowadząc Falubaz do sukcesów, ale i wydeptując w parlamencie korzystne rozwiązania dla dyscypliny. Był jednym z tych, którzy zrobili dużo, by ministerstwo finansów zaakceptowało żużlowców, jako firmy, które prowadzą własną działalność i rozliczają się na podatku liniowym.

Źródło artykułu: