Żużel. Jak to się stało, że Doyle trafił do Włókniarza. Inne kluby miały problem z kasą lub długością umowy

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Jason Doyle

Jason Doyle miał w ostatnim oknie pięć ofert. Pierwszą ze Sparty, kolejne z Motoru, Falubazu, Włókniarza i ROW-u. Skończyło się na Częstochowie, bo Włókniarz jako jedyny nie robił problemu z tego, że umowa ma być na rok.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w sezonie 2021 Jason Doyle będzie ponownie zawodnikiem eWinner Apatora Toruń (pod warunkiem, że ten awansuje). Rok 2020 Doyle spędzi w forBET Włókniarzu Częstochowa, do którego został z Apatora wypożyczony. W Toruniu nie chcieli się zgodzić na więcej w trosce o interes klubu (działacze Apatora widzą, jak kolejnym beniaminkom ciężko o pozyskanie ligowych gwiazd), który liczy na szybki powrót do PGE Ekstraligi. Oczywiście taka postawa mocno związała Jasonowi ręce. Wystarczy prześledzić historię i przebieg jego ostatnich negocjacji.

Zaczęło się od Betard Sparty Wrocław, dla której akurat długość umowy nie była problemem. Była nią natomiast kasa. Jason miał w tym roku w Apatorze 1,7 miliona złotych i przynajmniej tyle samo chciał mieć we Wrocławiu. Kluby miały wymienić się zawodnikami, do Torunia miał powędrować Gleb Czugunow, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo Sparta nie chciała naruszyć hierarchii płac. Doyle z 1,7 byłby na poziomie Macieja Janowskiego i tuż za Taiem Woffindenem. We Wrocławiu uznali, że to mogłoby rozbić atmosferę w zespole, więc zrezygnowali.

Czytaj także: GP w Togliatti pod znakiem zapytania. Mistrzowie pojadą pod neutralną flagą

Potem pojawił się Speed Car Motor Lublin i bardzo dobra propozycja, czyli 4 miliony za 2-letni kontrakt. Miała się w to włączyć Bogdanka. Jednak Apator za nic w świecie nie chciał się zgodzić na 2 lata. A 2 miliony obiecali Jasonowi w Toruniu, gdy tylko drużyna wróci do PGE Ekstraligi, czyli od sezonu 2021. W tym miejscu warto i należy wyjaśnić, że po powrocie Doyle ma podpisać z Apatorem taki kontrakt, jaki oferowali mu w Lublinie - 4 miliony za 2 lata (a może nawet 6 baniek za 3 lata).

Motor nie chciał się wiązać z zawodnikiem na rok, więc szczęścia spróbował Stelmet Falubaz Zielona Góra. Były już prezes Adam Goliński zaproponował 1,8 miliona złotych, ale i on chciał 2-letniej umowy. Temat znów upadł. Wtedy wkroczył Włókniarz i jeszcze tego samego dnia PGG ROW. Dla rybniczan 1,7 miliona to było za dużo, ale zdradzonej przez Maksyma Drabika Częstochowie praktycznie wszystko zagrało. Środki na kontrakt były z tego, co uzbierano na Drabika, a na roczny kontrakt trochę pokręcono nosem, by ostatecznie przystać i na to. Swoją drogą Włókniarz, tak jak mówi prezes Michał Świącik faktycznie zapłacił mniej niż proponowali inni.

Czytaj także: Prezes Włókniarza pociesza Mrozka. Mówi, że po awansie miał gorszy skład

ZOBACZ WIDEO Cieślak o odejściu Miedzińskiego z Włókniarza. "Dużo do powiedzenia miał jego sponsor"

Komentarze (30)
avatar
KSFZ
11.12.2019
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Jak to się stało.Zstało.Zapytajcie Sayfutdinowa i paru innych wyrolowanych.Mwyrolowanych.Medaliki znowu podpisują wirtualne kontrakty.Jkontrakty.Jeden oszukany mniej jeden wiecewięcejwiecewięce Czytaj całość
avatar
EstadioOlimpico
11.12.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A ja naiwny myslalem, ze to byla milosc do Wlokniarza.... :] 
avatar
Bada Bing
11.12.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Na początku był chaos, a póxniej Ostafińska dostała smsa 
avatar
Michal Michal
11.12.2019
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Słabe to trochę że strony Apatora tak blokować zawodnika przez własną nieudolność 
avatar
Gekon
10.12.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Gdy sprawa dotyczy pieniędzy i alkoholu to pierwszy jest Dariusz. Przypadek?