Nieciekawe informacje napłynęły na początku tygodnia z Rybnika. W skrócie, bo na pewno wszyscy są już dokładnie zaznajomieni z tematem i szczegółowe wałkowanie go nie ma sensu. W klubie trwa kontrola Urzędu Miasta. Prezydent Piotr Kuczera chce zabrać z dotacji za rok 2018 milion złotych, bo ten nie został wydany. Masz nadwyżkę w kasie? To ją oddawaj. Klub rozważa wycofanie się z rozgrywek PGE Ekstraligi.
CZYTAJ TAKŻE: Tak się nie robi panie prezydencie
Prezes Krzysztof Mrozek po aferze dopingowej z Grigorijem Łagutą w roli głównej i w konsekwencji spadku był napalony na szybki powrót do PGE Ekstraligi. A gdy w końcu się udało, w przededniu świąt dostał obuchem w głowę i cały misterny plan, jak w legendarnym polskim filmie też… wiadomo gdzie.
Jeśli gospodarz miasta nie zmieni swojego nastawienia tą jedną decyzją uruchomi lawinę. Będzie miał na głowie kibiców ROW-u, którzy w razie najczarniejszego scenariusza uznają go za grabarza rybnickiego żużla. Będzie wrogiem publicznym numer jeden, fani nie zostawią na nim suchej nitki. To pewnik. W kościach czuję i pielgrzymki pod siedzibę UM.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Dlatego wydaje mi się, że tak czy siak finał tej historii mimo aktualnych przepychanek będzie pozytywny. Uda się wypracować kompromis zadowalający obie strony, a zespół wystartuje w najlepszej lidze świata. Byłbym szczerze zdziwiony gdy tak się nie stało. Żeby nie było. Mrozek także nie jest bez winy i podejrzewam, że on sam ma tego świadomość.
Nieco pół żartem pół serio, prezesi powinni się zastanowić również nad dawaniem umowy Gregowi Hancockowi. Gdzie tylko facet się pojawi od razu spadają na ten ośrodek plagi egipskie. W Rzeszowie był co prawda Dyzma Ireneusz Nawrocki, który bez pieniędzy bawił się w prowadzenie klubu, ale miał Hancocka? Miał.
Teraz wystarczyło, że Amerykanin podpisał kontrakt warszawski z Rybnikiem i znów sprowadził jakieś nieszczęście. Gość od paru lat naprawdę nie ma dobrej passy. Jakub Kępa chyba jest jednak w czepku urodzony, a Hancockowi za to, że tak go w ostatniej chwili zrobił w konia i wybrał wesołego pana Ireneusza zamiast Motoru, to jeszcze musi kartkę na święta wysłać.
Pożywkę mają teraz ci wszyscy, którzy mimo sportowej degradacji Apatora przewidywali, że torunianie i tak prędzej czy później dostaną sposobność do uratowania się przy zielonym stoliku. Ekstraliga i jej prezes, a związany niegdyś z Unibaksem - Wojciech Stępniewski mieli według nich zrobić, co tylko w ich mocy żeby Toruń nie spadł.
CZYTAJ TAKŻE: Kiedy powiedzą sobie dość. Zawodnicy ociągają się z decyzjami o końcu kariery
No i bum. Chwilę to trwało, ale naczelni hejterzy wreszcie mogą odetchnąć z ulgą. Na razie nie wiadomo ile potrwa ich euforyczny stan, ale problem w tym, że Stępniewski i spółka nie mają z tym nic wspólnego. W Rybniku sami strzelają sobie w kolana, a że poza Apatorem chętnych do dzikich kart póki co brak, to dyskusja będzie trwała aż do finalnego, jasnego stanowiska ROW-u, co dalej. Czy się siłujemy, czy odpuszczamy.